Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostry w imię matki proszą ludzi o odwagę. - To, że zginęła nie może oznaczać, że bezradny wymiar sprawiedliwości obarczy ją winą!

Anna Klaman
Barbara Lipska i Wioletta Zygmańska z portretem swojej mamy. Domagają się, by prokuratura głębiej przyjrzała się sprawie
Barbara Lipska i Wioletta Zygmańska z portretem swojej mamy. Domagają się, by prokuratura głębiej przyjrzała się sprawie
Siostry Barbara Lipska i Wioletta Zygmańska najchętniej do miasta już by nie jeździły. - Ciągle wszyscy pytają o sprawę mamy i mówią "Zróbcie coś, nie możecie tak tego zostawić! A my rzeczywiście chcemy, by prawda wyszła na jaw. Nasza mama na to zasługuje! - mówią. - To, że zginęła, nie może oznaczać, że bezradny wymiar sprawiedliwości obarczy ją winą.

Biegli nierzetelni?

20 listopada minie rok od wypadku w Będźmierowicach. Zginęła wtedy potrącona przez volkswagena sharana 58-letnia Gertruda Żabińska. Prokurator rejonowy w Chojnicach umorzył postępowanie. Sugerując się opinią biegłego, a ten nie doszukał się dowodów, które przemawiałyby za postawieniem kierującej aktu oskarżenia. Teraz rodzina znów rozpacza. Ostatniego dnia w wymaganym prawie terminie złożyła kolejne zażalenie.

Ma pretensje do kolejnych powołanych biegłych, którzy ich zdaniem nierzetelnie wykonali pracę. Choćby wtedy, gdy przyjmują, że sharan jechał z prędkością 70 km na godzinę, podczas gdy sama kierująca stwierdziła, że jechała ok. 80 km, a nie więcej niż 90.

Przeczytaj również: Rowerzystka umierała a karetka utknęła przez zamknięty szlaban. Tej śmierci można było uniknąć?

Proszą o wizję lokalną

- Nie możemy zrozumieć, dlaczego prokuratura nie chce się zgodzić na wizję lokalną - mówią siostry. - Widzimy, że decydujący głos mają biegli, którzy miejsca zdarzenia nie widzieli na oczy. I teraz jest tak, że czytając akta dowiadujemy się, że nasza mama jechała rzekomo jechała pod górkę. Jaka to górka? To lekkie wzniesienie.

Sprawa jest kluczowa, bo ma związek z zeznaniami kierującej sharanem, jej męża i siostry. Zwracali oni uwagę śledczym na rzekomy brak prawidłowej techniki jazdy Gertrudy Żabińskiej. - Jak podjeżdżała pod tę górkę, to tak się "gibała" - mówiła kierująca sharanem.

- To śmieszne - mówi Wioletta Zygmańska. - Mama całe moje rodzeństwo wychowała w koszyku na rowerze. - Jeździła swobodnie, bez wysiłku. I zawsze pilnowała, by nie przekroczyć linii. Miała dobrą kondycję, nawet lepszą niż ja. Codziennie jeździła rowerem.

Kierująca sharanem nie chce komentować prowadzonego postępowania. - Odmawiam rozmowy - powiedziała wczoraj.

Sprzeczne zeznania

Szkoda, bo chcieliśmy ją zapytać o wykluczające się nawzajem zeznania. Za pierwszym razem stwierdziła, że nagle zobaczyła na swoim pasie rowerzystkę. "To było tak szybko, że moją reakcją było ominięcie rowerzysty. Zjechałam na drugą stronę ulicy, zatrzymałam się w rowie po przeciwnej stronie drogi. Wybiegłam z samochodu. Zobaczyłam leżącego rowerzystę".

Później mówiła zupełnie co innego: - Jak jechałam, to zobaczyłam z przodu jakąś sylwetkę, kształt. Myślałam, że to skuter lub rower, a nawet pieszy. Mogłam widzieć tę przeszkodę z odległości ok. 200 metrów przede mną... Ja samego momentu uderzenia nie pamiętam. Praktycznie zobaczyłam "ją" tuż przed samochodem. Musiało "ją" zachwiać i ja zdążyłam tylko odbić w lewo".

Rodzina pyta, jak to możliwe, że prokurator nie zadał sobie trudu, by dowiedzieć się, jaką opinię o jeździe Żabińskiej mieli inni. Choćby uczestnicy rajdu rowerowego do Mylofu, w którym zmarła brała udział krótko przed wypadkiem. - A skoro tak, to śledczym powinno zależeć na opiniach co do techniki jazdy kierującej - mówią bliscy Zabińskiej.

- Apelujemy do ludzi, by zechcieli powiedzieć szczerze przed prokuratorem, jak ta pani szybko i nieostrożnie jeździ - mówią siostry. - Tyle osób domaga się od nas na ulicy, byśmy dochodziły prawdy, ale sami boją się zeznawać. To strasznie przykre. Tak, czujemy się bezsilne, ale nie możemy tej sprawy odpuścić. Prosimy, by odważni przerwali zmowę milczenia. Mieszkamy w małej miejscowości, ale dlaczego mamy być zakłamani? Domagacie się od nas, byśmy nie odpuszczały. W takim razie pomóżcie!

Ubezpieczeniowe jak sępy

Godzinę po wypadku z rodziną skontaktowała się firma ubezpieczeniowa. W sumie było ich aż trzydzieści. Rodzina ma umowę z jedną z nich. Dzięki temu do chojnickiego sądu trafiają w jej imieniu kolejne zażalenia. - Modlę się teraz tylko, by to biuro z Krakowa nie zniechęciło się długotrwałym postępowaniem i nie porzuciło nas - mówi Lipska. - Przecież ja pieniędzy nie chcę. Niech już ta firma weźmie całe odszkodowanie. Ja chcę tylko prawdy! Dla mojej mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska