Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czteroosobowa rodzina straciła dach nad głową. Komornik kazał opuścić lokal. Wiceburmistrz: Źle zrobiliście, że posłuchaliście

(kat)
Jabłonowianie we wtorek opuścili mieszkanie, rzeczy zgromadzili w piwnicy i garażu sąsiadów.
Jabłonowianie we wtorek opuścili mieszkanie, rzeczy zgromadzili w piwnicy i garażu sąsiadów. archiwum GP
- Komornik wyrzucił naszych sąsiadów z mieszkania - taki telefon otrzymaliśmy we wtorkowe popołudnie. - Pomóżcie. Czteroosobowa rodzina straciła dach nad głową. Idziemy do burmistrza, ale bez pomocy gazety niewiele wskóramy - mówili mieszkańcy Jabłonowa.

Zareagowaliśmy natychmiast. Na miejscu okazało się, że państwo Roszkowcy - Karina i Marek oraz ich dwójka synów - 8 i 14 lat mieszkający do tej pory w kamienicy przy ul. Kościuszki mieli spore zaległości w spłacaniu kredytu. Uzbierało się tego ok. 30 tys. złotych. W połowie grudnia jabłonowianie otrzymali informację o tym, że ich mieszkanie będzie zlicytowane. Uprawomocnienie tej decyzji nastąpiło na początku lutego. - My to pismo otrzymaliśmy w marcu - mówi pani Karina. - Rozmawialiśmy o tym z komornikiem. Powiedział, że najlepiej będzie jak opuścimy mieszkanie dobrowolnie, bo w przeciwnym razie on zawiadomi sąd i możemy stracić dzieci.

We wtorek pojawił się nowy właściciel mieszkania, złożył pismo o eksmisję. - Baliśmy się, że stracimy dzieci i oddaliśmy klucze.

Cały swój dobytek: meble, ubrania, sprzęty domowe wynieśli do piwnicy i garażu swoich sąsiadów, którzy murem stanęli za czteroosobową rodziną i bratem pani Kariny mieszkającym z nimi. - Nie zostawimy ich tak, to bardzo porządna rodzina, nie jakaś patologia. Nikt tu nie pije, nie zachowuje się źle. Po prostu źle im się w życiu ułożyło. Dla nas zawsze byli oparciem, gdy była taka potrzeba - zapewniają panie: Marta, Hanna i Edyta, sąsiadki.

Przeczytaj również: Komornik zajął konto ciężarnej matki pięciorga dzieci

Niestety warunki mieszkaniowe sąsiadów nie pozwoliły na to, by przygarnąć pod swój dach ludzi w potrzebie. - Ja mieszkam z mamą i dzieckiem. - Chłopaki spali u mnie przez kilka ostatnich nocy, ale sama mam piątkę dzieci. Poukładałam wszystkich jak śledzie, tak długo być nie może. Ale gmina chyba powinna pomóc?

Państwo Roszkowscy starali się wcześniej o mieszkanie socjalne, są podopiecznymi pomocy społecznej. - Powiedzieli nam, że mamy szukać na własną rękę, ale mieszkania u nas są bardzo drogie, samo odstępne wynosi kilka tysięcy złotych - mówi pani Karina.

Jej mąż pracuje na pół etatu, ma ok. 200 złotych tygodniówki, choruje na odmę płuc, ciężko mu znaleźć jakąkolwiek posadę ze względu na stan zdrowia. Wcześniejszą pracę stracił po wypadku motocyklowym. Gdy wrócił z rehabilitacji nie było już dla niego miejsca u dotychczasowego pracodawcy. Mama pani Kariny była ciężko chora na raka. Większość dochodu rodziny była przeznaczona na jej leczenie. Pani Karina zajmuje się młodszym synem, który ma dużą wadę wzroku (-15 i -8), na jedno oko niedowidzi. Syn nie ma jeszcze ustalonej grupy inwalidzkiej więc nie otrzymuje wsparcia. Do banku mieli wpłacać co miesiąc blisko tysiąc złotych raty. Nie mieli skąd na to brać. Zaczęły się schody. Sprawą zajął się komornik. - Oni mają jakieś 200 złotych zapomogi, wcześniej pomagała im mama Kariny, miała rentę. Jakoś dawali sobie radę - mówią sąsiedzi.

- Burmistrz wiedział o sytuacji tej rodziny - mówią sąsiedzi. - A teraz co? Umywa ręce?

Po dotarciu do urzędu nie zastaliśmy burmistrza, poprosiliśmy o rozmowę z zastępcą. Mieszkańcy przedstawili sytuację. - No i? - zapytał wymownie Jędrzej Kucharski, zastępca burmistrza.
- I wylądowali na ulicy - mówili sąsiedzi. - Nie mają gdzie spać.

- Po to jest instytucja eksmisji sądowej, by uniknąć takich sytuacji. W takich sytuacjach nie opuszcza się dobrowolnie mieszkania z dnia na dzień, bo teraz jest kwestia taka - co mamy z wami zrobić? - pytał wiceburmistrz. - Mają spać na ulicy? - odbijali piłeczkę sąsiedzi. - Spokojnie, tego nie powiedziałem. Źle się stało, że opuściliście lokal - zapewniał.

- Przestraszyliśmy się, bo komornik powiedział, że zabiorą nam dzieci, że ja i mąż pójdziemy do noclegowni - mówi pani Karina.

Zastępca szefa gminy odesłał mieszkańców do urzędników i zapewnił, że musi skontaktować się z burmistrzem. - Ja państwu nie powiem nic wiążącego w kwestii przyznania mieszkania konkretnego - zapewnił. Dopytaliśmy kiedy zapadnie konkretna decyzja. - Dziś - zapewnił wiceburmistrz. - Ale kiedy, godzinowo? Burmistrza nie ma? - Nie potrafię tego określić - dodał. - Urząd pracuje w określonych godzinach, do końca dnia pracy? - dociekaliśmy. - Jakaś odpowiedź będzie, na razie proszę iść do urzędniczki.

Po blisko godzinie w urzędzie pojawił się burmistrz. - Źle zrobiliście, że opuściliście lokal - mówił Tadeusz Fuks, burmistrz Jabłonowa. - Pan, który kupił poszedłby do sądu, tam orzeczona byłaby eksmisja, ale otrzymalibyście prawo do mieszkania socjalnego, na to też trzeba czekać - pół roku, rok, czasem trzy lata.

- Co z tymi mieszkańcami dziś? Stało się, stracili dach nad głową, są mieszkańcami gminy Jabłonowo. Jak gmina może im pomóc? - dociekaliśmy. - Możemy im zaoferować barak w Bukowcu, nic więcej nie możemy w tej sytuacji zrobić. Mieszkańcy popełnili błąd. Ale pomożemy im.

Wczoraj mieszkańcy, z pomocą sąsiadów i urzędu przewieźli swój dobytek do Bukowca, gdzie mają tymczasowo mieszkać.

- Nie zostawimy ich tam - mówią sąsiadki. - Dobrze, że "Pomorska" była z nami, bo pewnie nic by się nie udało załatwić - skomentowali sąsiedzi.

Więcej o sytuacji państwa Roszkowskich i pomysłach na pomoc w jutrzejszym wydaniu "Pomorskiej".

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska