Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O tym, dlaczego dla rektora ustawiał dwa mikrofony

Kamila Mróz [email protected]
an Wojtek w właśnie wyremontowanej, po 40 latach auli, za nowoczesnym pulpitem sterującym, który chrzest bojowy przejdzie podczas zbliżającej się inauguracji
an Wojtek w właśnie wyremontowanej, po 40 latach auli, za nowoczesnym pulpitem sterującym, który chrzest bojowy przejdzie podczas zbliżającej się inauguracji Lech Kamiński
Wojciech Sobociński, elektryk i akustyk z auli UMK, do pracy przyszedł tu na miesiąc. Został prawie 40 lat. To dopiero rekord!

Coć pan Wojtek w tym wszystkim znanym budynku uniwersytetu pracuje prawie 40 lat, to jednak pozostawał w cieniu. Dosłownie. Pod sufitem - w niewielkiej kabinie, z której dba o nagłośnienie.
Aula UMK została oddana do użytku w 1973 r. Pan Sobociński związał się z nią w 1975 r. - Powinęła mi się noga podczas egzaminu na studia, więc zaczęłam szukać zajęcia. Tak trafiłem tutaj. Szukano kogoś, kto obsłużyłby Festiwal Filmu Amatorskiego. Ówczesny kierownik działu administracyjno-gospodarczego przestrzegał: "To będzie dwa tygodnie ciężkiej harówy". No dobrze, przyjdę na miesiąc, a potem zobaczymy - odpowiedziałem. I tak z miesiąca zrobiło się prawie 40 lat - śmieje się pan Wojtek.

Upał jak na Karaibach
Z zawodu elektronik-automatyk, w ciągu trzech godzin opanował wszystko. - Na tamte czasy sprzęt był nowoczesny, ale w gruncie rzeczy prymitywny - mówi. A warunki pracy... tropikalne. Mała kabina dźwiękowa, z sześciokanałowym pulpitem mikserskim, była w miejscu, gdzie teraz, po modernizacji auli, mieszczą się kabiny do tłumaczeń symultanicznych. Lampowe wzmacniacze grzały niemiłosiernie i powodowały, że latem w środku elektryk czuł się jak na plaży w ciepłych krajach. Wojciech Sobociński marzył o wentylacji.

Teraz, gdy po ponad 40 latach aula przeszła generalny remont, pan Wojtek ma do dyspozycji większą kabinę, klimatyzowaną i jeden z najnowocześniejszych pulpitów, przed którym chrzest bojowy - zbliżająca się inauguracja roku akademickiego.
Stary sprzęt od czasu do czasu lubił robić niespodzianki. - Wystarczyło, że w danym kanale przepaliła się żarówka i mikrofon przestał działać, więc trzeba było ubezpieczać się - opowiada elektryk. - Na inaugurację roku dublowałem mikrofony: dla pana rektora były przygotowane dwa - jeden obok drugiego, na dwóch różnych torach. Dla mównicy, również. Najczęściej przy prorektorach stawiałem kolejne dwa, a więc wykorzystałem pełne sześć torów. Ale żeby puścić hymn czy "Gaudeamus" z taśmy, oczywiście szpulowej, musiałem przepinać - wyjaśnia.

Wszystkiego przewidzieć się jednak nie da. Przykład? - Rozpoczyna się jedna z inauguracji roku akademickiego, a mikrofony nie działają - wspomina pan Wojtek. - Nie wiem, co się dzieje. W kabinie wszystko ok. Biegnę na salę, a tam okazuje się, że na ostatnią minutę przyjechała telewizja, wypięła mikrofony z paneli i wpięła do swojej aparatury. Całe nagłośnienie siadło. Spociłem się z nerwów.

Dopiero w 1999 r. , przed wizytą papieża, akustyk dostał wysokiej jakości pulpit mikserski (wtedy odnowiona została też sala audytoryjna). Wizyta papieża na UMK była najważniejszym wydarzeniem, przy którym pracował pan Sobociński. - Stresowałem się ogromnie, w momencie, jak się zaczęło, odpuściło, ale cały czas obawiałem się trochę, aby nie wydarzyło się nic niespodziewanego. Tym bardziej że tutaj nie można już było dublować mikrofonów. Podpowiedziano mi jedynie, aby nie używać bezprzewodowych, z uwagi na to, że miało zjawić się dużo reporterów, telewizje, do tego były przecież komórki. To wszystko mogło zakłócać odbiór.

Prywatny koncert
W pamięć panu Wojtkowi zapadł koncert Witolda Małcużyńskiego, który zgromadził ok. 1200 osób. W sali jest 900 miejsc, dostawiono więc ok. 300 krzeseł. Stały wszędzie. Nawet wokół artysty na scenie. A z kolei na jeden z innych występów przyszedł tylko jeden widz. Ale wydarzenie i tak się odbyło. - Dosiadła się cała obsługa i mieliśmy luksusowy, indywidualny koncert - mówi elektryk z uśmiechem.
No właśnie. W Toruniu panuje opinia, że akustyka sali była fatalna. Czy rzeczywiście?
- Sam pan Rafał Blechacz stwierdził, że wcale nie jest taka zła. Cztery czy pięć razy zjawiła się u nas Filharmonia Berlińska, aby nagrywać tu płyty kompaktowe. Przyjeżdżał tir ze sprzętem, wynajmowali aulę na dwa tygodnie i rejestrowali swoje koncerty. Na akustykę auli narzekały głównie chóry, bo sala była głucha i chórzyści nie słyszeli siebie podczas śpiewania - tłumaczy akustyk.

Ale aula dla pana Wojtka to nie tylko miejsce pracy. To właśnie tutaj po raz pierwszy zobaczył swoją przyszłą żonę. Róża - studentka pedagogiki występowała w teatrze studenckim, z którym on współpracował. I tak zaiskrzyło. a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska