Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cyberrewolucja wystartowała u nas w Toruniu

Adam Willma
Dzisiaj  można realizować pomysły, kiedyś odrzucane z braku możliwości technicznych - mówi informatyk
Dzisiaj można realizować pomysły, kiedyś odrzucane z braku możliwości technicznych - mówi informatyk Adam Willma
Rozmowa z RAFAŁEM MASZKOWSKIM, jednym z pionierów polskiego internetu. Pierwszy raz zetknął się z siecią ponad 30 lat temu, kiedy kalkulator był czymś podobnym do komputera.

Gopher

Gopher

to było coś podobnego do www. Można było wyświetlić tekst, ale w tekstach nie było linków

Internet
skrótowiec od ang. inter-network, dosłownie "między-sieć". W znaczeniu informatycznym to przestrzeń adresów IP przydzielonych hostom i serwerom połączonym za pomocą urządzeń sieciowych z wykorzystaniem infrastruktury telekomunikacyjnej

Ile lat ma pana syn?
Dwanaście.

Urodzony w epoce internetowej.
Zadziwiające jest dla mnie, że ktoś nie zna czasów, kiedy nie było internetu i zaczyna go używać od przedszkola. Nie staram się dziecka odgradzać od internetowych niebezpieczeństw, bo przed internetem nie ma dziś ucieczki. Ograniczamy jednak czas korzystania z komputera, zwłaszcza z gier. Skądinąd nie rozumiem fascynacji grami, nigdy mnie nie wciągnęły.

Kiedy dowiedział się pan o istnieniu internetu?
W szkole podstawowej byłem bardzo introwertyczny. Już wówczas marzył mi się sposób niezobowiązującej komunikacji drogą elektroniczną. O tym, że coś podobnego istnieje, dowiedziałem się z jednego z pism komputerowych w latach 80. Nie pamiętam, czy w tekście pojawiła się nazwa "internet", ale na pewno mówił o globalnej sieci. Uczyłem się też na sucho m.in. języka BASIC i tam pojawiał się wątek pracy na komputerze z wieloma terminalami. Pod koniec lat 80. mogłem sobie internet już wyobrażać i miałem styczność z FidoNetem, który opierał się na połączeniach telefonicznych. Połączenia międzymiastowe były wtedy jednak bardzo drogie, a dodzwonienie się ze Szczecinka np. do pobliskiego Słupska - prawie niemożliwe. Używałem wówczas na UMK modemów o przepustowości do 2400 bitów na sekundę.
Kiedy w drugiej połowie lat 90. zakładałem w Toruniu oddział firmy udostępniającej internet, wolne numery były tylko na Rubinkowie, ale tam z kolei trudno było o lokal. Wystartowaliśmy w końcu w centrum. Mieliśmy łącze do UMK i jeden pożyczony telefon! Potem telefony w Toruniu zaczęła zakładać Netia i dopiero wtedy TP S.A. też zainstalowała nową centralę. Z internetem pierwszy raz zetknąłem się pośrednio w 1991 r., gdy w Toruniu została uruchomiona sieć BITNET, która udostępniała niektóre usługi internetowe przez pocztę elektroniczną.

Jak chłopak ze Szczecinka trafił do Torunia?
Przyjechałem za sprawą Adama Giedrysa, słynnego astronoma amatora ze Szczecinka, który miał dobre kontakty z naukowcami z Torunia. Nie bardzo miałem pomysł, czym zajmować się w życiu, bo na równi z komputerami interesowała mnie fizyka, astronomia i elektronika. W końcu uznałem, że astronomia to wszystko to razem. Ale w astronomii trzeba wybrać specjalizację, a komputery to tylko narzędzie pomocnicze, na którym nie można się skupiać za mocno.

Od jakiego urządzenia pan zaczął?
Pierwszym, które przypominało komputer był... kalkulator. Około 1980 roku mój tata, który zajmował się elektroniką, dostał zlecenie wykonania zasilaczy do 20 kalkulatorów HP-25. Nasze rodzime baterie były marnej jakości. Miałem wówczas okazję pobawić się tym kalkulatorem - naprawdę śliczne urządzenie z możliwością programu o długości do 49 instrukcji.
Gdy byłem w szkole średniej, kolega miał już ZX Spectrum. Informatyka zaczynała być modna. Nasz wychowawca sprowadził wówczas pracownika Zakładu Elektronicznej Techniki Obliczeniowej, który opowiadał nam o programowaniu. Z początku chodziła na jego lekcje cała nasza klasa, prawie 40 osób i z 10 osób z innych klas, ale gdy doszedł do algorytmu tablic mieszających (który mnie zachwycił!), większość się poddała.

Na studiach miał pan możliwość rozwinąć komputerową pasję?
Na UMK jeszcze przed studiami, w czasie wakacji pomagałem jednemu z naukowców przenieść jego obliczenia z kalkulatora na ZX Spectrum. Potem pojawiły się pecety. W ramach studiów była nauka programowania w FORTRAN-ie. Radioastronom, który prowadził zajęcia, już mnie znał i stwierdził, że nie muszę na nie chodzić. Poczułem się więc zobowiązany, chociaż przeczytać książkę na ten temat, ale w bibliotece były tylko tłumaczenia z angielskiego na rosyjski.

Jak to się stało, że Toruń stał się jednym z pierwszych miejsc w Polsce, które znalazło się w sieci?
Internet był zakładany w pierwszej kolejności w ośrodkach naukowych. Najpierw była Warszawa, która dysponowała bezpośrednim łączem z Danią. Podłączono ją w lecie 1991 roku. Oprócz Uniwersytetu Warszawskiego, Centrum Astronomicznego Mikołaja Kopernika PAN, Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie podłączono do sieci również uczelnie w Toruniu, Krakowie i Katowicach. W Toruniu internet ruszył 1 stycznia 1992 roku, pamiętam to dokładnie, bo dostałem dyskietkę z oprogramowaniem i prawie codziennie łączyłem się przez telefon sprawdzając czy już mamy połączenie ze światem. Moim guru internetowym był wtedy Zbigniew Szewczak, pracownik ośrodka obliczeniowego (obecnie doktor habilitowany matematyki), który wiedział wszystko o sieci BITNET. On uruchomił w Toruniu Internet.

Pamiętam te monitory z zielonym ekranem i zeszyty, w których zapisywało się długie kody, aby wysłać mail.
Rzeczywiście, dziwne były te terminalne IBM (śmiech). W połowie 1991 roku miałem już konto w sieci BITNET, ale tylko dlatego, że byłem przewodniczącym samorządu studenckiego. Dostępny był w zasadzie tylko e-mail, a więc największą atrakcją były listy dyskusyjne. Zdumiewające było, że np. na pytanie o jakiś problem dotyczący programowania już pół godziny później miałem odpowiedź!

Młodzi nigdy nie poczują tej wolności, którą dał internet. Niech żałują.
Dla mnie takim przeżyciem było pierwsze połączenie się na żywo z komputerem w Szwecji, którego w poprzednim roku używałem, będąc na praktyce. W zasadzie nie było to nic szczególnego, przeszkodą było tylko straszliwe zapchanie łącz, ale byłem w euforii. Podzieliłem się radością z nic nie rozumiejącą portierką Instytutu Fizyki, ale do dyrekcji wieść doszła w formie "wreszcie wiadomo, kto nabija rachunki telefoniczne". Trafiłem na dywanik, na szczęście dyrektor wiedział, co to internet i że kosztowało to tyle, co lokalne połączenie z ośrodkiem obliczeniowym. Niezwykłym i nowym dla mnie odkryciem były internetowe grupy dyskusyjne. Miałem nadzieję, że sieć ułatwi ludziom organizowanie się. Bo nagle zaczęła łączyć bardzo różne instytucje. Pierwszą szkołą podłączoną do internetu w Polsce było toruńskie IV liceum, a pierwszą instytucją wojskową posiadającą internet była Wyższa Szkoła Wojsk Rakietowych i Artylerii w Toruniu.

W historii polskiego internetu zapisał się pan między innymi utworzeniem pierwszego gophera.
Będąc w Szwecji zainstalowałem go zdalnie na serwerze Instytutu Matematyki UMK. Skończyłem już wtedy studia i wyjechałem na stypendium, miałem zajmować się astronomią, ale zajmowałem się nią niezbyt pilnie, bo wciągał mnie internet.

W grudniu 1991 roku pojawiła się "lista list" pana autorstwa. Taki Google w mikroskali.
Mam wrodzoną skłonność do porządkowania i może z tego to wynikło. Uzupełniałem ją do 1998 roku, bo zaczęły już pojawiać się pierwsze wyszukiwarki, które mnie wyręczyły w tej pracy.

Był pan też współzałożycielem PDi, jednej z pierwszych polskich komercyjnych firm dostarczających internet. Strzał w dziesiątkę.
Również pod względem finansowym, bo kiedy sprzedawaliśmy firmę, udziały były warte kilkadziesiąt razy więcej. Moje były akurat dość drobne, więc nie zarobiłem zbyt wiele. Byliśmy drugą firmą w Polsce, która udostępniała tanio internet. To były czasy, w których zachęcenie ludzi do korzystania z internetu było dość trudne. Pamiętam przedsiębiorcę z Czerniewic, który zastanawiał się, jak użyć sieci w pracy i trudno było mi zaproponować mu konkret.

Co pana zaskoczyło w rozwoju Internetu?
Rozwój internetu jest dość logiczny i konsekwentny. Czasem trafiają się zachwycające drobiazgi, jak odbiornik krótkofalowy w Holandii, który przez internet może używać setki osób naraz. Mogę w ten sposób słuchać np. Radia Swoboda albo radioamatorów, na komputerze, ale również używając telefonu. Chociaż na co dzień słucham radia przez telefon, ale poprzez zwykłe serwisy internetowe. Dostępne są tysiące stacji.

... w tym Radio Maryja. Uchodzi pan za eksperta w tej dziedzinie.
Zacząłem go słuchać jeszcze w 1991 roku, gdy było słyszalne jedynie w Toruniu. Samo słuchanie wydało mi się jednak dość frustrujące. Prowadzę stronę WWW na temat tego radia, a ostatnio najczęściej informacje wrzucam na konto na Facebooku. Do tego też sieć bardzo się przydała.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska