Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilkunastu antyterrorystów pilnowało całego skrzydła sądu. Doprowadzali świadka koronnego w sprawie zabójstwa Karpowicza

mc
Świadek Artur S. zeznawał przed Dariuszem S. W 2010 roku pracował w toruńskiej firmie prowadzonej przez jednego z głównych oskarżonych w procesie Henryka L. "Lewatywę". S. twierdził, że widział, jak jeden z pracowników przedsiębiorstwa L. wręczał pieniądze Daiuszowi S., świadkowi koronnemu w procesie. Śledczy lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej twierdzą, że była to zapłata dla Dariusza S. za wycofanie się ze składania zeznań obciążających Henryka L.
Świadek Artur S. zeznawał przed Dariuszem S. W 2010 roku pracował w toruńskiej firmie prowadzonej przez jednego z głównych oskarżonych w procesie Henryka L. "Lewatywę". S. twierdził, że widział, jak jeden z pracowników przedsiębiorstwa L. wręczał pieniądze Daiuszowi S., świadkowi koronnemu w procesie. Śledczy lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej twierdzą, że była to zapłata dla Dariusza S. za wycofanie się ze składania zeznań obciążających Henryka L. Andrzej Muszyński
Na salę doprowadzano Dariusza S., który ma status świadka koronnego w sprawie zabójstwa w 1999 roku dyrektora Oddziału Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka PZU.
Świadek Artur S. zeznawał przed Dariuszem S. W 2010 roku pracował w toruńskiej firmie prowadzonej przez jednego z głównych oskarżonych w procesie Henryka
Świadek Artur S. zeznawał przed Dariuszem S. W 2010 roku pracował w toruńskiej firmie prowadzonej przez jednego z głównych oskarżonych w procesie Henryka L. "Lewatywę". S. twierdził, że widział, jak jeden z pracowników przedsiębiorstwa L. wręczał pieniądze Daiuszowi S., świadkowi koronnemu w procesie. Śledczy lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej twierdzą, że była to zapłata dla Dariusza S. za wycofanie się ze składania zeznań obciążających Henryka L. Andrzej Muszyński

Świadek Artur S. zeznawał przed Dariuszem S. W 2010 roku pracował w toruńskiej firmie prowadzonej przez jednego z głównych oskarżonych w procesie Henryka L. "Lewatywę". S. twierdził, że widział, jak jeden z pracowników przedsiębiorstwa L. wręczał pieniądze Daiuszowi S., świadkowi koronnemu w procesie. Śledczy lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej twierdzą, że była to zapłata dla Dariusza S. za wycofanie się ze składania zeznań obciążających Henryka L.
(fot. Andrzej Muszyński)

W czwartek w bydgoskim Sądzie Okręgowym zeznawał świadek Artur S. Mieszkaniec Krakowa miał w założeniu być przesłuchiwany za pośrednictwem telełącza. Po kwadransie od rozpoczęcia rozprawy w Bydgoszczy okazało się jednak, że przyjechał do sądu osobiście.

- Pracowałem w Toruniu w firmie, którą prowadził Henryk L. - opowiadał stojąc przy pulpicie dla świadków. - Trwało to może rok, może półtora.

Sędzia Mieczysław Oliwa zapytał, czy S. zna Tomasza R. To właśnie ten mężczyzna - według śledczych z Prokuratury Okręgowej w Lublinie miał w 2010 roku wręczyć Dariuszowi S. plik pieniędzy. W rozumieniu prokuratury była to zapłata za wycofanie się Dariusza S. (dotychczasowego świadka koronnego w sprawie) ze składania zeznań obciążających Henryka L. (znanego w bydgoskim światku jako "Lewatywa").

- Znam Tomka - odpowiedział Artur S. - On wykonywał różne prace w firmie. Właściwie wszystko, co mu zlecił Henryk L. - Widziałem, ale z daleka, że przy bankomacie R. dał zwinięty plik pieniędzy Dariuszowi S.

Sędzia Małgorzata Lessnau-Sieradzka, przewodnicząca składu sędziowskiego zapytała, czy to nie dziwne, że firmowe pieniądze z przedsiębiorstwa L. przekazano Dariuszowi S., który przecież obciążał swoimi zeznaniami L.: - To chyba dla L. nie była komfortowa sytuacja...

- Powiem tak: tam przychodziło około trzydzieści osób dziennie - mówił Artur S. - Heniu zajmował się też działalnością charytatywną. Przychodziła, na przykład starsza pani, której pomagał w remoncie łazienki... A pieniądze dla S.? Nie wiem co to za pieniądze. My tam nie mieliśmy czasu rozmawiać, pracowaliśmy. Wysoki sądzie, to było tak: praca, kościół i do domu.

Drugim świadkiem przesłuchiwanym dzisiaj miał być właśnie Dariusz S. Świadek koronny przebywa obecnie w zakładzie karnym we Włocławku. Sędzia na wniosek prokuratora wyłączył jawność zeznań, które składał dzisiaj S.

Przeczytaj także: Śmierć szefa z bydgoskiego PZU. Proces w rozsypce; świadkowie wezwani... omyłkowo
Zanim doprowadzono S. do sądu korytarze zapełniły się uzbrojonymi i zamaskowanymi antyterrorystami. Pilnowali schodów prowadzących na korytarz przed salą rozpraw, windy, którą miał został dowieziony świadek i półpiętra. Gdy przed sądem zaparkowała kolumna policyjnych pojazdów i więźniarka ze świadkiem koronnym, policjanci wyprosili wszystkich oczekujących po salą do innego skrzydła budynku.

Przypomnijmy, że Piotr Karpowicz, dyrektor Oddziału Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka PZU w Bydgoszczy został zastrzelony przed gmachem ubezpieczalni w styczniu 1999 roku. Prokuratora oskarża o to (uniewinnionych w pierwszym procesie zakończonym w 2009 roku) Tomasza G., byłego dilera Mercedesa z podbydgoskiej Brzozy (który w opinii śledczych miał zlecić zabójstwo), Henryka L. (miał rzekomo znaleźć płatnego zabójcę) oraz między innymi Adama S. pseudonim "Smoła" (to on miał strzelić do Karpowicza na parkingu przed PZU).

Motywem zabójstwa podtrzymywanym bez zmian od początku śledztwa był rzekomo fakt, że Karpowicz miał utrudniać G. wyłudzanie pieniędzy na powypadkowe auta.

Od początku pierwszego procesu w tej sprawie minęło dziewięć lat. Drugi proces rozpoczął się w 2010 roku i trwa do teraz.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska