Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podwójny życiorys Patricka H. Francuski "Kameleon" grasuje na Kujawach

Maciej Czerniak
Raz przedstawia się jako kierowca tira bez dokumentów, raz jako chory na raka, który prosi o pomoc. Jest wiarygodny, przekonujący i poszukiwany.

U"Alberta" w Inowrocławiu nie takich podróżników już widywano. Najstarsi bywalcy schroniska dla bezdomnych, notoryczni pensjonariusze, dla których noclegownia przy Jacewskiej od lat stanowi dom, nie przypominają sobie jednak, by jakikolwiek gość, który kiedykolwiek zapukał do tamtejszych drzwi, przybył z taką asystą. Bo, podobno strażnicy miejscy przywieźli w środku nocy Francuza - tak wśród biwakujących na skwerze przy pobliskich Glinkach mówi się o wspomnianym gościu - i wysadzili przy go samej noclegowni.

- To jeszcze nie dziwi, bo przecież zimą zwożą tu tych, co śpią na ławkach gdzieś w mieście - mówi mężczyzna po czterdziestce, który przedstawia się jako Piotr. - Ale tego, panie, to przywieźli w środku lata, w lipcu. Jak panisko jakieś! Jak do hotelu, taksówką - Piotr rozkłada ręce i śmieje się. - A potem okazało się, że bajer to on potrafi ludziom wciskać!

Towarzystwo Pomocy Św. Brata Alberta w Inowrocławiu to noclegownia dla bezdomnych mężczyzn. Utrzymuje się z datków częściowo płynących z gminy, częściowo z pieniędzy wpłacanych przez prywatnych darczyńców. Za pobyt obcokrajowca, którego przywieźli strażnicy miejscy, nikt nie zapłacił.
- Przedstawił się jako Patrick H., prawdopodobnie pochodzi z Francji. Spędził u nas cztery dni - mówi Wiesława Paszkiewicz, prezes inowrocławskiego koła towarzystwa "Alberta". Tłumaczył, że nie ma pieniędzy ani dokumentów, chciał u nas przenocować przez jakiś czas, dopóki nie znajdzie pomocy gdzie indziej. Różni ludzie proszą nas o nocleg, kiedy znajdą się w potrzebie, a my nie jesteśmy od tego, żeby odmawiać. Jeżeli tylko możemy, pomagamy.

Czytaj: Tajemniczy oszust, czy potrzebujący? Patrick H. w Bydgoszczy​

Francuz po paru dniach opuścił "Alberta". Zostawił po sobie mnóstwo pytań i sporo zamieszania. - Chwalił się SMS-ami, które żona z Francji do niego wysyłała. Pisała, że ma już wracać do domu, bo dzieci czekają. I, że ma przestać się w końcu włóczyć, bo dzieciaki zapomną, jak wygląda tatuś - mówi jeden z bywalców schroniska. - Ja tego nie widziałem, ale widział mój kolega. Ten gość próbował pożyczyć trochę pieniędzy, ale chyba źle trafił, bo u "Alberta" rzadko kto ma grosz przy sobie. Słyszałem za to, że podobno pewnej nocy ktoś mu spodnie ukradł...

Zagubiony w trasie
Jaki kierunek obcokrajowiec obrał po opuszczeniu noclegowni? Wiadomo, że na początku września był w Bydgoszczy. Widać, to miasto przypadło mu do gustu, bo gościł tam już w maju. Wtedy jeszcze zresztą nie otaczała go aura podejrzanego oszusta, podstępem wyłudzającego pieniądze od ludzi dobrego serca.
Wiosenna wizyta H. nad Brdą odbiła się głośnym echem w mediach. Oto bydgoszczanin, którego H. spotyka w centrum miasta, przyjmuje go pod swój dach. Francuz korzysta z kilkudniowej gościny w mieszkaniu "dobrego Samarytanina".
- On jest chory. Przecież coś może się stać z tym człowiekiem. Trzeba mu pomóc - mówił bydgoszczanin.
Co to za choroba? Poważna. Tak wynikało z wypisu szpitalnego, który Halit miał przy sobie. Dokument to świadectwo przebytej operacji usunięcia nowotworu jelita w jednej z bydgoskich lecznic. Czy prawdziwe? Trudno zweryfikować, bo szpitale nie udzielają osobom postronnym tak szczegółowych informacji na temat pacjentów.

Bydgoszczanin, który przyjął pod swój dach obcokrajowca, kupił mu też specjalistyczne leki na receptę. Zdecydował się pomóc obcokrajowcowi, po tym, gdy ten przedstawił mu swoją historię. Już wkrótce miało się okazać, że ta sama opowieść w najróżniejszych wariantach została już przedstawiona dziesiątki, jeśli nie setki razy różnym osobom, które Francuz spotykał na swojej drodze.

Jeśli zatem wierzyć słowom Patricka H., jest on kierowcą ciężarówki, który przez fatalny splot okoliczności został sam jak palec w obcym kraju. H. nie zna polskiego. Oprócz swojej ojczystej mowy posługuje się łamanym niemieckim. Tłumaczy, że podczas podróży przez Polskę zatrzymali się z kolegą na postój. Współtowarzysz odjechał jednak zabierając ze sobą dokumenty H., w tym jego paszport, ale też pieniądze i telefon komórkowy. Stąd - jak wynika z relacji osób, które spotkały włóczęgę na swojej drodze - z reguły prosi o użyczenie telefonu komórkowego i o wsparcie drobną gotówką.

Pojawia się i znika
Szybko wyszło jednak na jaw, że Francuz nie pierwszy raz bawił w Bydgoszczy. Jest dobrze znany policji, która już parę razy zatrzymywała go nad Brdą.
- Mężczyzna miał wyłudzić od jednego z pokrzywdzonych pieniądze. Został w tej sprawie zatrzymany - wyjaśniał jeszcze w maju mł. asp. Przemysław Słomski, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Co więcej, policja potwierdza, że cudzoziemiec zdążył nawet odsiedzieć nad Brdą wyrok za kratami za oszustwa.

Po kilkumiesięcznej tułaczce, 18 września został ponownie zdemaskowany. Tym razem w bydgoskim hotelu "Logan".
- Przyszedł jakiś mężczyzna i przyprowadził tego Francuza - mówi pracownica hotelu. - Dał sto złotych i opłacił jego pobyt. Dopiero, gdy gość wypisywał się z naszego hotelu, zdałam sobie sprawę, że to ten, o którym czytałam w internecie. Miałam przed sobą poszukiwanego naciągacza.
Pracownica zadzwoniła po policję, twierdzi, że mundurowi zabrali obcokrajowca na komendę. Policja jednak utrzymuje, że Patrick H. tym razem nie został zatrzymany pod żadnym zarzutem.

Trwająca już kilka miesięcy tułaczka po naszym regionie to tylko ostatni etap eskapady obcokrajowca, która trwa - jeśli wierzyć doniesieniom gazet francuskich i niemieckich - co najmniej od 2010 roku.

"Patologiczny kłamca"
Kim zatem naprawdę jest H.? Francuski dziennik "L'union L'Ardennais" już cztery lata temu pisał o czterdziestoczteroletnim mężczyźnie przedstawiającym się tym samym nazwiskiem, który pochodzi z miasta Chalons-sur-Marne w Szampanii i tuła się po całym kraju. Lista występków i rzekomych przygód, których miał być bohaterem, jest imponująca.

Ma na koncie oszustwa, malwersacje, wyłudzenia w Chartres, Caen, Lyonie - wylicza autor artykułu we francuskim dzienniku. Włóczęga miał zostać skazany przez sąd w Douai, miejscowości w Normandii, leżącej na południe od Lille. To wyrok za kradzież samochodu, w którym został zatrzymany do kontroli drogowej 21 kwietnia 2010 roku w Montigny. H. próbował wtedy tłumaczyć policjantom, że renault megane, którym jechał, pożyczył kilka dni wcześniej od mieszkańca belgijskiego Liege. Właściciel samochodu, o którym H. mówił, że to pracownik jednej z linii lotniczych, tej wersji jednak nie potwierdził. Oskarżony przedstawił w sądzie trzy różne wersje swojej opowieści, a w "L'union L'Ardennais" przytoczono wypowiedź adwokata, który bronił go w czasie procesu sądowego. Mecenas powoływał się rzekomo na badania biegłych psychiatrów, którzy orzekli, że H. jest "patologicznym kłamcą".

Prawdopodobnie pewne jest tylko to, że faktycznie ma licencję międzynarodowego przewoźnika i prawo jazdy na samochody ciężarowe, które uzyskał w 1985 roku. Raz mówi, że zarabia od 3 do 4 tys. euro, a innym razem - że jest bez grosza i potrzebuje pomocy.
Również w 2010 roku przekroczył granicę Hiszpanii. Był widziany, między innymi w Barcelonie, gdzie też raczył przygodnie napotkane osoby historiami o zgubionych dokumentach i telefonie. W 2011 roku znalazł się w Niemczech. "Bild" podaje, że H. zawsze działa w podobny sposób: Przedstawia się albo jako przedstawiciel przewoźnika autokarowego albo jako kierowca ciężarówki. Następnie pyta kierowców o ceny pobytu w najbliższych hotelach, prosi o pomoc i znika zostawiając swego dobroczyńcę z długiem. W samych tylko Niemczech miał w ten sposób wyłudzić około 18 tys. euro. "Postępowania w sprawie H. wszczęły prokuratury w Hamburgu, Erfurcie, Poczdamie i Itzehoe" - informuje dziennik. Internauci już okrzyknęli Francuza "kameleonem".

W Polsce H. bawił między innymi w Katowicach, Krośnie Odrzańskim, Kwidzynie oraz między innymi w Człuchowie. Jego historia obrasta już powoli różnymi legendami. Chodzą słuchy, że po ostatnim pobycie w inowrocławskim schronisku dla bezdomnych trafił do Gniewkowa, gdzie udało mu się nawiązać kontakt z francuskojęzycznym pracownikiem przetwórni spożywczej. Rodak podobno złapał haczyk smętnej opowieści zagubionego kierowcy i ugościł go. Ponadto pomógł mu się skontaktować z francuską ambasadą. Czy to prawda? Jak to w legendzie, i w tej opowieści jest ziarno prawdy.

Podpadł śledczym z Kujaw
- Taki obywatel Francji rzeczywiście kilkakrotnie kontaktował się naszym działem konsularnym - słyszymy w Ambasadzie Francji w Warszawie. - Prosił o pomoc.
Jaką? Pracownicy konsulatu zapewniają, że odpowiedzą na to pytanie. Mailowo.
Życzliwy rodak z Gniewkowa nie poprzestał jednak na udostępnieniu telefonu. Miał nawet pożyczyć H. swój samochód: świeżo kupiony i przeznaczony na prezent dla syna. Ten z propozycji skorzystał i... zniknął.
Tej wersji nie potwierdza policja. Potwierdza natomiast fakt, że mundurowi z Inowrocławia rzeczywiście mieli okazję poznać francuskiego włóczęgę.
- Mężczyzna, o którym rozmawiamy, został zatrzymany 7 września - mówi prok. Sławomir Głuszek, zastępca Prokuratora Rejonowego w Inowrocławiu. - Usłyszał trzy zarzuty: kradzieży samochodu oraz dwóch wyłudzeń.

Jak ustaliliśmy, nie chodzi jednak o kradzież w Gniewkowie, tylko w samym Inowrocławiu. A wspomniane wyłudzenia dotyczą między innymi pieniędzy za pobyt w jednym z lokalnych "pensjonatów".
- Został objęty dozorem policji. Musi regularnie odwiedzać komisariat - dodaje prok. Głuszek.
Jak zatem wyjaśnić fakt, że H. był widziany w Bydgoszczy 18 września, skoro powinien w tym czasie przebywać w Inowrocławiu?
Chyba życie nie dopisało jeszcze ostatniego rozdziału w tej historii.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska