Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczne losy właściciela fabryki makaronu. Opowiedziała je nam Czytelniczka

Jolanta Zielazna
Czerwiec 1939 r., wycieczka nad jezioro Lipkusz. Pani Irena siedzi, za nią stoi jej mama i Józef Häusler. Tata pani Ireny i szofer Häuslerów wymieniają koło.
Czerwiec 1939 r., wycieczka nad jezioro Lipkusz. Pani Irena siedzi, za nią stoi jej mama i Józef Häusler. Tata pani Ireny i szofer Häuslerów wymieniają koło. zbiory prywatne
Józef Häusler, właściciel Fabryki Makaronu przy ul. Chrobrego został zakatowany przez gestapo. Zginął, bo nie chciał być Niemcem. Jego nazwisko widnieje na tablicy w bydgoskiej, farze ufundowanej ku pamięci kupców, którzy zginęli w latach 1939-1945.

Czytelnicy "Albumu bydgoskiego" są niezawodni! To dzięki nim i ich wspomnieniom udaje nam się przekazać wiele zdarzeń, uzupełnić nasze teksty o cenne informacje, które zostały w ich pamięci.

Teraz dzięki pani Irenie, córce przedwojennego właściciela hurtowni towarów aptecznych "Farmacja", możemy Czytelnikom "Albumu" pokazać losy Józefa Häuslera i jego żony Władysławy. O fabryce pisaliśmy wcześniej, ale nie znaliśmy losów jej ostatniego przed wojną właściciela.

Od innej naszej Czytelniczki, pani Danieli, która jako dziecko mieszkała przy ul. Chrobrego 12 wiemy, że zaraz na początku wojny właściciel fabryki makaronu został aresztowany przez gestapo.
Potwierdza to pani Irena. Jej rodzice utrzymywali kontakty towarzyskie z Häuslerami, razem jeździli samochodem na wypady za miasto. Z jednego zachowało się nawet zdjęcie. Był czerwiec 1939 rok, jechali nad jezioro Lipkusz.

Państwo Häusler nie mieli dzieci. To mówi zarówno pani Daniela, jaki i Irena. Odwiedzała ich za to młoda dziewczyna, Helga, z Berlina, prawdopodobnie bratanica Józefa. On urodził się właśnie w Berlinie.

Jakiś czas, pod koniec lat 30., mieszkała w Bydgoszczy u Häuslerów Renia Häusler - rówieśniczka pani Ireny. Ze swoim bratem przyjechała z Gdyni. - Renia chodziła ze mną do jednej klasy w szkole podstawowej Żeńskiego Katolickiego Gimnazjum Humanistycznym Wandy Rolbieskiej - wspomina pani Irena. - To była chyba piąta klasa.

Do szóstej klasy już nie poszły, bo wybuchła wojna.

- Pana Häuslera pierwszy raz gestapo zabrało w grudniu 1939 roku, przed świętami - pamięta pani Irena. - Nie mieszkali już w fabryce przy Chrobrego, wcześniej Niemcy ich stamtąd wyrzucili, ale nie wiem, dokąd.
Józef był przetrzymywany w siedzibie gestapo przy ul. Poniatowskiego.- Tam była katownia gestapo.

Przed wojną w tym miejscu mieściła się tzw. "dwójka", czyli siedziba Oddziału II Sztabu Głównego WP, czyli wywiad i kontrwywiad.

- Chyba wiosną 1940 roku przyjechał z Berlina krewny pana Józefa w mundurze zwykłego niemieckiego żołnierza - opowiada pani Irena. - Może to był jego brat? Wskutek jego interwencji w gestapo Józefa zwolnili. Był później u nas. Musieli go maltretować, bo to był strzęp człowieka. Twarz zmieniona, mizerna, tylko uszy sterczały. Wszystkie zęby miał wybite.

Ze wspomnień pani Ireny wynika, że Józef Häusler katowany był za to, że nie chciał zostać Niemcem. - On zasygnalizował ojcu, że ma propozycję przyjęcia II grupy. Nazwisko niemieckie, urodził się w Berlinie. Ale on się na to nie zgodził. Widać, traktowali go jak zdrajcę, że nie chce być Niemcem.

Jednak koncepcja Niemieckiej Listy Narodowej powstała pod koniec października 1939 w Kraju Warty. Na Pomorzu Gdańskim (do tego okręgu należała Bydgoszcz) ogólną koncepcję germanizacji namiestnik Albert Forster przedstawił w grudniu 1940 roku.

Może więc początkowo Niemcy próbowali zmusić Häuslera do przyznania się do niemieckości ze względu na miejsce urodzenia i nazwisko? W Niemczech został też jeden z jego braci

W każdym razie po wypuszczenie Häuslera z gestapo małżonkowie dostali nakaz opuszczenia Bydgoszczy. Zamieszkali - jak mówi pani Irena - na Nakielskiej, daleko, przy młynie.

Można sądzić, że był to młyn Tańskich na Prądach, w bok od ulicy Nakielskiej. Prądy były wówczas podmiejską wsią. W granicach miasta znalazły się dopiero w l. 50.

Zobacz także: Hałaśliwa fabryka makaronów w Bydgoszczy

Kontakty Władysławy Häuslerowej z rodzicami pani Ireny trwały i w czasie wojny.
Po jakimś czasie Józef ponownie został aresztowany. Jego żona z Prądów jeździła na gestapo ze zmianami bielizny. Tą, którą odbierała, zalewała najpierw wrzątkiem, bo roiła się do robactwa.
Któregoś razu, gdy pojechała do męża na Poniatowskiego, to było w jego imieniny 19 marca, powiedziano jej, że "zmarł na serce".

- Nie wiem, gdzie jest pochowany, nie pamiętam, by ona jeździła na jakiś cmentarz - wspomina pani Irena.
Przypuszcza, że wdowa miała kontakty z podziemną organizacją, bo dzieliła się z rodzicami różnymi ważnymi wiadomościami.
- Oni niewątpliwie byli Polakami - podkreśla postawę Häuslerów pani Irena.

Po wojnie wdowa próbowała zarządzać fabryką makaronu. Wojsko, bo zarząd początkowo stanowili mundurowi, potrzebowało kogoś, kto się na tym zna. Ale gdy zachorowała i wylądowała w szpitalu zakaźnym, nie miała już dokąd wracać.

Początkowo wynajmowała mieszkanie w kamienicy na rogu Gdańskiej i Krasińskiego, w której przed wojną był dom mody Cyrus. Później udało się jej przeprowadzić do swojej kamienicy przy ul. Jagiellońskiej 111.
Wyszła za mąż za Kończaka, również wdowca. Władysława zmarła 18 sierpnia 1967 roku. Jest pochowana na Cmentarzu Nowofarnym.

Mimo tego, co przeszła była osobą pogodną, uśmiechniętą, życzliwą. Taką Władysławę Häusler zapamiętała pani Irena.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska