Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W motoryzacyjnym rankingu na pierwszym miejscu jest mercedes. Później długo, długo nic

Roman Laudański
Jarosław Pruss (od lewej) i Andrzej "Gawron" Gawroński o mercedesach potrafią rozmawiać godzinami. "Gawron": - Kilka osób udało mi się zarazić mercedesami.
Jarosław Pruss (od lewej) i Andrzej "Gawron" Gawroński o mercedesach potrafią rozmawiać godzinami. "Gawron": - Kilka osób udało mi się zarazić mercedesami. Jarosław Pruss
Przed laty mercedesy były dla Polaków niedostępne ze względu na cenę. Mogły wtedy kosztować ok. 200 tys. zł, w przeliczeniu na złotówki. Pod koniec lat 80. jeździli nim tylko pierwsi biznesmeni i bandyci.

W jaki sposób złodzieje dostali się w miniony poniedziałek w nocy na teren komisu samochodowego w Osielsku - nie wiadomo. Nie ma śladów włamania. Nie wiadomo też czy sami byli miłośnikami starych mercedesów, czy też kradli na zamówienien - połakomili się na czarnego mesia 190 SL z 1959 roku i pagodę 280 SL W113. Jeden ze złodziei skok przypłacił życiem - holowana pagoda uderzyła w drzewo. Kumple zostawili rannego kierowcę i zbiegli.

Bo miłość do "beczek", "tapczanów", "okularników" i innych spod znaku gwiazdy ma niezwykłą siłę. Prawdziwi miłośnicy mercedesów rozprawiają o nich godzinami. Zarażają znajomych miłością do marki, wciągają do kręgu samochodziarzy patrzących na świat przez charakterystyczny "celownik".
Przed laty 22-letni Andrzej Pokrątka, dziś właściciel Radia Taxi Mercedes kupił od ojca fiata 125 p. Z kolegą w garażu zrobili kapitalny remont silnika.
- Za komuny jeździłem fiatem na taryfie - wspomina Andrzej Pokrątka. - Taksówkarzem chciałem zostać od małego - tata przejeździł 33 lata na taksówce od moskwicza, przez warszawę garbusa, warszawy dolnozaworową i górnozaworową oraz dwa duże fiaty. Pomagałem przy naprawach, w tamtych czasach garaż był miejscem kolejnych remontów.

O mercedesie mógł tylko pomarzyć. W komunie mercedesami jeździli "badylarze" - właściciele prywatnych szklarni. W 1991 roku kolega zaparkował swojego mercedesa 123 - tzw. "beczkę" u pana Andrzeja na podwórku. Pozwolił mu pojechał kilka kilometrów po części do fiata. Zachwycił się i zostało mu to do dziś. Na taryfie jeździł już trzecim fiatem. Kupił mercedesa.

- To była kolosalna różnica, motoryzacyjna odległość Ziemia-Kosmos - wspomina.

Za co Andrzej Pokrątka ceni mercedesy? Za styl i jakość. Kupił mercedesa "pontona" z 1958 roku. 124 kombi (tzw. "puchacz"), nowsze S-klasę też. Lubi 126 - tzw. "tapczan". Jeździ na ogólnopolskie zloty, na które dojeżdża od 60 do 130 maszyn. Ostatni odbył się w czerwcu tego roku w Poznaniu.

Kiedy pewnego dnia Jarosław Pruss, fotoreporter "Gazety Pomorskiej" powiedział żonie, że sprzedadzą pięcioletnie auto, by kupić 20-letniego mercedesa, to małżonka znacząco popukała się w czoło i zapowiedziała rozwód, bo takie pomysły może mieć tylko wariat, a nie życiowy partner. Pomimo tej wyraźnej groźby Jarek przeglądając ogłoszenia znalazł zadbanego mercedesa 190-tkę, która zawsze mu się podobała. - Jako nastoletni chłopak chciałem jeździć takim samochodem - uśmiecha się. - Dobrze jest spełniać marzenia, nawet kiedy trzeba na to czekać wiele lat.
Przekonał żonę, by pojechali razem obejrzeć mercedesa. Po jeździe próbnej żona powiedziała: - Musisz go kupić!

Andrzej Gawroński, były dziennikarz radiowy, pracownik Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy, kierownik pracowni w Zespole Pałacowo-Parkowym w Ostromecku tak wspomina swoją motoryzacyjną fascynację: - Popłakałem się z radości, kiedy ojciec sprzedał motor i przyjechał do domu warszawą. W tamtych czasach na ulicy Komandosów były tylko trzy takie auta. - Zjeździliśmy nią całą Polskę i do dziś przypominam sobie tekst z "Pana Samochodzika": - "Stówą, panie kustosz, stówą!", bo kiedyś minęliśmy warszawą tę magiczną prędkość - wspomina Andrzej Gawroński.

Pierwszym samochodem Jarosława Prussa była syrena 104. - Przez te wszystkie lata miałem ok. 20 różnych samochodów, ale zawsze podobały mi się mercedesy. Kiedy powiedziałem mechanikowi, który naprawiał wcześniejsze samochody, że kupiłem mercedesa - ten stwierdził krótko: - Już przepadłeś. Jak raz wsiadłeś do mercedesa, to żaden inny samochód nie będzie ci odpowiadał. Coś w tym jest.

Po rozbiciu pierwszego mercedesa

Jarek zadzwonił do Andrzeja Gawrońskiego, żeby podzielić się tą smutną wiadomością. - Po 10 minutach "Gawron" był u mnie pod domem i ze łzami w oczach oglądał to, co zostało z auta. W tym czasie ktoś do niego zadzwonił, a on przeprosił i powiedział, że nie może teraz rozmawiać, bo opłakuje mercedesa kolegi. Nie jest w nastroju do rozmowy - wspomina Jarosław Pruss.

Andrzej Gawroński prowadził życie młodego rockandrollowca i nie zmieniał często samochodów. Trabanta dostał od ojca, ale na ulicy Grunwaldzkiej ktoś wjechał mu w tył. - Cudem uszliśmy z życiem z tego wypadku. Już nie chciałem jeździć trabantem.

Później miał pięknego dwudrzwiowego forda, następnie golf gti 16 v z dwoma wałkami rozrządu. 140 kM. Startując spod świateł zostawiał wszystkich z tyłu. Kolejny samochód, Audi 80 wspomina jako petardę. Wypadek w górach zakończył jego żywot. Sprzedał wrak, a nabywca zaproponował kupno golfa 3 kombi. Wszystko było pięknie do momentu, kiedy okazało się, że nie można go zarejestrować, bo nikt wcześniej nie opłacił cła. Krótki romans z motoryzacją francuską zaowocował citroenem bx z samopoziomującym się zawieszeniem hydropneumatycznym. Psuło się za często.

Kolejne auto reklamowane jako "hiszpański temperament i niemiecka precyzja" było zaprzeczeniem reklamy. - Temperament miało niemiecki, a precyzji nie było w ogóle. Doprowadzał mnie do furii. Zimą zamarzały w nim zamki i do perfekcji opanowałem sztukę wchodzenia do środka przez bagażnik. Na szczęście było to kombi. Powiem szczerze - jeszcze ten wynalazek śni mi się po nocach! Podczas jednego z wyjazdów do Niemiec poznał właściciela mercedesa 124. Kupił go, poprawił blacharkę i wtedy auto mu ukradziono. Po dwóch dniach przypadkiem zauważył mercedesa kolega na ulicy Pomorskiej.

- Zakochałem się w mercedesie 124 - wyznaje Andrzej Gawroński. - Jadąc nim z Niemiec do Bydgoszczy czułem się jak milion dolarów. Kosztował mnie niewiele, a przejechałem nim tysiące kilometrów i nic się w nim nie działo! To mnie zachwyciło w tej marce. Nie stać mnie na nowe, ale stare "mesie" spisują się znakomicie. Uważam, jak wielu fanów, że model 124 był chyba najbardziej udanym mercedesem w historii. Nowe mercedesy są kosmiczne, a technika z lat 80. w 124 uczyniła go niezniszczalnym. Takich samochodów potrzebujemy na polskich drogach. Nie jest demonem prędkości, ale kanapą na kołach i to jego zaleta.

Znalezienie starego i zadbanego mercedesa wymagało od Jarosława Prussa dużo czasu i serca. - Przez pół roku intensywnie przeglądałem wszystkie ogłoszenia przyznaje Jarek. - Syn śmiał się, że po trzech miesiącach byłem chodzącą encyklopedią mercedesów konkretnego rocznika w całej Polsce. Cokolwiek on znalazł, ojciec reagował: - Wiem, wiem, stoi w Śremie, ale nie ma klimy lub był bity. Mógłbym wygrać każdy teleturniej: mercedes na allegro.

Teraz "Gawron" jeździ "okularnikiem" kombi i dwudrzwiową "coupetą", która ma piękną linie i trudno od niej wzrok oderwać. W nim czuję się jak dwa miliony dolarów. - Kilka osób udało mi się zarazić mercedesem. Nawet są mi wdzięczni, że popchnąłem ich w tym kierunku, bo do dziś są zadowoleni. Kiedy kupiłem "coupetę" i podjechałem do kolegów, to mąż koleżanki zgrzał się jak "biała" i zaraz jechaliśmy do Warszawy kupować podobną dla niego. Czasem spotykamy się, zjeżdżamy swoimi mercedesami. Robimy zdjęcia, wklejamy w galerię, rozmawiamy o samochodach. Jesteśmy dużymi dzieciakami. Nie bawimy się pistolecikami, tylko samochodami. Nas to kręci.

Wśród "zarażonych" mercedesowym wirusem przez "Gawrona" jest Eugeniusz Rzyski, aktor dramatyczny z Bydgoszczy. Kiedyś zatrzymał go patrol, w którym służbę pełnił policjant - fan mercedesów. Obejrzał, pochwalił i zapytał: - A ile on wyciągnie? - Oooo, proszę pana, wariat - odpowiedział Eugeniusz Rzyski. Na pytanie: - A ile pan nim jechał najszybciej? - odpowiedział dyplomatycznie: - Najszybciej? 90 na godzinę!
- No, co pan - zirytował się policjant i chciał się zakładać, że na tej drodze wyciągnie mercedesem co najmniej 180 km na godzinę.
- Byłem gotowy się założyć, ale postawiłem jeden warunek: policjant miał mi oddać swój radar. I wtedy ja bym go namierzył i dosolił właściwą liczbę punktów i mandat!

Przeczytaj także: Na szczęście zaczęli się śmiać. To nieprawda, że policjanci nie mają poczucia humoru!

Eugeniusz Rzyski przez piętnaście lat jeździł mazdami. - Dobre samochody, ale Andrzej Gawroński wciągnął nas w mercedesa (C 200 kompresor). Coś w nim jest, jakaś magia.
- Nieraz krzyczałem do tej Mercedes:
- Dlaczego ty nie jesteś Polką! Dlaczego Polacy nie mogli wymyślić czegoś tak fajnego? Mój mercedes jeździ cudownie, przyspiesza rewelacyjnie, a jest samochodem niezwykle bezpiecznym. Wszystko ma świetne, nawet klimatyzację, która automatycznie dostosowuje się do warunków. Znakomite zawieszenie. To wszystko powoduje, że wpada się w straszną pułapkę. Jeśli później, przypadkowo, wsiadam do innego samochodu, to pozostaję w dużym dyskomforcie.

Do mazd pozostał mu sentyment i ubolewa, że zdradził je dla niemieckiego produktu, ale on pochłonął go całkowicie.

Pierwszym autem Eugeniusza Rzyskiego był kultowy "garbus", którym w latach 70. zajeżdżał pod poznański teatr. - Szpanowałem nim, bo rzadko kto nim jeździł - wspomina aktor. - Przystojny facet (miałem wtedy czarne włosy) w takim aucie. Wszyscy się patrzyli, a dziewczyny zwłaszcza. Żona przepędzała skutecznie adoratorki. Razem jeździliśmy "garbusem" i razem jeździmy mercedesem.

"Gawron" zapewnia, że mercedes go jeszcze nie zawiódł. Siadasz, przejeżdżasz dwa, trzy tysiące kilometrów. - Technika starych samochodów jest przewidywalna. W mercedesie cenię klasę, styl i komfort. Są też tacy, którzy kupują je dla prestiżu. Dawniej jak ktoś miał mercedesa, to miał szklarnie. To było auto "badylarzy", zamożnych ludzi. Dziś "coupetami" za 8-9 tysięcy jeżdżą młodzi ludzie.

Co takiego jest w samochodach tej marki? Jarek wylicza: niesamowita wygoda. W każdym innym samochodzie, po dwóch trzech godzinach jazdy czuję kręgosłup, a w mercedesie siedzi jak w fotelu lub na kanapie przed telewizorem. Dalej, pomimo leciwego wieku samochodu, wjeżdżasz na bruk i nic nie trzeszczy i nie lata. No i jest niezawodny.

Jarek wysnuł swoją teorię na ten temat. Mercedes jest kobietą, ale żeby tak naprawdę z niej korzystać, to musi skończyć 18 lat... - Ucieka mi wzrok za mercedesami na ulicy - przyznaje się Jarek. - Nie oglądam się za nowymi mercedesami, które tak mnie nie kręcą. Ale jak zobaczę starą "beczkę", mającą 30 - 40 lat i ciągle ładnie utrzymaną, to aż wzdycham. Podobnie syn, kiedy mówi mi, że ktoś ze znajomych kupił z salonu nowe auto innej marki za 50-60 tysięcy, to mówi: - Ojciec, ile fajnych "mietków" moglibyśmy kupić za te pieniądze! Jeśli mam kogoś wypuścić z podporządkowanej ulicy, to mercedesa zawsze, a z innymi bywa różnie, choć nie jestem niekulturalnym kierowcą.

- Mercedesami jeżdżą nie tylko stare dziadki w kapeluszach - mówi Andrzej Gawroński, - ale i ludzie młodsi, choć muszę przyznać, że kiedyś w Niemczech jedna pani zobaczyła tapetę na moim laptopie - oczywiście mercedesa 124 i powiedziała: - Musisz kupić bmw, bo mercedesami jeżdżą starzy ludzie. Hmmm.

Miałem kiedyś moment słabości i chciałem sprzedać swoją 124-kę i kupić CLK. Wystawiłem samochód na sprzedaż. Po dwóch dniach jechał już do mnie gość z Łodzi, a ja czułem, że coś jest nie tak. Jeszcze go nie sprzedałem, a już byłem nerwowy, że go nie mam. Zadzwoniłem do gościa, przeprosiłem i powiedziałem, że żona nie zgadza się na sprzedaż. Na forum sympatyków mercedesa rozpętała się burza: chłopie, co ty w ogóle robisz! Wszyscy są zżyci z tymi samochodami.

Posiadacze mercedesów dzielą się na tych, co to przeżywają albo nie. - Mam szacunek dla jednych i drugich - mówi "Gawron". - Ja przeżywam, ekscytuję się, każda podróż tym autami jest dla mnie fajną przygodą. W "coupetce" jadę z opuszczonymi szybami (ten model nie ma bocznych słupków), bo na tym polega bajer. Wieje potwornie, ale nie ma kompromisów. Wiem, że te słowa mogą rozśmieszyć purystów i posiadaczy samochodów za kilkaset tysięcy złotych. Jeżdżą nimi, żeby się pokazać. W naszym społeczeństwie ciągle pokutuje opinia: ooo, mercedes. Ludzie ciągle nie chcą uwierzyć, że podobne do moich, już w latach, kupiliby za trzy swoje pensje. Spójrz, jak wyglądają teraz samochody? Tak samo!
- Mercedes jest samochodem dla biednych ludzi - z przekonaniem mówi Andrzej Pokrątka. - Dlaczego? Dlatego, że się nie psuje - zapewnia.
- Zainwestujesz raz, a później nie wydajesz na naprawy - dodaje Eugeniusz Rzyski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska