Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tuchola. Stanisław Sikorski zakłada barcie i wabi roje dzikich pszczół

(jw)
Pan Stanisław intersuje się  nie tylko bartnictwem, ale i starymi ciągnikami i jest właścicielem  ciągniaka z 1939 r.
Pan Stanisław intersuje się nie tylko bartnictwem, ale i starymi ciągnikami i jest właścicielem ciągniaka z 1939 r. Fot. Janina Waszczuk
Po stu latach w Nadleśnictwie Tuchola są znowu barcie w lesie. Zakłada je pasjonat z Tucholi.

Stanisław Sikorski realizuje swoją życiowa pasję, o której marzył od 40 lat - bartnictwo. Tradycja bartnictwa w Borach Tucholskich jest bogata. To zawód, o którym można znaleźć zapiski już w XIII wieku. W Borach na przełomie XVIII i XIX wieku nastąpiło załamanie tego rodzaju prac, gdy zaczęto sztucznie wytwarzać miód, ale ten od dzikich pszczół jest najbardziej ceniony na świecie i najpyszniejszy. - Czemu teraz nie ma barci? Nie wiem. Czytam różne publikacje - zastanawia się Stanisław Sikorski, bartnik. - Warunki mamy idealne, lasy piękne, odpowiednia wilgotność i mieszane lasy, pszczoły mają dosyć pokarmu.

Skąd pomysł na barcie u organisty i pasjonata starych maszyn? - Jako dziecko zakładałem barcie z wujkami, byli rybakami i bartnikami, a ja im pomagałem, chodziłem z nimi, słuchałem opowieści - relacjonuje Sikorski. - Chodziło mi to po głowie przeszło czterdzieści lat, a po drodze napotykałem różne przeszkody, ale nie poddawałem się.

Pan Stanisław dogadał się w końcu z Nadleśnictwem Tuchola. Bo nie można iść sobie do lasu i robić barcie, trzeba mieć pozwolenie. Barci nie zakłada się też w drzewach, które są pomnikami przyrody i na terenach rezerwatu. Pierwszą barć zrobił 14 kwietnia tego roku, a 12 czerwca zaczął zwabiać rodzinę pszczelą. - Udało się, pojawiły się dwie rodziny pszczele, które oczekiwały przez cztery dni koło barci - opowiada bartnik. - Cieszyłem się jak dziecko. Jedną rodzinę przekazałem koledze z Tucholi, drugą wpuściłem do barci i rój zagospodarował ją, wprowadził królową-matkę. Jest to bardzo żywotny rój, widać, że czują się dobrze.

Pan Stanisław nie zdradzi tajemnicy, w jaki sposób wabi się dzikie pszczoły. Po co to robi? Chce obserwować dzikie roje. Owadzie rodziny same dbają o siebie. Chce zobaczyć jak przezimują i dadzą sobie radę w sosnowej barci. Nie wybiera się im miodu ani nie dokarmia się ich. - To taki eksperyment, nie ingeruję w ich życie, tylko obserwuję - mówi.

Nowoczesną Wieś znajdziesz także na Facebooku - dołącz do nas!

Idealnymi drzewami na barć są sosny, dęby, buki i lipa. Pierwsza barć powstała w sośnie, w tym tygodniu Sikorski zrobił ją w 140-letnim dębie.

- Leśnicy wskazują drzewa, w których mogą być barcie, a ja je wybieram. Musi być odpowiednie usytuowane, odpowiednia wilgotność, odległość od pól i wody. Sporo warunków musi spełniać. Takie drzewo z barcią zostaje wpisane do księgi i do końca pozostaje już barcią. Pszczeli wywiadowca wędruje wszędzie i znajdzie przygotowane dla nich mieszkanie - opowiada pasjonat.

Leśnicy godzą się na barcie, bo to korzystne dla lasu. Pszczoły przecież zapylają, są pracowite i pożyteczne.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska