Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie odcienie szarości

Adam Willma, [email protected]
reprodukcja
Książka Grzegorza Bacińskiego (Apolinarego Bacy) wywołała burzę w kręgach dawnej studenckiej opozycji na UMK.

To będzie wywiad z Apolinarym Bacą?
Może być z Grzegorzem Bacińskim (śmiech). Kto znał autora, ten nie ma wątpliwości. Choćby dlatego, że debiutowałem jako twórca opowiadań pod pseudonimem Zbigniew Baca, w toruńskim piśmie literackim zresztą. Apolinary to imię wypożyczone od mojego nieżyjącego już ojca.

Napisał pan powieść z kluczem, ale dorobienie do niej klucza nie stanowi raczej problemu. Po co więc ten kamuflaż?
Ta książka powstała na marginesie mojej pracy naukowej. Napisałem pracę doktorską o Federacji Młodzieży Walczącej w Warszawie, największej młodzieżowej organizacji opozycyjnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Niewielką część zebranego materiału pomieściłem w pracy doktorskiej, część w książce reportażowej. Nadal jednak pozostał ogromny materiał, setki ciekawych, anegdotycznych, wzruszających często komicznych sytuacji, które chciałem jakoś utrwalić. Ale pisanie powieści z przymrużeniem oka niektórzy mogliby jednak uznać za czynność nie licującą z godnością nauki, więc postanowiłem oddzielić te sprawy. Dlatego autor powieści ukrył się pod pseudonimem.

Nazwa miasta, w którym historia się zaczyna, nie pada ani razu, ale ta fabryka tapet...
Oczywiście, każdy mieszkaniec Wąbrzeźna od razu rozpozna topografię miasta, w którym się urodziłem. Część akcji rozgrywa się na ziemi chełmińskiej, w Toruniu i w Bydgoszczy.

Pisanie "kombatanckiej" książki w czasach powszechnej niechęci do polityki, to straceńcze zadanie.
Do napisania tej książki namawiał mnie wydawca, który wymyślił sobie, że napiszę coś w rodzaju "Kamieni na szaniec" z czasów późnego PRL. Rozmawialiśmy na temat tego projektu trzy lata i w końcu znalazłem czas, żeby nad nią przysiąść. Bohaterami mojej książki jest 18 osób, ja występuję w niej niejako w roli narratora tamtej dekady, z którym czytelnik podróżuje od roku 1981 aż po koniec lat 80. Oczywiście moje "Kamienie na szaniec" napisane są w konwencji żartobliwej, ale też z myślą o tym, żeby obraz który kreują, nie był czarno-biały. Bo w środowiskach ówczesnej opozycji nie było czarno-biało. Było mnóstwo odcieni szarości.

Jak odmierzył pan proporcje między fikcją i faktami? W 1981 roku w wieży warszawskiego kościoła św. Anny, 13-letni Baciak spotyka człowieka z charakterystyczną skórzaną torbą. Ryszarda Kuklińskiego. To już chyba fikcja literacka?
Nawet osoby, które występują w mojej książce, mówiły mi "ale tutaj Baca pojechałeś". Otóż wcale nie "pojechałem"!

Tym człowiekiem rzeczywiście był Kukliński?
Dopiero przed dwoma laty, ksiądz prałat Maj, duszpasterz NZS, opowiedział, że gdy był wikarym u św. Anny, widywał tam w 1981 robotnika, który miał rzekomo pomagać przy remoncie dzwonnicy. Nawet ksiądz Maj dowiedział się dopiero wiele lat później, kim był ten człowiek. W tym samym czasie prace przy instalacji automatu do dzwonów prowadziła u św. Anny jedyna firma w Polsce, która była wyspecjalizowana w tego typu zleceniach, jak powiedział mi ks. Maj (ale dopiero w 2006 roku rok) po to, by płk. Kukliński mógł swobodnie wykonywać swe zadanie. Tak się składa, że to była firma mojego ojca, a ja z bratem zostałem zaprzęgnięty do pomocy. Pamiętam tamte zdarzenia bardzo dokładnie, bo jako nastolatkowi, wyjazdy do stolicy nie zdarzały mi się często. Zwróciliśmy uwagę na tego dziwnego "elektryka", bo do naszych zadań należało pilnowanie narzędzi, a tamten facet miał klucze do wieży i budził nasze podejrzenia. Gdy zwróciliśmy na to uwagę, proboszcz dość szorstko kazał nam się odczepić od tego "elektryka". Mój brat spotkał później tego naszego elektryka w mundurze na placu Zamkowym...

Co Kuliński robił w wieży?
Jak wiadomo informacje wysyłane były przez Kuklińskiego drogą elektroniczną. Aby ten prymitywny system SMS zadziałał, potrzebny był możliwie bliski kontakt z odbiornikiem. Do kościoła św. Anny przychodziła na msze żona trzeciego sekretarza ambasady USA i to ona miała w torebce odbiornik.

Historie dotyczące materiałów wybuchowych również są prawdziwe?
Oczywiście, anegdota dotycząca projektowanego moździerza konstruowanego przez "Czarnego" dotyczy osoby, która jest dziś bardzo znanym polskim dziennikarzem, współzałożyciela Federacji Młodzieży Walczącej. Nie było tajemnicą dla zainteresowanych, że materiały wybuchowe można najłatwiej pozyskać na poligonie, na którym leżało mnóstwo niewybuchów. Szczególnie oczywiste było to dla Krzysztofa (od kilku lat nieżyjącego), genialnego młodego chemika, na pomoc którego można było zawsze liczyć. Nikt nie chciał, broń Bóg, nikogo zabijać, ale już wysadzić jakiś pomnik, czemu nie… Historię aresztowania Krzysztofa opisuję zresztą w książce, ilustrując ją kopiami tekstów znanego skądinąd ówczesnego dziennikarza, Jerzego Wenderlicha.

W gorzko-ironicznym świetle przedstawia pan działaczy NZS z Torunia.
Bo na tle innych uczelni była to komórka dość, w moim odczuciu, śmieszna. Liderzy tego "drugiego NZS" w 1988 roku w ogóle zachowywali się dziwnie. Powstał komitet, który nie wykazywał inicjatywy, a wręcz dusił ją w zarodku. A miałem porównanie z Warszawą, Lublinem i Poznaniem. W 1988 roku, jeszcze jako poznański maturzysta, trafiłem - absolutnym przypadkiem - na "krajówkę" podziemnego NZS do Częstochowy. Przywiozłem stamtąd komplet materiałów dotyczących planowanego na 10 maja 1988 roku studenckiego Ogólnopolskiego Dnia Protestu, które przekazałem kolegom z UMK. Początkowo mieli pewne obawy, ale później podjęli wyzwanie, z sugestią, żebym się raczej nie angażował, bo nie jestem jeszcze studentem. Koledzy zorganizowali niemrawy strajk absencyjny, podczas którego odczytali przywiezione przeze mnie materiały, typu odezwa, oświadczenie itp. To wydarzenie jest mitem założycielskim tego środowiska. Dowcip polega na tym, że niektóre z nazwisk osób angażujących się w to wydarzenie znalazłem później w zapisach ewidencyjnych dziennika rejestracyjnego sieci agenturalnej SB. Ponieważ głośno krytykowałem ich praktyki, jedna z tych osób, na zebraniu organizacyjnym NZS, w 1988 roku, groziła mi, że jeśli się im nie podporządkuję, na łamach podziemnej gazety zrobi ze mnie "ubeka".

Zetknął się pan z nią po latach?
Tak, w 2011 roku. Dostałem wówczas zaproszenie na wręczenie orderów dla podziemnych działaczy NZS. Ten człowiek odebrał wówczas trzy ordery - od prezydenta, od marszałka Sejmiku i od rektora UMK.

Scena rozmowy "Waleta" z funkcjonariuszem SB jest już całkowitą fikcją?
Owszem, choć poruszam w niej prawdziwe wydarzenia. Trafiłem na dokumenty, w których funkcjonariusze chwalą się, że w wyniku "kombinacji operacyjnej" skierowali aktywność działaczy toruńskiego NZS na sprawy ekologiczne. Chodziło o walkę o czyste powietrze nad Toruniem. Pomysłem SB było przekształcenie ówczesnego toruńskiego NZS w organizację ekologiczną i to się po części udało.

Jakie są dotychczasowe reakcje na książkę?
Najbardziej spodobała mi się recenzja zaczynająca się od słów: "Od lat z premedytacją omijam półki z literaturą solidarnościową, ale znajomy księgarz pokazał mi to...". Zaskakuje mnie żywa reakcja młodych ludzi, którzy nie pamiętają już nic z tamtych czasów, a jednak potrafią w niej odnaleźć siebie.

Dawni działacze toruńskiego NZS podpisali oświadczenie dezawuujące pana książkę: "Znając naszych kolegów, działając z nimi w NZS-ie, organizując wspólnie liczne akcje wymierzone we władze komunistyczne, musimy zareagować sprzeciwem wobec kłamliwej kampanii wymierzonej w dobre imię liderów i działaczy toruńskiego NZS-u. […] Pod pretekstem fikcji literackiej stara się zniszczyć nie tylko ludzi, ale także zdeprecjonować wszelkie działania podejmowane w przeszłości przez NZS".
A pewien profesor z Torunia zadał sobie nawet trud napisania złośliwego wierszyka na temat Baciaka (śmiech). Z wielką przyjemnością spotkałbym się z nim na publicznej debacie i wówczas przedstawię swoje argumenty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska