Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego emigranci nie chcą wracać do Polski? "W kraju nie dzieje się nic, z czym chciałbym być związany."

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
"Zainteresowanie Stanami w Polsce chyba bardzo zmalało. Przylatuje tu coraz mniej Polaków, do tego stopnia, że likwidowane są połączenia lotnicze."
"Zainteresowanie Stanami w Polsce chyba bardzo zmalało. Przylatuje tu coraz mniej Polaków, do tego stopnia, że likwidowane są połączenia lotnicze." sxc.hu
Wracać po 16 latach? Do czego? W Stanach patrzy się raczej w kierunku Ameryki Południowej niż Europy - twierdzi Wojtek, inowrocławianin, od 16 lat mieszkający w Chicago.

- Nie ujawniać twojego nazwiska?
- Nie możesz. Jestem w Stanach nielegalnie, tak jak większość naszych znajomych tutaj. Dziwne wrażenie - żyjesz, pracujesz, uczysz się, płacisz podatki, ale cały czas jesteś "nielegalny". Na szczęście nasze dzieci urodziły się już w USA, a więc w myśl prawa są Amerykanami i mają obywatelstwo.

- Czekasz na wprowadzenie umowy o bezwizowym ruchu ze Stanami Zjednoczonymi?
- Z utęsknieniem. Mógłbym wreszcie po 16 latach zobaczyć się z mamą. Niestety, nie miałem szczęścia być w Ameryce w latach 80., kiedy weszła w życie amnestia dla nielegalnych imigrantów wprowadzona przez Reagana. Z rodzinami jesteśmy oczywiście w stałym kontakcie przez Skype, ale to nigdy nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. W mniejszym stopniu chodzi o nas, to przede wszystkim problem relacji z wnukami. Kontakt przez Skype nie wystarcza. Te lata bez bezpośredniego kontaktu sprawiają, że relacji dziadkowie-wnuki w praktyce nie będzie.

- Wasze dzieci nie poznają też kraju, z którego przyjechaliście.
- To bardzo mnie przygnębia. Wiem, że dla wielu Polaków to są puste słowa, ale dla emigranta polskość jest wartością. Chciałoby się tę wartość zaszczepić w dzieciach, ale niemożność przekroczenia granicy sprawia, że dzieci nigdy nie widziały kraju i w przyszłości nie będę miały do niego sentymentu.

Przeczytaj także: Polacy wracają z emigracji do pracy w Polsce. Masowo! Jest się czego bać?
- Ruch bezwizowy może oznaczać nawałnicę gości z Polski.
- Nie sądzę. Zainteresowanie Stanami w Polsce chyba bardzo zmalało. Przylatuje tu coraz mniej Polaków, do tego stopnia, że likwidowane są połączenia lotnicze. I nie ma w tym nic dziwnego, skoro zbliżony standard życia można dziś uzyskać bez konieczności latania przez Atlantyk. Żeby przyjechać do Stanów, trzeba wydać jakiś tysiąc dolarów, do Anglii można pojechać za ułamek tej kwoty.
To malejące zainteresowanie Stanami uderzyło również w tutejsze firmy prowadzone przez Polaków w Chicago. Na miejsce Polaków muszą zatrudniać Meksykanów. Problem polega też na tym, że w Stanach da się żyć, ale coraz trudniej odłożyć jakieś pieniądze. Czuję to coraz wyraźniej również we własnej kieszeni.

- Nie chciałbym pytać cię o zarobki.
- To nie jest tajemnica. Zarabiam rocznie około 70 tys. dolarów.

- Kupa forsy.
- Rzeczywiście, w kręgu naszych bliskich znajomych mam jedne z najwyższych dochodów. Biorąc pod uwagę, że moja siostra zarabia w Polsce 7 złotych na godzinę, to stawka, którą trudno mi sobie wyobrazić. Tu ludzie w McDonald's zarabiają ponad 7 (dolarów!) na godzinę.
Niestety, w Ameryce również zachodzą zmiany i już dziś wiem, że pracować będę jedynie do przyszłego roku. Nasz koncern - duża, międzynarodowa korporacja inwestuje w tej chwili w miliardy dolarów w niemal całkowicie automatyczny system, który sprawi, że nasze stanowiska będą zbędne. Co więcej, dla ludzi z moją specjalnością nie ma żadnych perspektyw na nowe miejsca pracy.
Zwolnienia trwają już od ponad roku, ale zasadą jest, że kolejność zwolnień związana jest ze stażem pracy. Ci z największym stażem zostaną zwolnieni na końcu. Należę do tych szczęśliwców.

- Dobre i to.
- Owszem, chociaż atmosfera pracy zmienia się na gorsze. Od kilku lat nie tylko w mojej firmie pojawiła się straszna presja. Każda czynność jest wyceniana i kontrolowana. Wydajność, która zawsze była w USA świętością, dziś przekracza wszelkie granice absurdu. A najgorsze jest to, że ludzie nie mają czasu się nad tym wszystkim zastanowić - są coraz bardziej zaganiani. Wszystkich nas zresztą utwierdzono w przekonaniu, że szkoda życia na to, żeby się grzebać w tych politycznych brudach. A poza tym ludzie mają krótką pamięć - co tydzień dają się skusić na "wyprzedaż stulecia".

- Wróćmy do pieniędzy. Za 6 tysięcy dolarów miesięcznie można żyć spokojnie.
- To kwota, o której w Polsce mógłbym zapewne tylko pomarzyć. Ale jeśli weźmiesz pod uwagę, że z tej kwoty prawie 2 000 pożera kredyt na dom, do tego dolicz ubezpieczenia (również dla żony), składki na leczenie i inne zobowiązania, to na życie pozostaje jakieś 1600-1800 dolarów miesięcznie. A nie policzyłem opłat, kosztów samochodów i paliwa. A tu wszędzie jest daleko, więc paliwo to około 500 dolarów miesięcznie. Kiedyś zakupy na tydzień w hipermarkecie robiło się za 100-150 dolarów, dziś wydajemy prawie 300. Podrożała zwłaszcza żywność, za funt (ok. 0,5 kg) kiełbasy, płacimy już ponad 5 dolarów.

Nigdy nie wiesz, czy idąc do lekarza z myślą, że zapisze ci tylko tabletkę, nie zapłacisz za to tysiąca dolarów.

- Wielu zarabia mniej.
- Ci, którzy przyjechali niedawno, mają znacznie trudniejszą sytuację. Trudniej im na przykład wziąć pożyczkę. Trudniej także o numer social security identyfikujący ich w systemie. Kiedyś każdy "nielegalny" mógł legalnie zdobyć papier, którym mógł się wylegitymować. Dziś Polacy mają do dyspozycji jedynie polski paszport. Kiedyś takim dokumentem, który załatwiał wszystko, było prawo jazdy. Bank nie żądał innego dokumentu. Nowe prawo jazdy nie pozwala już na taką identyfikację. Co więcej, gdybym zgubił świstek z social securitu number, nie mam szansy na uzyskanie duplikatu.

- Ale statystyki nie kłamią - o pracę w USA nadal znacznie łatwiej niż w Europie.
- To prawda. Ostatnio widać pewną poprawę, ale jeszcze niedawno było naprawdę bardzo ciężko. Kryzys pogrążył wielu ludzi i widać, że rosną kontrasty. Najgorzej, gdy pojawia się choroba. Rachunek za poród naszego dziecka (obyło się bez komplikacji) wynosił 25 000 dolarów. Choć większość zapłaciła firma ubezpieczeniowa, to jednak swoje musieliśmy dopłacić. Spłacaliśmy 3 lata. Owszem, możesz liczyć w szpitalu na obsługę na najwyższym światowym poziomie, poziom diagnostyki jest znakomity. Ale z drugiej strony nigdy nie wiesz, czy idąc do lekarza z myślą, że zapisze ci tylko tabletkę, nie zapłacisz za to tysiąca dolarów.

- Chicago, w którym mieszkasz, uchodziło zawsze za najbardziej polskie miasto. Polonia nadal jest tu silnym lobby?
- To się bardzo zmieniło w ostatnich latach. Sklepy z polską żywnością i towarami dla Polaków znikają. Wielu Polaków w czasie hossy na nieruchomości sprzedało domy i w ten sposób zaczęły rozmywać się typowo polskie dzielnice. Nie dziwię się tym ludziom, bo przebicie rzeczywiście było wówczas ogromne. Za domy kupowane przed laty za 20 tys. dolarów, można było dostać do 2 milionów. Ja sam sprzedałem wówczas o połowę drożej niż wynosiła cena zakupu. Organizacje polonijne skupiają głównie starą emigrację, dla młodszego pokolenia nie mają żadnego znaczenia.

- Twoje dziecko mówi po polsku?
- Młodsze najłatwiej przyswaja sobie hiszpański (śmiech). Przynosi ten języka z przedszkola i placu zabaw. Rodziny latynoskie są zwykle wielodzietne i już dziś czuć zmianę kulturową, którą spowodowała ich obecność. Brak znajomości hiszpańskiego coraz częściej utrudnia pracę albo wręcz uniemożliwia jej zdobycie. Zwłaszcza, jeśli twoją pracą jest sprzedawanie, angielski już nie wystarcza. Musisz znać hiszpański, bo inaczej zwyczajnie nie dogadasz się z częścią klientów. Są całe dzielnice w Chicago, w których musisz znać hiszpański, bo nie dogadasz się po angielsku.

- Kiedy ostatni raz słyszałeś informację o Polsce w amerykańskich mediach?
- Newsem były też tajne więzienia CIA w Polsce. Poza tym temat Polski praktycznie nie istnieje. Co ciekawe, w telewizji publicznej (dość niszowej) jest trochę informacji o Europie, ale tamta redakcja ma swoją siedzibę w Niemczech i to raczej wokół spraw, którymi żyją Niemcy, kręci się tematyka tych przekazów.

- A udział Polski w misji w Afganistanie?
- O ile pamiętam, raz była informacja o śmierci polskich żołnierzy w zamachu. Myślę, że Afganistan jest dowartościowaniem głównie dla polskiej dyplomacji. Z perspektywy mediów amerykańskich kontyngent polski to tylko jeden z wielu. Znacznie ważniejszym z tej perspektywy jest kontyngent brytyjski i kanadyjski.

- Myślisz o powrocie do Europy? Do Polski?
- Ale do czego? Z tego co słyszę, sytuacja w Europie jest coraz gorsza. Tu spogląda się raczej w kierunku Ameryki Południowej, która rozwija się bardzo dynamicznie i w której widać przyszłość. Może to kwestia upływu czasu, ale Polską przestałem się interesować. Mam wrażenie, że w kraju nie dzieje się nic, z czym chciałbym być związany. Pogubiłem się w politycznych roszadach, a skandale mnie nie interesują, tak samo, jak te amerykańskie. Obchodzą mnie jedynie bliscy ludzie w Polsce - znajomi, rodzina.
Mimo wszystko, czuję się szczęściarzem i jestem tu szczęśliwy. Zresztą chyba nie tylko ja. Jakiś czas temu zmarła tu w Stanach znana polska piosenkarka. Jej piosenki śpiewał swego czasu cały kraj. Często widywałem tu w Chicago tę panią - przesiadywała całymi dniami w barze. Ale z jakiegoś powodu nie chciała wrócić. Po latach spędzonych tutaj pewnie trudno byłoby jej odnaleźć się w Polsce. Chyba ją rozumiem.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska