Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze w piątek byli w szkole. Przed nimi były świąteczne ferie i całe życie

Roman Laudański; [email protected]
Na zawsze zostaną na zdjęciach...
Na zawsze zostaną na zdjęciach...
Spotkali się przy ognisku - pogadać, pośmiać się. Nie wrócili już do domów. Dziewięcioro nastolatków wsiadło do jednego samochodu. Siedmioro z nich zginęło. Potworna tragedia. Natalia, Hania, Paulina, Patryk, Mikołaj, Bartek i Marek... Została cisza.

Trzynastoletnia Natalia już na zawsze będzie się uśmiechać na zdjęciach. Rozwiane włosy. Ciemne okulary. Przechylona głowa. Tę samą podstawówkę skończyła pełna muzycznych pasji Hania. Już nic więcej nie zaśpiewa. Nie wystartuje w konkursach muzycznych. Paulina mogła w przyszłości grać w teatrze, kręcić filmy. Udzielała się w kółku teatralnym, w wolontariacie. "Potrzeba tylko jednej minuty, żeby kogoś zauważyć/ Jednej godziny, żeby go ocenić/ Jednego dnia, żeby polubić/ I całego życia by zapomnieć..." - napisali we wspomnieniu zamieszczonym na szkolnej stronie. Patryk, Mikołaj, Bartek i Marek byli absolwentami Zespołu Szkół w Starogrodzie. Rocznikowo - siedemnaście lat. W internecie zostały ślady ich naukowych i sportowych pasji: siatkówka, piłka nożna trójbój lekkoatletyczny. Pracowici, chętni do pomocy. Rozdzieliły ich szkoły średnie, ale przecież się spotykali. Paczka przyjaciół. Przeżyła tylko Magda i Mateusz.

Przeczytaj także: Dramat w Klamrach pod Chełmnem. Zginęło 7 nastolatków [zdjęcia, wideo]

Potrzeba tylko jednej minuty, żeby kogoś zauważyć
Jednej godziny, żeby go ocenić
Jednego dnia, żeby polubić
I całego życia by zapomnieć

Ognisko

W podchełmińskich Klamrach zginęło siedmioro dzieci w wieku od 13 do 17 lat. To nie tylko tragedia tych rodzin. Tu prawie wszyscy się znają. Mieszkają blisko siebie. Nastolatki pochodziły z Bienkówki, Borówna, Starogrodu i Chełmna. Prawie wszyscy jakoś związani byli ze Starogrodem. Czworo tu mieszkało. Dwoje przyjeżdżało tu do dziadków. Ktoś mieszkał tu wcześniej. Ciekawa wieś, w której bez przerwy dzieje się coś dobrego. Nie mają więc racji ci, którzy mówią, że tu się nic nie działo, dlatego młodzież nie miała co robić. W nocy z soboty na niedzielę rozpalili ognisko, coś wypili. Pewnie nie wszyscy. Później samowolnie wzięli samochód z podwórka, żeby sobie pojeździć. Żadne nie miało uprawnień, ale przecież wiejskie dzieci od małego pomagają w polu. Za zgodą rodziców prowadzą ciągniki. Kiedyś pierwszy raz wyjeżdżają na wiejskie drogi. Polska norma. Gdyby szczęśliwie wrócili w nocy i odstawili auto, pewnie by nikt o tym nie wiedział. Samochód od zawsze był i jest fetyszem wiejskich i miejskich dróg. Pragnieniem, dostarczycielem mocnych wrażeń. Narzędziem lansu i popisywania się przed dziewczynami: popatrzcie, prowadzę. A jak pędzę, jak wchodzę w zakręty. Możecie śmiać się, krzyczeć i piszczeć. Tylko kiedy na tylnej kanapie siedzi siedem osób, to taki samochód na ostrych zakrętach nie zachowuje się normalnie. Jeden błąd, drgnięcie kierownicy...

Przeczytaj także: Na cmentarzu komunalnym w Chełmnie pochowano Paulinę i Natalię, dwie ostatnie ofiary wypadku w Klamrach [zdjęcia]

16-latek bez uprawnień kierujący samochodem wiozącym w sumie dziewięć osób nie dał rady na ostrym łuku. Wcześniej coś pił. Pewnie złapał pobocze, przeciążonym autem zarzuciło i uderzyli bokiem w jedyne drzewo rosnące tak blisko drogi.

Droga

Ulica Łunawska w Chełmnie to żaden szczyt drogowej techniki. Powiatówka prowadząca m.in. przez Klamry, gdzie doszło do tragedii. Bliżej Chełmna stanęły nowe zakłady, firmy i trochę domów. Dalej wioski i lasy. Codziennie pędzą nią ci, którzy znaleźli pracę w Grudziądzu. Albo z Grudziądza mkną do Chełmna. Coraz częściej tędy lub równoległą drogą przez Nowe Dobra i Wymiary przejeżdżają tiry. Kompletny absurd wiejskich dróg. Dodajmy do tego rowerzystów, motory, ciągniki, niewiele chodników i ścieżek rowerowych. I wieczną chęć szybszej jazdy. Serca truchlały na widok uczniów idących poboczem do szkoły. Kiedy po tragedii starosta zapewniał w telewizji, że droga jest dobrze oznakowana, to mieszkający przy niej ludzie aż się gotowali ze złości i pytali, to gdzie stoją znaki ograniczającej prędkość?! W tym miejscu ich nie ma. Tylko znak: uwaga, niebezpieczne zakręty na odcinku 3,5 kilometra. Można tu jechać dziewięćdziesiątką. Doświadczony kierowca przejmie się tym znakiem. Bo las, dzikie zwierzęta. Zwolni, bez problemu przejedzie. Podkomisarz Agnieszka Sobieralska, rzeczniczka prasowa chełmińskich policjantów podkreśla, że brak zakazów nie jest przyzwoleniem na brawurową jazdę. Policjanci wnioskują do drogowców, żeby poprawić bezpieczeństwo na niektórych odcinkach dróg. Czy akurat na tym? Nie wiadomo. 16-latek bez uprawnień kierujący samochodem wiozącym w sumie dziewięć osób nie dał rady na ostrym łuku. Wcześniej coś pił. Pewnie złapał pobocze, przeciążonym autem zarzuciło i uderzyli bokiem w jedyne drzewo rosnące tak blisko drogi. I zaraz zrobiła się narodowa dyskusja o wycinaniu przydrożnych drzew, bo ludzkie życie jest ważniejsze od drzewa. Zgoda - ważniejsze, ale łatwiej będzie wyciąć wszystkie przydrożne drzewa niż uświadomić kierowcom, że nie zmienią praw fizyki. I jeśli z dużą prędkością uderzą w przydrożne drzewo, to - nie ma zmiłuj - po prostu śmierć na miejscu. Gdyby taką wiedzę młodzi przyswajali sobie na lekcjach fizyki, to może zadziałałaby wyobraźnia? Nie oni pierwsi, nie ostatni. Rosnąca liczba przydrożnych krzyży nie napawa optymizmem. Prawie każdy zakręt, co drugie, trzecie przydrożne drzewo, betonowy przepust mają swoją, tragiczną historię. Droga prowadząca przez Starogród do Chełmna też wije się jak pokręcona. Nie zwolnisz przed zakrętem i nieszczęście gotowe. Np. taki ostry zakręt jest przy rozgałęzieniu do Bieńkówki. Lecisz za szybko i kasujesz siebie, przystanek i tych, co na nim stoją. Ile razy w dzień i w nocy okoliczni mieszkańcy uruchamiali ciągniki, żeby wyciągnąć z rowu kolejnych pechowców? A jakim ryzykiem jest nocna jazda przez np. Kokocko, kiedy spod miejscowej dyskoteki wyjeżdżają kolejne samochody. I nie wiesz: trzeźwi czy nawaleni?

Przeczytaj także: **

Pogrzeb ofiar wypadku w Klamrach pod Chełmnem

**

Z pierwszych ustaleń biegłego wynika, że nie pękła żadna z opon, nie zawiodły hamulce.

Wypadek

Może siedzących z przodu uratowały poduszki powietrzne? Ale siedem osób siedzących na tylnej kanapie wyrzuciło w noc. W śmierć. Z pierwszych ustaleń biegłego wynika, że nie pękła żadna z opon, nie zawiodły hamulce. Samochód stał na podwórku. Bez pytania zabrali kluczki, wsiedli i ruszyli. Jedni mówią, że chcieli sobie pojeździć, inni - że akurat kogoś odwozili. Teraz pod to nieszczęsne drzewo przyjeżdżają ludzie z Chełmna i okolicznych wsi. Żeby postawić znicz, zadumać się choć przez chwilę. Pod tym drzewem mówią, że choć nie znali ofiar, to coś kazało im przyjechać. Pomodlić się. Nie bardzo jest tu gdzie zaparkować, więc nieszczęście znowu może się powtórzyć. Bo ci, co się spieszą, trąbią na przystających. Lecą szybko i nie obchodzą ich żadne ofiary. Może nie wiedzą, co tu się wydarzyło? Nie chcą wiedzieć? Nie mają na to czasu? Najbardziej wkurzający byli ci, którzy wokół drzewa szukali śladów rozlanej krwi. Bo co tu jest do oglądania?! Osoby, które jako pierwsze przybiegły na miejsce, próbowały znaleźć wszystkie ofiary. Ile osób mogło jechać takim autem? A kiedy na miejsce dotarł lekarz, to stwierdzał po kolei zgon. Jeszcze później musieli te dzieci zapakować do foliowych worków. Część z nich nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Dziewczyna, która przeżyła, nie znała wszystkich. Zaczęło się ustalanie. Policjanci musieli być stuprocentowo pewni, kto zginął, żeby zapukać do drzwi domów i przekazać rodzicom najgorszą informację w ich życiu. Policjanci powiadomili o tragedii starostę i wójta gminy Chełmno. Pościągali wszystkich możliwych psychologów (m.in. z Poradni Pedagogiczno - Psychologicznej i Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie), żeby ruszyli z pomocą potrzebującym. W poniedziałek rodzice identyfikowali swoje dzieci. W podróży do bydgoskiego prosektorium towarzyszyli im psycholodzy. Trauma na całe życie. A później rozpoczęły się pogrzeby. Podkomisarz Sobieralska pracuje w chełmińskiej komendzie kilkanaście lat, ale nie pamięta takiej tragedii. Były wypadki, w których ginęły trzy, czasem cztery osoby. Wypadek matki wiozącej trzy córki przeżyła tylko jedna z dziewczyn. Ale siedem ofiar?!

Szok

W niedzielny poranek, kiedy na telewizyjnym pasku pojawiła się informacja o tragedii, w domach mieszkańców Starogrodu, Bienkówki i Borówna rozdzwoniły się telefony. Do Krystyny Iwańskiej, sołtyski Starogrodu córka zadzwoniła o szóstej rano, że w telewizji mówili coś o wypadku pod Chełmnem. Powiedziała, że to nie u nich, bo w nocy na pewno usłyszałaby przejeżdżające pogotowie. Później chyba dzwoniła zapłakana mama Marka. Pomyślała - niemożliwe. Po chwili pani dyrektor starogrodzkiej szkoły, którą powiadomiono, że w Klamrach zginęły dzieci stąd. Mieszkańcy opowiadają o tragediach, także wcześniejszych. O śmierci małego brata Mikołaja. Motor nie wyhamował. Teraz zginął Mikołaj. Trauma nie do ogarnięcia. Sołtyska Starogrodu: - Współczuję wszystkim rodzinom, ale wiem, że szczególnej pomocy potrzebuje Mateusz, który przeżył. A w telewizji i internecie aż kipi od komentarzy. Mówią, że nie było jednego winnego. Cała dziewiątka była równo winna. Przeżyła Magda i Mateusz. Z tym, co się stało, będą musieli sobie radzić do końca życia. Za dusze zmarłych modlili się w kościołach w Chełmnie i w Starogrodzie. Na mszach świętych, na różańcu. Niedziela Palmowa, zaraz Wielki Tydzień, pogrzeby. I modlitwa, żeby Bóg dał siły do przetrwania najtrudniejszego czasu. Teraz ciągle ktoś pyta o tę tragedię, a ludzie zastanawiają się, jak to w ogóle ogarnąć? Jak pomóc? Przecież tak potworne tragedie są w kilku domach! Co można zrobić? Razem płakać. Modlić się. Wspólnie pomilczeć. Tragedia jest za świeża. Każde słowo boli. A tu przecież pamiętają ich uśmiechy, codzienne ukłony. Wszyscy współczują rodzinom. Danuta, sąsiadka sołtyski przypomina, jak jej jedenastoletni syn poszedł na łąkę po konie. Uderzony kopytem stracił przytomność na kilkanaście dni. Kolejne trepanacje czaszki. Dziś ma 36 lat, ale do zdrowia nie wrócił. - Współczuję matkom, bo wiem, co to znaczy - mówi. - Może chłopaki chciały popisać się przed dziewczynami. Jak to w grupie. Stała się tragedia. Ludzie tak łatwo osądzają. Przecież to dzieci z normalnych rodzin, jak wszędzie. W niedzielę rano włączyła telewizor. Na wraku samochodu zobaczyła bydgoską rejestrację i pomyślała, że to ktoś obcy. Nikomu do głowy nie wpadło, że pozabijały się dzieci stąd. - Dopóki się człowiek nie ruszy, to nic nie wie. Jak się ruszy, dotknie go cierpienie, to dopiero wie, jak ono smakuje. Jak trudno później żyć - kręci głową Danuta. Policjanci przypominają, że liczby ze statystyk, to konkretni ludzie, którzy zginęli na drogach. Patrolują, badają trzeźwość, prędkość, ale nie postawią patrolu w każdym niebezpiecznym miejscu. Nikt nie był w stanie przewidzieć, że dziewięcioro młodych ludzi wsiądzie do pięcioosobowego samochodu i będzie jeździło po drogach. Jeśli wszystko dzieje się po coś, to po co wydarzyła się ta tragedia?

Łzy

Mikołaj, Patryk, Bartosz i Marek byli absolwentami starogrodzkiego gimnazjum. Zostali nie tylko w pamięci nauczycieli. Dalej stoją nagrody, dyplomy za ich sportowe sukcesy. Zostały ślady w szkolnych kronikach. I morze wypłakanych łez. W poniedziałek od rana na szkole zawiesili narodową flagę z kirem. Takie same pojawiły się na domach mieszkańców wsi, z których pochodziły dzieci. W gminie Chełmno ogłoszono żałobę. Jak nie płakać, po takich fajnych dzieciakach? Ewa Kaczmarek, dyrektor tej placówki mówi, że przez trzydzieści lat jej pracy śmierć łukiem omijała szkołę. Aż do teraz. Dlatego poniedziałek przeznaczyli na poradzenie sobie z emocjami, z uczuciami. Dwóch psychologów wspierało kadrę. Zachęcało do rozmowy, wspomnień. Także do łez, bo one były potrzebne nie tylko dorosłym. Płakali uczniowie chełmińskich szkół, w której uczyły się dziewczynki. Zapaloną świecę postawili na miejscu Natalii. Wspominali ją, płakali. Od poniedziałku uczniowie Zespołu Szkół w Grubnie rozpoczęli rekolekcje. Już nie dotarli na nie Bartek i Mikołaj. Pusta szkoła. Dyrekcja szkoły, ksiądz rekolekcjonista prosili, żeby do kościoła przyszedł ktoś z policji. I porozmawiał z młodymi, jak łatwo doprowadzić do śmierci na drodze. Funkcjonariusze uznali, że rekolekcje są czasem wyciszenia, modlitwy i zastanowienia. Każdy z młodych mógł zrobić własny rachunek sumienia: czy warto ryzykować? Na pogadanki przyjdzie jeszcze czas. Na szkolnym nekrologu Bartka pojawił się cytat: "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Za szybko. I za młodo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska