Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emerytka z Torunia chciała pomóc znajomej. Poszła więc po pożyczkę. Ta uprzejmość kosztowała ją prawie 70 tysięcy złotych i morze łez!

Adam Willma
Toruńska emerytka chciała pomóc znajomej. Po raz pierwszy w życiu poszła więc po pożyczkę.
Toruńska emerytka chciała pomóc znajomej. Po raz pierwszy w życiu poszła więc po pożyczkę. Adam Willma
Znajoma toruńskiej emerytki obiecywała: przecież pani nie oszukam! Teraz przysyła ze Szwecji kartki z życzeniami, przelewów jednak jak nie było, tak nie ma.

Janina Caban, emerytowana pielęgniarka z toruńskiego Rubinkowa, kiedy zdrowie dopisuje, pomaga bezdomnym zwierzętom. - Monikę Dopieralską poznałam właśnie za sprawą tych zwierząt. Zgadałyśmy się kiedyś na podwórku z jej córką na temat kotów. Okazało się, że również pani Monika ma kota. Życzliwa, sympatyczna blondynka, dobrze jej z oczu patrzyło.

Zobacz także: "Mam 85 lat, a wrobili mnie w... tandetne majtki". Kolejna firma żerująca na seniorach?

Nietypowa prośba znajomej toruńskiej emerytki

Kobiety przypadły sobie do gustu, często sobie pomagały. Monika pracowała w sklepie spożywczym na targowisku. Janina czasem jej pomagała. - Często rozmawiałyśmy. Ona zwierzała mi się z problemów rodzinnych. Nawet planowałyśmy, że może kiedyś zamieszkamy razem.

Któregoś dnia Dopieralska zwróciła się do przyjaciółki z nietypową prośbą. Chodziło o pożyczkę, która pozwoliłaby jej wydostać się z pętli zadłużenia.- Tłumaczyłam jej, że pożyczki to najgorsza rzecz - mówi Janina. - Ja nie miałam pożyczki nigdy w życiu. Jakoś dawałam sobie radę bez nich. A ona na to: "Pani Nino, teraz wszyscy żyją na pożyczkach".

Dopieralska przekonywała, że otworzyła się dla niej szansa na nowe życie. Bo rozwiązanie, które zaproponował SKOK, obniży raty o połowę.
"Tylko niech mi pani podpisze".
- Pytałam o jakie pieniądze chodzi - mówi Janina. - Mówiła, że nieduża kwota. Jakieś 3-3,6 tys. powinno jej wystarczyć.

Janina w końcu się złamała: "Pojadę z wami, ale nie obiecuję, że podpiszę" - zarzekała się. Monika uspokajała: "Przecież ja bym pani nie oszukała".

Dopieralscy przyjechali po nią samochodem. Gdy pojawiła się w biurze SKOK przy ul. Mickiewicza, dokumenty były już przygotowane. - Z tych nerwów zapomniałam nawet okularów. Papiery były tak ułożone, że pani z banku zaginała tylko kartki i pokazywała, gdzie mam podpisać.

Przy okazji Dopieralska dała się nieco pociągnąć za język. Janina spytała Monikę, ile ma pożyczek. "Dwie? Trzy?".
"Trochę więcej".
"Pięć?".
"Więcej".
"Siedem? Osiem?".
- Wówczas do rozmowy włączyła się pani ze SKOK-u i zagadała nas na inny temat. Dopiero z rozmowy Moniki z tą panią dowiedziałam się, że pożyczek jest siedemnaście! I dwie windykacje.
"Windykacje? O, nie Monika. Jak ty mogłaś do tego doprowadzić. Nie będzie żadnego podpisywania".
- Pani ze SKOK-u zareagowała. Widząc moją panikę zaproponowała, żeby Monika przeniosła swoje konto osobiste z Lukas Banku do SKOK-u. Dzięki temu pieniądze na spłaty miały być rzekomo pobierane bezpośrednio z konta Dopieralskiej. Czułam, że ciśnienie mi wzrosło, powiedziałam, że zaraz zemdleję i nie chcę niczego podpisywać. "Widzę, że pani cały czas ma wątpliwości. Może w takim razie mąż pani Moniki wystąpi jako żyrant?".
Takie rozwiązanie miało całkowicie zabezpieczyć Janinę. Nie miała więcej argumentów.
- Byłam tak otumaniona, że chciałam mieć to już jak najszybciej za sobą.
Po wypełnieniu formalności Janina Caban zapytała o możliwość wzięcia pożyczki dla siebie. - Brakowało mi na lekarstwa. Podpisałam więc jeszcze jeden kwit na 500 złotych.

Pani Janina: Nigdy bym nie podpisała

Janina twierdzi, że o rzeczywistej kwocie pożyczki dowiedziała się znacznie później. - Gdybym zobaczyła w papierach, że chodzi o 36 tysięcy, a nie 3,6 tys. zł, na pewno niczego bym nie podpisała!

Trzydzieści tysięcy ze SKOK zostało przeznaczone na spłatę wcześniejszych pożyczek Dopieralskich, Monika dostała też 1250 zł na spłatę pierwszej raty, pozostałe 5 tysięcy miały być rozliczone nazajutrz. Janina do tej pory nie wie, jaki był los tych pieniędzy. Kolejne miesiące uspokoiły Janinę. Dopieralscy spłacali raty bez zwłoki, a na adres emerytki przychodziły jedynie wyciągi dotyczące 500-złotowej pożyczki. Później jednak idylla się skończyła. Zadzwonili ze SKOK, że nie ma wpłat od Dopieralskich.

Janina oniemiała. Sięgnęła po słuchawkę:
"Monika, przecież mówiłaś, że ta sprawa mnie nie dotyczy."
"Pani Nino, zwolniono mnie z pracy. Zapłacę z pensji męża."

Mąż Moniki pracował za granicą, więc Janina uspokoiła się na moment. Ale dalszych wpłat jednak nie było. Za to Dopieralska spakowała walizki i wyruszyła do Szwecji.

- Wzięłam wszystkie kwity i poszłam do teściowej Moniki, z którą byłam w dobrych stosunkach. Powiedziałam, że Monika nie zapłaciła.
"To nie jest możliwe" - odpowiedziała. "Jak wyjeżdżała, mówiła mi, że dług jest już uregulowany".

W czasie rozmowy zadzwonił telefon.
- Usłyszałam głos Moniki: "Mamo, już jesteśmy na miejscu, dojechaliśmy szczęśliwie". Na pytanie o mnie Monika szybko ucięła rozmowę: "Ja z tą panią nie chcę mieć nic do czynienia" i rozłączyła się.

- Głupia baba! Przecież sama wszystkich ostrzegałam, żeby nie dali się naciągać na pożyczki, nie jeździli na pokazy z garnkami - wyrzuca sobie Janina Caban. - I teraz sama wpadłam w tę matnię!

Janina rozpoczęła pielgrzymkę po urzędach i biurach poselskich. Bez skutku. W końcu odesłano ją na posterunek policji. - Powiedzieli, że mogę napisać doniesienie, ale oni i tak odmówią wszczęcia, bo przestępstwa nie ma - żali się.

Jak powiedzieli, tak zrobili. Dzień przed ubiegłorocznym sylwestrem sierżant wysmażył uzasadnienie odmowy: "W opisanej sytuacji nie dopatrzono się znamion czynu określonego w artykule 286 & 1 (doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem - red.), ponieważ do znamion tego czynu zalicza się: cel działania sprawcy - osiągnięcie korzyści majątkowej, doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem oraz wprowadzenie w błąd tej osoby. Elementy przedmiotowe oszustwa muszą się mieścić w świadomości sprawcy i muszą być objęte jego wolą. Oszustwo może być popełnione tylko umyślnie (...)".

A zatem skoro Janina Caban własnoręcznie podpisała papiery, więc jest sobie winna. Tylko czy Dopieralska nie miała świadomości, że zostawia emerytkę z kolosalnym długiem? - Ja, naiwnie myślałam, że będzie jakaś konfrontacja, podczas której wszystko wyjdzie na jaw, ale policjant od razu mnie zgasił: "Jaka konfrontacja? Ale się pani filmów naoglądała".

Zmieńmy ten kodeks

Mecenas Marek Poksiński uważa, że umorzenie postępowania było błędem: - Przecież dokładnie w czasie, gdy trwało to postępowanie, prokurator generalny zwrócił się do wszystkich prokuratur o szczególnie wnikliwe traktowanie spraw ludzi starszych, których łatwowierność często jest wykorzystywana przez oszus tów. Przypadek pani Caban pokazuje, że mamy mnóstwo instytucji, które teoretycznie powinny bronić osób pokrzywdzonych, ale skutek tego jest mizerny. Wywierając presję na panią Janinę, posłużono się jej osobą w celu uzyskania pożyczki, co powinno być traktowane jako przestępstwo. Skutecznym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie do polskiego prawa nowej instytucji, uwzględniającej problemy związane z wykorzystywaniem łatwowierności ludzi starszych i manipulowania nimi. Obecne przepisy są niewystarczające

Życzę zdrowia

Jesienią ubiegłego roku Janina dostała list. Kopertę zdobiły dwa znaczki "SVERIGE BREV" z motywami kwiatowymi. Słowa chwytały za serce: "Wiem, że zostawiam Panią z dużym kredytem do spłaty. Jest mi bardzo, ale to bardzo głupio i źle. To nie tak, że ja o tym zapomniałam i żyję sobie bez poczucia winy. Wyrządziłam pani wielką krzywdę i tylko są przeze mnie problemy. (…) Chcę, żeby Pani wiedziała, że zawsze będę Panią szanować i cenić. Życzę dużo zdrowia i szczerze pozdrawiam".

Później przyszedł jeszcze jeden list. Monika ponownie obiecała, że zacznie spłacać swój dług. "Ja też chcę się pozbyć tego długu, bo bardzo mi to ciąży na sumieniu. Chcę i będę to płacić, bo przecież to moje zadłużenie".

Tyle że przelewów ze Szwecji jak nie było, tak nie ma. Za to przelewy ze swojej emerytury robi regularnie Janina Caban. Całe 450 złotych miesięcznie. Spłaciła już 18 tysięcy, a wszystko wskazuje na to, że będzie spłacać dług do końca życia, bo rata wystarcza jedynie na spłatę odsetek w SKOK.

Monika Dopieralska mieszka w Szwecji. Z jej profilu na Facebooku wynika, że pracowała w firmie zajmującej się uprawą kwiatów. Na stronie umieściła kilka zdjęć z pięknymi sekwencjami, np.: "To jest prawdziwa przyjaźń - osłaniać innych, nawet kosztem siebie (kardynał Stefan Wyszyński)".
Jest też panorama Torunia: "To piękne, jeśli człowiek może być dumny ze swojego miasta, lecz jeszcze piękniej, gdy miasto może być z niego dumne".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska