Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Telefon może zadzwonić w każdej chwili

Hanna Sowińska
sxc
- Pani Karolino, jest dla pani nerka, ale "po przejściach" - usłyszała w słuchawce. Była oszołomiona. Poprosiła o kilka minut zwłoki. Musiała podjąć jakąś decyzję.

Od początku stycznia 2014 r. (do dziś) w bydgoskiej klinice transplantologii i chirurgii ogólnej wykonano 20 operacji przeszczepienia nerki. Narządy pochodziły od zmarłych dawców. Trwają badania 10 osób, które chcą się z bliskimi podzielić swoją nerką. W Polsce na ten narząd czeka ponad 900 osób.

Wysoka. I bardzo szczupła - teraz waży 50 kg, przed chorobą o dziewięć więcej. W butach na koturnie wygląda niczym modelka. To Karolina Popławska, 23-letnia bydgoszczanka. Dwa lata temu została wpisana na krajową listę oczekujących na przeszczep. Od prawie pięciu lat przy życiu trzyma ją ADO. Czyli automatyczna dializa otrzewnowa. Choroby, ciężkiej i nieuleczalnej, nie widać po niej.
- Rodzina się martwi, za to ja kwitnę. Jestem silna, potrafię walczyć. Codziennie sobie powtarzam: - Da się żyć. Ludzie mają większe problemy.

Serce oszalało
Jest listopad 2009 r. Późny wieczór. Karolina szykuje się do snu. Kładzie się, ale nie zasypia. Czuje, że dzieje się z nią coś dziwnego. Serce wali jak oszalałe. Budzi matkę, ta wzywa pogotowie.

- Zmierzyli ciśnienie, miałam 150 na 100, dali jakąś tabletkę i odjechali. Serce się uspokoiło. Nie na długo - wspomina.

Następnego dnia, w drodze do szkoły robi jej się słabo. - Od znajomych słyszałam, że w Anglii, w galeriach handlowych, są punkty medyczne, dlatego podjechałam tramwajem do Focusa. Myślałam, że tu znajdę pomoc, ale ochroniarz wskazał mi aptekę. Miałam przy sobie tabletkę, tę, którą zostawiło mi pogotowie. Połknęłam ją, popijając wodą. Serce nie przestało kołatać. Ktoś z apteki zadzwonił po karetkę.
Trafia do "Jurasza". W oddziale ratunkowym pobierają jej krew, dają tabletkę pod język i wypisują... do domu.

- Byłam przerażona, dlatego zadzwoniłam do mamy. Przyjechała bardzo szybko i zrobiła niezłą awanturę. Ponownie wzięli mi krew do zbadania. Wkrótce zjawiła się lekarka z kliniki nefrologii. Usłyszałam: - Piżamka i na oddział.
Diagnoza była porażająca: nadciśnienie tętnicze, przewlekła niewydolność nerek, zapalenie przytarczyc. Świat jej się zawalił.
- Jeszcze nie miałam 19 lat, byłam w klasie maturalnej. Kiedy dowiedziałam się, co to za choroba, płakałam jak bóbr przez pięć dni. Od płaczu głowę mi rozsadzało. Nie pomagały tabletki przeciwbólowe, które przynosiła pielęgniarka. Szpital zaproponował mi pomoc psychiatry.

Wpadła w depresję. Walczyła. Z potężnego "dołka" pomógł jej wyjść jej partner.

Noce z cyklerem
Po miesiącu od "sercowego incydentu" i postawienia diagnozy przeszła na dializy. Co noc, po dziewięć i pół godziny, ten sam rytuał.
- Nie jeżdżę do stacji dializ, bo korzystam z ADO. Wieczorem przygotowuję worki, dren, zestaw nakrętek. Cewnik mam na stałe w brzuchu, tylko końcówka jest co jakiś czas wymieniana. Muszę pamiętać, żeby dobrze zdezynfekować ręce.
Powtarzanie czyni mistrza, więc i Karolina całą tę operację wykonuje na pamięć.
- Dreny, worki z dializą, korki dezynfekujące i preparaty do odkażania rąk zapewnia firma, która wypożyczyła mi cykler. Natomiast lekarstwa, maseczki, opatrunki, preparat do odkażania rany przy ujściu cewnika muszę sobie sama kupić.

I bezwzględnie musi przestrzegać higieny. Bo licho nie śpi. Już dwukrotnie miała zapalenie otrzewnej. Po raz pierwszy na początku choroby, z powodu niedokładnie umytych rąk. Drugi - od pyłu z kominka, który przedostał się do rany i wywołał zakażenie.
Przez chorobę nie zdała matury. Więc z planów dotyczących studiów też nic nie wyszło. - Pracuję kilka dni w tygodniu w jednym z toruńskich pubów. Jestem nocnym markiem, więc praca po 21. jest w sam raz dla mnie. Wtedy, kiedy wypada mi nocka, podłączam się do cyklera w dzień. Trochę śpię, czytam, korzystam z komputera.
Nerki to taka bardzo zapracowana maszyneria, która musi poradzić sobie ze wszystkim ubocznymi produktami przemiany materii. Gdy jedna wysiądzie, też można żyć. Jeśli obie przestają działać, pozostaje leczenie nerkozastępcze - hemodializa, dializa otrzewnowa i transplantacja.

Dar miłości
Od wykrycia choroby Karolina pozostaje pod opiekę kliniki nefrologii w Bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim nr 1. Na listę oczekujących na zdrowy organ (prowadzi ją "Poltransplant") została wpisana dwa lata temu.

Na nerkę od żywego dawcy raczej nie ma szansy. - Rozmawialiśmy w domu o tym wiele razy. Mama, z uwagi na chorobę, nie może być brana pod uwagę. Rodzeństwa nie mam, ojciec chrzestny jest otyły, a tata ostatnio dowiedział się, że ma raka - tłumaczy.
A przyjaciele? Sądy niekiedy wydają zgodę na to, aby dawcą została osoba niespokrewniona z biorcą.

- Trzy osoby z najbliższego mi grona chcą się podzielić nerką, ale nie mogę przyjąć ich daru. Są młodzi, też chcą założyć rodzinę. Nie, raczej nie chodzi o jakieś niespodziewane komplikacje po oddaniu nerki, bo choć się zdarzają, to jest ich niewiele. Boję się "związku emocjonalnego" z dawcą. Jeden z kolegów chce oddać, ale stawia warunek: muszę być jego do końca życia.

Kolega Karoliny pewnie nie wie, że nie ma dawstwa warunkowego. Prof. Zbigniew Włodarczyk, szef bydgoskiej kliniki transplantologii i chirurgii ogólnej powtarza, że oddanie zdrowej nerki jest aktem najwyższej solidarności i miłości bliźniego. Aktem całkowicie altruistycznym.

Kiedyś telefon zadzwoni
Ma dwie komórki i spakowaną (od roku) torbę. Bo telefon może zadzwonić w każdej chwili. Wtedy zaczyna się wyścig z czasem.
Już miała taki telefon. Komórka odezwała się przed północą. To było ponad dwa lata temu. - Usłyszałam, że jest dla mnie nerka, ale po jakichś zapaleniach, pobrana od zmarłej nastolatki. Nie zdecydowałam się. Potem trzy dni spać nie mogłam, biłam się z myślami. Nie wiedziałam, czy podjęłam słuszną decyzję.
Aleksandra Woderska, regionalny koordynator transplantacyjny mówi, że kryteria kwalifikacji organów stale się poszerzają.
- Narządy, które kiedyś dyskwalifikowano, dziś są przeszczepiane. To wynika między innymi z tego, że wiek większości dawców przypada na piątą dekadę życia, a wtedy człowiek ma już jakieś problemy zdrowotne. Nerki od zmarłych są zawsze badane. Jeśli wiadomo, że dawca był obciążony chorobami, trzeba zważyć, czy ryzyko przeszczepienia takiego organu przeważa nad korzyściami - wyjaśnia.

Lekarz ze stacji dializ, który zawiadamia pacjenta, że jest dla niego nerka, zawsze informuje, w jakim stanie jest organ. Decyzja należy do pacjenta.
Karolina wierzy, że telefon kiedyś znowu zadzwoni. - Chciałabym już żyć normalnie. Bez cyklera, cewnika, drenów, bez liczenia, ile wraz z obiadem zjadłam potasu i fosforu. Chcę też mieć męża, dziecko i chcę się rozwijać. a

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska