Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W drewnianej chatce w Malachinie pod Czerskiem spłonęła 50-letnia kobieta. Mąż nie zdołał jej uratować [zdjęcia]

(KL)
Policjanci wykonali oględziny pogorzeliska
Policjanci wykonali oględziny pogorzeliska Anna Klaman
Do pożaru doszło w nocy z piątku na sobotę. - Było dziesięć minut przed pierwszą w nocy - mówi sąsiad Andrzej Pastwa. - Widzieliśmy przez okno ogień sięgający kilku metrów w górę.
Teraz pan Mirosław mówi, że nie ma po co żyć i co chwilę twierdzi, że pani Mirosława zginęła przez niego.

Spłonęła chata w Malachinie

Sąsiad Adnrzej Pastwa jak zawsze zaoferował swoją pomoc. Wcześniej pogorzelcy chodzili do niego po wodę. Teraz przyjął na najbliższe dni męża zmarłej
Sąsiad Adnrzej Pastwa jak zawsze zaoferował swoją pomoc. Wcześniej pogorzelcy chodzili do niego po wodę. Teraz przyjął na najbliższe dni męża zmarłej kobiety. Anna Klaman

Sąsiad Adnrzej Pastwa jak zawsze zaoferował swoją pomoc. Wcześniej pogorzelcy chodzili do niego po wodę. Teraz przyjął na najbliższe dni męża zmarłej kobiety.
(fot. Anna Klaman)

W pożarze zginęła 50-letnia pani Mirosława. Jej męża nie było w domu. Był na budowie w okolicznej miejscowości. Pierwszy pojawił się na miejscu i próbował ratować żonę. Ale było już za późno. Zdołał ją tylko wyciągnąć do kuchni. Musiał się wycofać. - Gdy otworzyłem drzwi, buchnął ogień - opowiada. - Żona leżała nieruchomo. Nie wiem, być może już nie żyła.

Teraz pan Mirosław mówi, że nie ma po co żyć i co chwilę twierdzi, że pani Mirosława zginęła przez niego. - Nie wyciągnąłem jej i zostawiłem. Przeze mnie spaliła się. Nie chcę już żyć. Powinienem tam zostać i spłonąć razem z nią. Teraz nie mam po co żyć.

Małżonkowie żyli w urągających ludziom warunkach od 15 już lat. Obaj nadużywali alkoholu. Nie mieli wody i prądu. Kiedyś mieli dzieci, ale cała dwunastka została im odebrana. Ostatnie dzieci opieka zabrała małżonkom dziesięć lat temu. Byliśmy wtedy w domku przy ul. Ogrodowej w Malachinie. Życie w tym domu to szkoła przetrwania, codzienna walka o byt.

Pan Mirosław odmówił dziś przyjęcia kluczy do lokum w Czersku, które zaproponowała mu dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Nie pójdę do miasta - mówi. - Chcę tu zostać.

Problem w tym, że w Malachinie nie ma już do czego wracać. Chata spłonęła. Ocalała tylko drewniana szopka, gdzie małżonkowie trzymali kury i gęsi. Ocalały też trzy psy, ale jak zauważył pan Mirosław przepadł też ulubiony kot jego żony. - Nie wiem, czemu ona zostawiła tę świeczkę na stole - to kolejne pytanie, które wciąż sobie zadaje. - Zawsze jej mówiłem, by przed pójściem spać, ją gasiła. A jak już, to stawiała ją wyżej, choćby na jakimś słoiku. A teraz była na ławie. Dlaczego ona tak zrobiła? Dlaczego?

Zobacz także: Spłonęła "Chata Skrzata" w Kruszynie pod Bydgoszczą. Nikt nie odniósł obrażeń [zdjęcia]

Mężczyzna przyznaje, że żona nadużywała alkoholu. Ostatnio dostała też silne tabletki. - Mówiła, że są strasznie mocne - opowiada. - To pewnie przez tak to się skończyło. A zawsze mówiła, że przy mnie nigdy nie zginie.

Mężczyzna znalazł tymczasowy dach nad głową u sąsiada Andrzeja Pastwy. Ale to rozwiązanie tymczasowe. - Muszę go cały czas pilnować - opowiada pan Andrzej. - Boję się, że zrobi, jak mówi i się powiesi. Dzisiaj ze Szczecina przyjeżdża jego siostra. Może jakoś do niego przemówi.

Małżonkowie często korzystali z pomocy pana Andrzeja. To do niego chodzili po wodę. - W piątek Mirka też przyszła po wodę - opowiada. - Była jakaś taka wesoła. Widać było, że tego dnia dobrze się czuje. Miała już wypite, ale nie była pijana. Wypiła kawę i poszła. Tak sobie teraz myślę, że ona już chyba coś czuła.

Pastwa mówi, że źle się stało, że pogotowie nie zabrało mężczyzny do szpitala. To byłoby najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Przecież nie wiadomo, czy pogorzelec nie spełni swoich gróźb i nie targnie się na swoje życie. Zdaniem sąsiada służby medyczny zawiodły. To on musiał przyniósł koc, by otulić nim mężczyznę, a lekarz nie zaordynował nawet zastrzyku na uspokojenie.

Ale warto dodać, że pogotowie chciało zabrać mężczyznę do szpitala, ale ten kategorycznie odmówił. - Powinni wziąć go na obserwację, a lekarz przypisał tylko zalecenie wizyty u psychologa - mówi Pastwa.

Tymczasem pan Andrzej opowiada, że czeka tylko na wizytę siostry, a później ...dołączy do żony. Innym razem mówi, że pójdzie do lasu i tam będzie mieszkał. - Wiem, że opieka społeczna kontaktować się będzie ze mną w poniedziałek - mówi Pastwa. - Trzeba przecież zorganizować pogrzeb.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska