Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poczekajmy. Żałoba musi potrwać

Relację przygotowała Małgorzata Wąsacz
Na dyżur zaprosiliśmy Marię Szuster, psychologa z Ośrodka Edukacji i Psychoterapii "Ego" w Bydgoszczy.

Mąż zmarł dwa lata temu. Nie mieliśmy dzieci. Do dziś nie mogę sobie poradzić z jego odejściem. Jak to zmienić?
Śmierć kogoś bliskiego zawsze pozostawia w nas ślady. Zmienia nam rzeczywistość wewnętrzną (nie mamy kogo się poradzić, z kim się pośmiać), ale także zmienia rzeczywistość zewnętrzną (nie mamy z kim zjeść obiadu, płacić rachunków). Bardzo trudno radzić sobie z tymi zmianami, kiedy nie mamy innych, interesujących i angażujących nas obszarów życia. Kiedy żałoba trwa dłużej niż półtora roku, czujemy, że nie pozwala nam żyć, warto udać się do psychologa lub psychoterapeuty.

Moja mama zmarła trzy miesiące temu. Miała 76 lat. Tata codziennie chodził na cmentarz, by "porozmawiać" z mamą i zapalić znicz. Dwa miesiące temu na cmentarzu poznał starszą panią, też wdowę. Najpierw tylko rozmawiali o śmierci współmałżonków. Teraz wiem, że się umawiają też w kawiarni. Wkurzam się na tatę, że tak szybko zapomniał o mamie, z którą przeżył prawie pięćdziesiąt lat. Tymczasem tata mówi, że mamę wciąż kocha, ale nie chce zbyt długo celebrować żałoby i też ma prawo do szczęścia. Kto ma rację?
Każdy z nas inaczej przeżywa żałobę. Rozumiem, że postępowanie taty rani Panią, ale musimy pamiętać, że ma on swój własny świat wewnętrzny, w którym potrzebuje bliskiej osoby w swoim wieku. Może być tak, że tata próbuje w nowym związku poradzić sobie ze stratą żony. Z drugiej strony przeżycie śmierci kogoś bliskiego przybliża nas do myśli o własnej śmierci i tata może chce jeszcze zdążyć zbudować nową relację.

Zaraz po śmierci męża przez prawie dwa miesiące codziennie chodziłam na cmentarz na grób męża. Teraz chodzę tylko raz na tydzień, dwa. Mam wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony nie czuję już takiej potrzeby. Czy to dobrze?
Doświadczenie straty przeżywamy od początku życia. Każdy z nas musi się odnaleźć w rzeczywistości, w której są choroby, śmierć, przemijanie. Znajdujemy różne sposoby, żeby sobie poradzić z trudnymi uczuciami związanymi ze stratą (oddajemy się określonym rytuałom - pogrzeb, znicze, noszenie żałoby; zajmujemy myśli innymi sprawami, np. angażujemy się w pracę, opiekujemy się potrzebującymi osobami, np. jako wolontariusze). Nie jest korzystne, kiedy ktoś lub my sami zaczynamy rozliczać się z tego, czy żałoba jest przez nas dobrze przeżywana. Sformułowanie "dobrze przeżyta żałoba" obejmuje tylko i aż jedną rzecz. Żeby dopuścić do siebie uczucia i się nie rozsypać. Wydaje się, że Pani rzadsze wizyty na cmentarzu wpisują się w naturalne etapy żałoby, w których na początku jesteśmy w szoku i staramy się zaprzeczyć trudnej rzeczywistości, która nas dotknęła. Następnie nasze zachowanie ulega dezorganizacji, np. nie dajemy rady wykonywać dotychczasowych obowiązków. Buntujemy się i złościmy, np. na lekarzy, rodzinę, Boga. Po tym etapie wpadamy w smutek i depresję, życie traci dla nas sens. Dopiero po przejściu tych wymienionych etapów mamy szansę na pogodzenie się z nieuchronną rzeczywistością śmierci.

Moja mama zmarła w sierpniu. Długo chorowała. Zbliża się 1 listopada. Boję się tego dnia. Najchętniej wtedy zamknęłabym się w domu. Tymczasem siostra i brat nalegają na spotkanie przy grobie, a potem rodzinny obiad. Czy mam prawo przeżyć ten dzień tak, jak ja chcę? Czy lepiej wyjść 1 listopada do ludzi?
Każdy z nas ma prawo do tego, żeby przeżyć żałobę po swojemu. Nie jest korzystne, kiedy trudne uczucia żalu, buntu, rozpaczy, opuszczenia chowamy w sobie. Ważne jest, żebyśmy je mogli przeżyć, porozmawiać o nich, dopuścić je do siebie. To, czy wolimy robić to w samotności czy wśród ludzi, zależy od naszych indywidualnych preferencji. Rozumiem, że siostra i brat potrzebują rodzinnego spotkania. Pani wolałaby chwilę samotności. Wydaje mi się ważne, żeby pozwolić każdemu na własny sposób uporania się z żałobą.

Kilka dni temu podjęłam decyzję o uśpieniu psa chorego na raka, po wielu operacjach. Nie mogę poradzić sobie z poczuciem winy, że podjęłam tę decyzję. Czy to śmieszny problem? Czy można z nim udać się do specjalisty?
Nie ma nic śmiesznego w przeżywaniu straty. Obojętnie czy nasze uczucia dotyczą straty człowieka, czy zwierzęcia czy idei, z którą byliśmy związani (np. przy utracie pracy) - czujemy ból. Bardzo trudno jest dźwigać rozstanie w połączeniu z odpowiedzialnością, np. kiedy musimy zadecydować o odłączeniu umierającego od aparatury lub kiedy jesteśmy sprawcą wypadku. Jak najbardziej, jeśli będą płynąć dni, a Pani nadal będzie czuć się przygnieciona poczuciem winy, warto udać się do specjalisty - psychologa lub psychoterapeuty.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska