Ojciec ukarany za pomysł

Na terenie warszawskich fortów Blizne mężczyzna zbudował z gałęzi i liści szałas. Przez dwa dni mieszkał tu z synem, łowili ryby, higiena na bakier. Tak po męsku, jak dawniej. Ktoś ich jednak zauważył i doniósł policji. Policja przyjechała, zrobiła się afera. Dziecko nieumyte, pogryzione przez komary. Gołym okiem widać, że wyrodny ojciec. Odpowie teraz za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.

Synek nie wie, co się dzieje, dlaczego fajna zabawa, uczenie się twardości, męskości, bliskość z ojcem bez telewizji i komputera grozi tacie utratą wolności? Albo karą pieniężną, przez którą tata nie tylko już nigdy nie zrobi dziecku tak pouczającej zabawy, ale też nie kupi nowej zabawki? Tak chyba uczymy się od maleńkości, że lepiej zostać w klatce i nie wychylać się.

Pod Toruniem w Przecznie<>/b> jest farma, którą prowadzi pani Magda. Zabrała małego syna z miasta, aby był bliżej przyrody. Doi kozy, zbiera jajka spod kury, zrywa kukurydzę i chodzi do lasu. Lepiej się uczy, bo z przyjemnością, i zachęca inne dzieci, aby nie zapomniały o byciu w naturze. Donoszę na nich, bo nie wiadomo, czy malec dziabnięty przez kurę nie będzie miał trwałych śladów w psychice! Jest w tej podwarszawskiej historyjce skandaliczne zachowanie. ** Nie ojca jednak, lecz policji, która szuka dziury w całym. Wprawdzie gdy optymista wynalazł samolot, pesymista skonstruował spadochron, jednak obaj potrzebowali do swoich wyczynów ruszenia głową, którą policja podwarszawska zostawiła w komisariacie. Po raz kolejny okazuje się bowiem, że urzędnicy nie zawsze potrafią myśleć samodzielnie, brak im empatii, oczytania, własnych dobrych doświadczeń, które ukształtowałyby ich jako dzieci, a później rodziców. Troska państwa przeradza się w nadopiekuńczość, a stąd już krok do tego, żeby w przyszłości stać się obywatelem bez jaj.

**