Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekstraliga zaczyna liczyć się z groszem. A może spróbować draftu?

Joachim Przybył
Czołowi żużlowcy ekstraligi nie będą już zarabiać powyżej 2 mln zł za sezon.
Czołowi żużlowcy ekstraligi nie będą już zarabiać powyżej 2 mln zł za sezon. Mariusz Murawski
5,5 mln zł na zawodników w ekstralidze? Jeszcze miesiąc temu takie kwoty budziły uśmiech. Dziś torunianie za zbliżone pieniądze mogą zbudować zespół na miarę mistrzostwa Polski.

To wcale nie przesada. Nowy menedżer toruńskich "Aniołów" Jacek Gajewski był jednym z pierwszych, który w ekstralidze nie tylko rzucił hasło radykalnego zaciskania pasa i obniżania kontraktów, ale przede wszystkim zaczął je realizować.

Okazja była idealna - rozstanie z Romanem Karkosikiem i przejęcie spółki przez Przemysława Termińskiego, który na żużel patrzy biznesowo. Założenie było proste - 8 mln zł w budżecie na 2015 rok, z tego 5,5 na wydatki (choć teraz właściciel spółki nie wyklucza, że pieniędzy będzie jednak trochę więcej).
Mało? Tak się wydawało początkowo. W Toruniu liderzy mają w kolejnym sezonie zarabiać najwyżej 1,3 mln zł, reszta poniżej miliona. Zawodnicy, którzy mają wyższe oczekiwania, a takich wciąż nie brakuje, od razu są odsyłani z kwitkiem. Ale nie tylko tylko w Toruniu. Podobną strategię zastosowano w Lesznie, Wrocławiu, Tarnowie. Nawet Marta Półtorak z Rzeszowa, choć wciąż oferuje zawodnikom najwięcej, nie szaleje z wydatkami, jak jeszcze dwa lata temu.

- Żużlowcy próbują coś ugrać, ale odbijają się od ściany - mówi menedżer "Aniołów". Wreszcie kluby zaczynają mówić jednym głosem. Powyżej 1,5 mln zł będzie można chyba zarobić jedynie w Rzeszowie, który musi wzmocnić się po awansie i to wykorzysta choćby Grigorij Łaguta. Wydaje się jednak, że to ostatnie takie oferty. Reszta klubów proponuje znacznie mniejsze pieniądze, a nawet próbuje renegocjować obowiązujące umowy (vide Jarosław Hampel w Zielonej Górze). Najwyraźniej smutny koniec spółek żużlowych w Gdańsku i Częstochowie wreszcie podziałał na wyobraźnię prezesów.

To bardzo ważne, bo tylko dzięki ich wspólnej strategii uda się w poważnym stopniu wyeliminować najgroźniejsze zjawisko na transferowym rynku - licytowanie i wzajemne podbijanie ofert. W poprzednich latach zawodnik z ofertą z jednego klubu objeżdżał pozostałe, a po każdej wizycie jego cena rosła. Teraz prezesi nie dają się wciągać w taką zabawę. To dlatego do Torunia na rozmowy wrócił Emil Sajfutdinow, choć kilkanaście dni temu odrzucił pierwszą ofertę. Okazuje się, że wiarygodność wreszcie zaczyna być w cenie w ekstralidze.

Może warto zastanowić się nad kolejnymi krokami w przyszłości? Można skorzystać z wzorców amerykańskich, gdzie plajty zawodowych klubów zdarzają się bardzo rzadko. Zastanawiam się, jak w polskich realiach sprawdziłby się draft. Wyobrażam sobie to tak: zawodnicy podzieleni zostaliby na pięć grup, kluby w kolejności od najsłabszego do najmocniejszego w poprzednim sezonie wybieraliby po jednym zawodniku na każdą pozycję w seniorskim składzie.

Kontrakty zostałyby ujednolicone, zawodnicy straciliby możliwość podbijania stawek, a przy tym poziom rozgrywek byłby bardzo wyrównany. Z takiego draftu można byłoby zresztą wykreować ciekawe wydarzenie telewizyjne. Z wyboru wyłączeni byliby juniorzy, a długoletnie kontrakty można byłoby podpisywać jedynie z wychowankami, tak ważnymi dla kibiców. Klub posiadająych takich zawodników opuszczałby po prostu jedną rundę wyboru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska