Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoska widownia to ewenement. Rozmowa z Pawłem Wodzińskim i Bartkiem Frąckowiakiem nowymi szefami Teatru Polskiego

Joanna Pluta
Paweł Wodziński, dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy
Paweł Wodziński, dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy Andrzej Muszyński
Rozmowa z Pawłem Wodzińskim i Bartkiem Frąckowiakiem, którzy od niedawna są nowymi szefami Teatru Polskiego w Bydgoszczy.
Bartosz Frąckowiak, zastępca dyrektora ds. programowych
Bartosz Frąckowiak, zastępca dyrektora ds. programowych Andrzej Muszyński

Bartosz Frąckowiak, zastępca dyrektora ds. programowych
(fot. Andrzej Muszyński)

Jaki teatr zastaliście panowie w Bydgoszczy?

Paweł Wodziński: - Bardzo dobry. Przez ostatnie osiem lat byliśmy związani z tym teatrem. Ja przez jakiś czas nawet blisko i jestem bardzo dobrego zdania o tym, co się tutaj przez ten czas wydarzyło, w jaki sposób teatr się rozwinął. To jest bezdyskusyjne. Inną sprawą natomiast jest to, jak ten teatr ma dalej funkcjonować, jak ma się dalej rozwijać, bo w teatrze, jak w każdej dziedzinie, brak rozwoju skutkuje obniżeniem poziomu. Zatem oceniam teatr bardzo wysoko, ale wiem, że potrzebuje zmian i nowych pomysłów.

Bartek Frąckowiak: - Wielką siłą tego miejsca są ludzie, którzy tu pracują. Mówię nie tylko o aktorach, ale o wszystkich pracownikach. Pawłowi Łysakowi i Pawłowi Sztarbowskiemu udało się tu stworzyć bardzo sprawny zespół rzetelnych i kompetentnych pracowników. To ogromny walor tego miejsca, który w dużym stopniu ułatwia nam początek pracy.

To również chyba miało wpływ na to, że już w ten piątek czeka nas pierwsza premiera? To błyskawiczne tempo.

P.W. - Też, ale nie tylko. Dzięki życzliwości poprzednich dyrektorów próby do "Afryki" w reżyserii Bartka Frąckowiaka mogliśmy rozpocząć już w wakacje.

Czytaj: Nowy dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy Paweł Wodziński opowiedział o swoich pomysłach

Mówi się o Was, że bardzo dobrze znacie Bydgoszcz. Jestem ciekawa, jakie macie o niej zdanie. Bo my, bydgoszczanie, często mamy nie najlepsze...

B.F. - Odpowiem na to pytanie odnosząc je do teatru. Bydgoszczanie tworzą niezwykłą widownię. Taką, która jest ciekawa tego, co proponuje reżyser i aktorzy, która jest otwarta na nowe formy i myśli, a nie nie zakłada z góry, jak dzieje się to w różnych miastach, że wie, co jest dobre, a co złe, i przychodzi z określonymi oczekiwaniami. Ta ciekawość i otwartość bydgoszczan jest według mnie ewenementem. A wychodząc poza teatr, to widać, jak bardzo się to miasto zmieniło. Po raz pierwszy byłem tu dziewięć lat temu i teraz z wielką ciekawością patrzę na to, jak miasto się rozwija. Aktualnie jest wielkim placem budowy, miejscem w stanie transformacji, a to zawsze wyzwala dodatkową energię.

P.W. - Zastanawiający jest ten lokalny kompleks, o którym pani wspomina. Pamiętam, że już Paweł Łysak mówił, że kompleksy Bydgoszczy wobec innych miast w Polsce nie mają tak naprawdę pokrycia w rzeczywistości, bo Bydgoszcz ma niezaprzeczalne atuty. Oczywiście bardzo łatwo jest wskazać, co trzeba by tu zmienić, ale pamiętajmy, że w innych miastach też nie jest idealnie. Myślę, że nie ma powodu postrzegać siebie gorzej niż w rzeczywistości, bo to często jest po prostu powielanie stereotypu na własny temat. Warto za to być czujnym i zastanawiać się, jak tę jakość życia w mieście poprawić.

B. F. - Myślę, że trzeba starać się, by wszystkie inicjatywy w Bydgoszczy były na najwyższym poziomie, a nie myśleć, że pewnych rzeczy nie da się tu zrobić, bo to jest Bydgoszcz, a nie Warszawa czy Kraków. Chcemy zapraszać ważnych twórców, którzy funkcjonują w międzynarodowym obiegu teatru i sztuki właśnie tu, a nie do Warszawy. Wchodzić w koprodukcje z najważniejszymi organizacjami artystycznymi z Europy i Polski, ale też nawiązywać partnerstwa z prężnie działającymi międzynarodowymi organizacjami pozarządowymi, instytucjami badawczymi, wydawnictwami czy galeriami. Bydgoszczy potrzebne są impulsy, które poniekąd ignorują ten kompleks, w których punktami odniesienia są najciekawsze i najbardziej wartościowe współczesne zjawiska, bez taryfy ulgowej. Mam nadzieję, że taki impuls może sprawić, że mieszkańcy zrozumieją, że czas wskoczyć na kolejny poziom, stać się prawdziwym, a nie tytularnym miastem kultury. Swoją działalnością w teatrze będziemy starali się dać taki impuls. Musimy pokazać, jak Bydgoszcz jest powiązana z tym, co dzieje się na świecie, a nie tylko mówić o lokalności.

P. W. - Tym bardziej że o lokalności w Teatrze Polskim mówiono już dużo. Trzeba iść o krok dalej. I skonfrontować tę lokalność z tym, co w tej chwili jest istotne na świecie, z różnymi zjawiskami globalnymi, które rzutują na nasze życie. Również na życie w Bydgoszczy.

Zastanawiam się tylko, czy jesteśmy na to gotowi?

P. W. - To nie jest tak ryzykowne, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Kwestie, które były poruszane w teatrze w ostatnich kilkunastu latach wyczerpały swój potencjał. Bardzo wiele tematów zostało podjętych, wiele problemów zostało nazwanych. Nie można tkwić cały czas przy tym samym zestawie tematów. Nie chodzi nawet o to, że to nie jest już atrakcyjne dla widzów, ale przede wszystkim nie jest w ogóle twórcze.

B.F. - Można oczywiście po raz kolejny wziąć na warsztat jakiś symbol narodowy i znów go rozkładać na części pierwsze, zdekonstruować kolejną historię, obnażyć raz jeszcze sposoby konstruowania mitologii zbiorowych. Tylko po co? To do niczego nie prowadzi, jest jałowe i bezcelowe. Często wikła nas w rytualne spory i debaty. Myślę więc, że jesteśmy na to gotowi. Bo jeśli nie zaczniemy myśleć o sobie jak o nowoczesnym społeczeństwie, jak o ludziach żyjących w warunkach późnej nowoczesności, a nie społeczeństwie nostalgicznym, odtwarzającym wciąż te same gesty, zapatrzonym jedynie w historię i jej analogie, pamiętającym zbyt wiele, a projektującym zupełnie nic, to czeka nas katastrofa społeczna, polityczna, kulturowa i egzystencjalna.

Czy macie jakiś określony typ widowni, do której będziecie się kierować?

P.W. - Nie stawiamy żadnych barier ani granic. Wręcz przeciwnie. Deklarowane przez nas otwarcie teatru jest brane przez nas absolutnie poważnie.

B.F. - Chciałbym wręcz, żebyśmy w jakiś sposób zlikwidowali te bariery, które wielu grupom potencjalnych widzów nie pozwalają przyjść do teatru. Rozmawiałem niedawno ze studentami UKW i okazało się, że większość z nich w ogóle nie chodzi do teatru, niektórzy nigdy w nim nie byli, niektórzy byli w całym swoim życiu może ze dwa, trzy razy. Zapytałem ich, dlaczego tak jest. I bardzo wiele osób powiedziało, że teatr to przestrzeń wyższej kultury, która wymaga od widza bardzo dużo wysiłku, związanego z zachowaniem, wystawieniem się na ogląd i ocenę innych ludzi, dystynkcją foyer, ale też koniecznością włożenia zbyt dużego wysiłku w zrozumienie sztuki. Musimy się więc zastanowić, jak sprawić, żeby tę barierę zlikwidować, jak sprawić, żeby każdy z mieszkańców czuł się tutaj zaproszony, żeby w teatrze czuł się dobrze, swobodnie, na równych prawach. Żeby wiedział, że to jego miejsce, w którym jego głos może zostać wysłuchany. Temu ma między innymi służyć otwarcie budynku nie tylko wieczorem na spektakle, ale też w ciągu dnia. W hallu chcemy stworzyć coś w rodzaju kawiarni-czytelni, miejsca, do którego każdy będzie mógł przyjść, usiąść, przeczytać coś. Być może zostanie z nami na dłużej, oswoi się, przestanie się obawiać.

P.W. - Chcemy też uruchomić ciekawą, zawierającą dużo informacji stronę internetową. Będziemy się starali robić wszystko, aby wizerunek Teatru jako niedostępnej fortecy jakoś rozbić, pokazać Teatr jako otwartą, przyjazną instytucję, w której każdy może znaleźć miejsce dla siebie.

Na koniec kwestia finansowania. Żeby robić dużo i ciekawie, żeby sprowadzać twórców rangi międzynarodowej potrzebne są pieniądze. A wiadomo, że tych nie ma zbyt wiele.

P.W. - W Bydgoszczy z tym finansowaniem nie jest jeszcze tak źle. Ale nie oznacza to, że nie powinniśmy starać się o środki z różnych miejsc. Będziemy pozyskiwać zarówno pieniądze publiczne, korzystając z różnych grantów ministerialnych, rządowych i europejskich, jak też będziemy się starali zdobywać każde inne środki, jakie się tylko da. Wszystkie możliwości na pewno będziemy wykorzystywać.

Sponsorzy wchodzą w grę?

P.W. - Wchodzą, oczywiście, ale wiemy, jak to często w Polsce wygląda. I nie jest to zbyt optymistyczny obraz.

B.F. - Mimo to, nasz pierwszy spektakl, "Afryka" znalazł dużego partnera, z którym współpraca okazała się udana i owocna. Jeśli więc będzie więcej takich firm, także lokalnych, które we współpracę będą chciały wejść, oczywiście będziemy otwarci. Myślę, że wokół tych relacji sponsor-instytucja kultury narosło bardzo wiele mitów, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Ale chyba warto próbować nawiązywać taką współpracę. Może to na przykład sprawić, że bilety do teatru staną się tańsze dla określonych grup widzów (na przykład studentów czy bezrobotnych), a dzięki temu grono widzów się powiększy. Dużo ciekawiej ze sponsorem rozmawiać o społecznej odpowiedzialności biznesu czy możliwej wymianie doświadczeń i kompetencji, którymi dysponuje teatr, niż jedynie prosić o pieniądze oferując w zamian miejsce na logotyp na plakacie. Mam poczucie, że taki model jest już nieco przestarzały.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska