Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cztery koła i duża moc - to jest życie!

Katarzyna Pomianowska, [email protected]
Mistrz kierownicy potrafi przykuć uwagę sobą i tym, co mówi
Mistrz kierownicy potrafi przykuć uwagę sobą i tym, co mówi
Mówią o nim, że ma w żyłach benzynę zamiast krwi. Zaczynał w 1987 roku, prywatnym fiatem 125p, później polonezem... Łatwo nie było. Krzysztof Hołowczyc propaguje nie tylko rajdy, ale przede wszystkim bezpieczną jazdę. Taką zwyczajną, codzienną.

Amerykanie wabili
- To były czasy szalone, żeby kupić komplet amortyzatorów sportowych - człowiek normalnie pracujący potrzebował 12 pensji - wspomina swoje początki Krzysztof Hołowczyc. - Każda rzecz, która była do takiego samochodu potrzebna - była czymś nieosiągalnym.
- Teraz też jest trudno. To sport dla ludzi, którzy mają duże pieniądze. Pamiętam moment takiego zwątpienia, gdy pomyślałem, że nie dam rady już jeździć. Wówczas zupełnie przypadkowo spotkałem kaskaderów amerykańskich na festiwalu w Gdyni. Pokazywałem im różne rzeczy, które potrafiłem z tym moim fiatem zrobić. Zaproponowali mi wówczas, żebym przyjechał do Hollywood, by czegoś więcej się nauczyć; spodobało im się to, co robię. Zaśmiałem się, wymieniliśmy się adresami, a za dwa tygodnie przyszło zaproszenie do Ameryki.
- Wówczas byłem na granicy, doszedłem do pewnego poziomu, którego nie byłem w stanie przekroczyć. Pomyślałem sobie - rzucę te rajdy, pojadę do Ameryki. Poszedłem nawet do ambasady, dostałem wizę, ale zadzwonił telefon, o którym marzą wszyscy sportowcy - z fabryki samochodów, z ośrodka badawczo-rozwojowego z pytaniem: czy bym nie zasilił ich zespołu fabrycznego. Jakby Pan Bóg zadzwonił! Pamiętam, że chciałem krzyczeć "tak, tak, biorę to!", ale wtedy, nauczony już przez ojca, że trzeba się zastanowić i odczekać, poprosiłem o kwadrans do namysłu. Przez te 15 minut biegałem po ścianach wokół domu i czekałem, aż ten czas się skończy i gdy była 14.59 wcisnąłem przycisk i powiedziałem, że tak, będę jeździł, dziękuję za propozycję.

Kierowca fabryczny
Na początek samochodami o silniku 1.5 turbo, które po kilku kilometrach miały olej na przedniej szybie, bo silniki wybuchały. Podczas blisko dwurocznej umowy udało się Hołowczycowi zarabiać pierwsze pieniądze.

- Wtedy zaczęło się sprowadzanie samochodów z zagranicy i sprzedawanie ich na pniu w Polsce. Pamiętam, jak np. kupiłem scodę za 250 marek niemieckich, a sprzedałem ją za 1750 dolarów! Zaczęliśmy przywozić wiele aut, sprzedawać je na miejscu, zarabiać duże pieniądze, budować dom. I w tym momencie przyszły zmiany. Dział sportu w fabryce został zamknięty, a ja musiałem sprzedać niewykończony dom. Wróciliśmy z żoną do 30-metrowego mieszkanka. Kupiłem dwie mazdy treningową i rajdówkę, busa, wynająłem warsztat, bo wierzyłem, że jeszcze wszystkim pokażę, że wszystkich pokonam. Niestety, pieniądze w sportach motorowych szybko wyparowują, zawsze jest ich mało i już było blisko końca...
Jednak rajdy
Rzutem na taśmę przyszły mistrz kupił toyotę celicę i dostał się do zespołu, który powstawał w Polsce z Pawłem Przybylskim i Markiem Gieruszczakiem, którzy byli zawodnikami fabrycznymi. Szybko okazało się, że Krzysztof Hołowczyc był szybszy od nich.
- Są takie chwile, które na zawsze pozostaną w pamięci... Jak zwycięstwo w mistrzostwach Europy na Cyprze - wspominał Hołowczyc podczas spotkania, które w Brodnicy zorganizowało Stowarzyszenie Jaśkowa Droga. - Wieniec laurowy, polski hymn - to są chwile, które teraz z perspektywy potrafię docenić. Pamiętajcie - jak coś osiągacie - cieszcie się z tego, celebrujcie, nie przechodźcie obojętnie. To są ważne momenty.
Podczas Dakarów nieraz "Hołek" walczył o życie i to nie w przenośni.

Po pierwszym Dakarze - rajdowiec stwierdził, że to nie jest miejsce dla niego (startował w sumie 9 razy, w tym roku zajął 6. miejsce, w 2009 i 2011 - 5.). Zmienił jednak zdanie. - Dotarło do mnie, że tam przekracza się granicę ludzkich możliwości. I to na zawsze wciąga. Po drugie świadomość, że po powrocie z Dakaru zupełnie inaczej patrzy się na świat. Któregoś razu jechałem przez Afrykę, zacząłem hamować, zatrzymałem się. Piękny zachód słońca, a dosłownie parę metrów przede mną - klif 30-40 metrów w dół.

Niewiele brakowało
Rok 2011 i 5. miejsce w Dakarze, to zdaniem mistrza jego osobista porażka. - Od trzech lat mam takie umiejętności i sprzęt, że powinienem być na podium, mam tego świadomość i mam niedosyt. Nie wierzę w brak szczęścia, wiem, że muszę ciężej pracować, przygotowywać się - zapewnia.
Nie ukrywa, że ma świadomość, że jeśli jeszcze raz mu "nie pójdzie" na Dakarze, kolejny udział w tym rajdzie stanie pod znakiem zapytania.
- Zmieni pan dyscyplinę sportu? Może skoki narciarskie?
- Cztery koła i duża moc, wtedy czuję się najlepiej. Może za rok pojadę w rallycross. Bardzo ciekawa dyscyplina, koncentracja 3-5 minutowa, kilka okrążeń. Myślę, że to będzie takie uwieńczenie, dobra emerytura sportowa. A ja nie zamierzam tam być jakimś tłem, lubię być gościem, który walczy o coś więcej - zapewnia Krzysztof Hołowczyc.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska