Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden mandat w okręgu to nie jest lekarstwo

Jolanta Zielazna
Oburzeni domagają się jednomandatowych okręgów do Sejmu. Politolodzy ostrzegają, że to jeszcze bardziej scementuje scenę polityczną.
Oburzeni domagają się jednomandatowych okręgów do Sejmu. Politolodzy ostrzegają, że to jeszcze bardziej scementuje scenę polityczną. Jarosław Pruss/archiwum
Oburzeni domagają się jednomandatowych okręgów do Sejmu. Politolodzy ostrzegają, że to jeszcze bardziej scementuje scenę polityczną.

Paweł Kukiz i Ruch OBURZONYCH zbiera podpisy pod petycją do prezydenta Komorowskiego. Namawia go, by rozwiązał Sejm i przeprowadził referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej, byśmy posłów wybierali w jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW).

W takich okręgach 3 lata temu wybieraliśmy senatorów. I nie dało to przewagi kandydatom niezależnym.
Czy wobec tego JOW to lekarstwo na rozkruszenie naszej sceny politycznej, scementowanej wokół PO i PiS? Politolodzy zdecydowanie wskazują, że efekt będzie wręcz odwrotny. W okręgach jednomandatowych dominują duże, dobrze zorganizowane partie albo osoby z dobrym zapleczem finansowym.

- W wyborach 2011 roku miał być odpartyjniony Senat, a w 99 procentach wybraliśmy kandydatów partyjnych - wskazuje dr Wojciech Peszyński, politolog z UMK. - Gdyby również do Sejmu obowiązywały JOW, Ruch Palikota nie miałby żadnego mandatu. Choćby na przykładzie brytyjskim widać, że to jeszcze bardziej cementuje scenę polityczną.
Okręgom jednomandatowym dokładnie przyjrzał się dr Radosław Markowski, politolog Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Bada ten system od lat, w różnych krajach. Przykładów, które udowodnią, że stanie się dokładnie odwrotnie niż myśli Kukiz, mógłby podać dziesiątki.

Wylicza jego zdaniem najważniejsze. Partyjność się zwiększa, a nie zmniejsza, bo na polu bitwy zostają dwie partie, rzadziej trzy. JOW powodują, że z polityki rugowane są kobiety i mniejszości etniczne, językowe.
- Efektem wyborów w okręgach jednomandatowych jest bardzo wysoka dysproporcja miejsc w parlamencie. W Nowej Zelandii dwukrotnie w l. 70. doszło do tego, że partia, która przegrała wybory, wygrała je miejscami w parlamencie i to ona tworzyła rząd - podaje przykład dr Markowski. - Poza tym, na przykładzie Wielkiej Brytanii widać, że o 65-70 proc. okręgów jednomandatowych wiadomo historycznie, jaki będzie wynik, bo taki jest skład okręgu. Tak naprawdę wyboru dokonuje się więc w 30-35 proc. okręgów. Stąd - co bardzo ważne w polskim kontekście - frekwencja w wyborach w JOW jest około 10 proc. niższa niż w wyborach parlamentarnych.

Dr Markowski nie zgadza się, że nasza scena polityczna jest "zamrożona". - Jakiego słowa musielibyśmy użyć, by określić 30 lat rządów socjalistów w Szwecji, 18 lat rządów konserwatystów i Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii? W Polsce na razie mamy 7 lat rządów jednej partii z tym samym koalicjantem. To jest elementarna stabilność systemu, który był niesłychanie rozchwiany. Jeszcze 10 lat temu wszyscy płakaliśmy, że są takie zmiany, turbulencje, niczego nie można zaplanować.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska