Michał Kwiatkowski po morderczym etapie Tour de France: - Gdyby nie defekt....

Kolarz Omegi Pharmy jechał w czołowej grupce do przedostatniego z 7 odcinków brukowych, potem zniiknął nagle i na metę dotarł minutę po najszybszym Larsie Boomie. - Miałem trochę pecha. Jeszcze przed brukami zderzyłem się na rondzie z Vasilim Kirylenką i musieliśmy 20 km ostro gonić peleton. Już myślałem, że się nie uda, bo był silny, boczny wiatr - opowiada nasza kolarz. - W końcówce byliśmy w doskonałej sytuacji, mieliśmy pięciu ludzi w czołówce z Omegi Pharmy i czekaliśmy spokojnie na rozwój wydarzeń. Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie jechało na takiej nawierzchni.

Omega Pharma zaczęła liczyć na etapowe zwycięstwo, być może nawet na koszulkę lidera dla Kwiatkowskiego, gdy plany pokrzyżował defekt na przedostatnim odcinku bruku. - Na 700 metrów przed jego końcem złapałem gumę. Jechaliśmy dalej, bo wiedziałem, że na końcu odcinka czeka mechanik z zapasem. Czołówka nam jednak trochę uciekła, choć bardzo pomagali mi gonić Mark Renshaw i Matteo Trentin. Co mogę powiedzieć, zwykły pech. Można się jedynie zastanawiać, co mogło się stać. Naprawdę czułem się świetnie w tych warunkach i udowodniliśmy, jak mocną mamy grupę - dodaje Kwiatkowski.

W czwartek kolarzy czeka raczej sprinterski etap z Arras do Reims. Szansa na etapowe zwycięstwo być może będzie w piątek, gdy odcinek końcu się trzema premiami górskimi w ciągu 20 km. Wtedy też torunianin może zaatakować miejsce w czołowej trójce TdF.