Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

On był bardzo chory, ona oddała mu odrobinę swojego szpiku. Dała mu drugie życie

Barbara szmejter [email protected]
Rodzeństwem są dzięki szpikowi, ale pokochali się od pierwszego wejrzenia. - Angela jest super! - mówi Adaś.
Rodzeństwem są dzięki szpikowi, ale pokochali się od pierwszego wejrzenia. - Angela jest super! - mówi Adaś. archiwum rodzinne
22-letnia dziewczyna spod Zgorzelca pierwszy raz postawiła się rodzicom. I uratowała życie małemu chłopcu z podwłocławskiej miejscowości.

- Ona jest dla naszego synka ważniejsza niż my - mówi bez żalu Joanna, mama 5,5-letniego obecnie Adasia. - My daliśmy mu życie, ale tak naprawdę Adaś żyje dzięki Angelice.

Angelika

Ma 24 lata. Skromna dziewczyna z wielodzietnej rodziny. Mieszka z rodzicami w niewielkiej miejscowości pod Zgorzelcem. Latem 2011 roku przygotowywała się do wesela brata, gdy zadzwonił telefon. - Może pani zostać dawcą szpiku - usłyszała. -To niebezpieczne! - odradzali bliscy. - A jeśli będziesz źle się czuła, a jeśli coś ci się stanie? Co z weselem? - pytali.

Nie posłuchała. Chyba po raz pierwszy w życiu postawiła na swoim i pojechała do Warszawy. Tam - zabieg pod narkozą, bo szpik pobierano ze stawu biodrowego. Nie wiedziała komu o-fiarowuje część siebie, choć pó-źniej, już po wszystkim, wciąż myślała o tym dziecku. - Informacji o dawcach i biorcach udzielamy nie wcześniej niż dwa lata po zabiegu. Takie są procedury - wyjaśnia Renata Rafa z fundacji DKMS Polska.

Adaś

Wtedy 3-latek, mieszkający w niewielkiej miejscowości pod Włocławkiem. Jedynak, bystry, inteligentny, ciekawy świata. Świat jego rodziców, Joanny i Piotra, zawalił się w styczniu 2011 roku, kiedy lekarze zdia-gnozowali u dziecka anemię aplastyczną. Szpik dosłownie z dnia na dzień przestał pracować. Dlaczego zdrowy, pełen energii chłopiec zachorował na tak rzadką i poważną chorobę? Tego nie udało się wyjaśnić do dziś.

Wszystko zaczęło się w listopadzie 2010 roku. Pewnego dnia skóra Adasia zrobiła się żółta. - Zadzwoniliśmy do naszej pani doktor, która natychmiast skierowała nas do szpitala. Po badaniach okazało się, że Adaś ma wirusowe zapalenie wątroby nieznanego typu. Podano mu leki. Mimo to Adaś długo miał bardzo wysokie próby wątrobowe. Sytuacja poprawiła się dopiero pod koniec grudnia. Na wigilię wróciliśmy do domu, wierząc, że wszystko będzie dobrze - wspomina Joanna.

Nie było. Na początku stycznia na ciele Adasia zaczęły pojawiać się duże, ciemne siniaki. Pojechali na badania. W szpitalu kazano im powtórzyć morfologię, twierdząc, że musiał wystąpić błąd, bo wyniki były bardzo słabe. Wręcz nieprawdopodobnie słabe.

Przeczytaj także: Chory Adaś, syn nakielskiej sportsmenki będzie operowany. Musi jednak wytrwać jeszcze miesiąc

Diagnoza jak wyrok

Zupełnie nieprzygotowani i przerażeni jeszcze tego samego dnia pozostali z synkiem w szpitalu. Adaś trząsł się ze strachu. Błagał, by wrócili do domu. Do szpitala w Bydgoszczy chłopczyk trafił już następnego dnia. To tam usłyszeli słowa lekarzy, brzmiące w ich uszach jak wyrok. Anemia aplastyczna - postać ciężka. Choroba bardzo rzadka, polegająca na zahamowaniu pracy szpiku. Przyplątało się też ciężkie zapalenie płuc.

Osłabione żyły Adasia pękały podczas wkłuwania wenflonów. Chłopczyk był całkowicie zależny od toczeń, regularnie podawano mu hemoglobinę i płytki krwi. Bardzo źle znosił leczenie. Miał niecałe 3 latka, a to wszystko tak bardzo bolało! Z płaczem zrywał wenflony. To był horror!

- Płacz, histeria, przeraźliwy krzyk utkwiły na zawsze w naszej pamięci - Piotr, mocny mężczyzna, nadal ma łzy w oczach. - Zapalenie płuc nie dawało się wyleczyć. Tymczasem lekarze chcieli jak najszybciej przeprowadzić terapię immunosupresyjną, która jest pierwszą próbą leczenia aplazji szpiku w przypadku braku zgodnego dawcy rodzinnego. W końcu antybiotyki podziałały, zapalenie płuc zostało pokonane i mogliśmy założyć broviaka - centralne wkłucie - i pojechać na 9. piętro, przeszczepowe, gdzie rozpoczęto leczenie. Na oddziale całkowicie zamkniętym spędziliśmy trzy tygodnie. Adaś trudno znosił całkowitą izolację. Zawsze był bardzo energiczny, pełen pomysłów i żądny wrażeń. Uwielbiał zabawę, ruch. A tu nagle zabroniono mu niemal wszystkiego. Chciał wyjść z malutkiej sali choćby na korytarz. Prosił, błagał, ale przez cały okres leczenia było to niemożliwe.

Jeden do miliona

Stało się to, co najgorsze. Terapia nie pomogła. Adaś przez następne miesiące ciągle otrzymywał transfuzje, jednak zgodnie z procedurą leczenia tej choroby, o kolejnym etapie, czyli przeszczepie szpiku od dawcy niespokrewnionego zaczęto mówić dopiero w maju.

Rodzice byli przerażeni... Z informacji, które znaleźli wynikało, że szanse na znalezienie bliźniaka genetycznego wynoszą jeden do miliona.

W czerwcu wstępnie wyłoniono potencjalnych dawców, potem jednak szczegółowe badania stopniowo ich wykluczały. A Adaś potrzebował przeszczepu coraz bardziej, bo jego stan się pogarszał. Organizm coraz gorzej znosił przetoczenia krwi, coraz częściej dopadały go infekcje.
Rzadko opuszczali szpital. Jednodniowe powroty do oddalonego o 120 km domu były dla całej trójki odskocznią od szpitala, ale powroty na oddział znosili coraz gorzej.

- Byliśmy wykończeni psychicznie - nie kryje Joanna. - Nie mogliśmy wytrzymać cierpienia naszego ukochanego syneczka. Chcieliśmy mu pomóc, ale niewiele mogliśmy. Ta bezradność była potworna.

- Wiedzieliśmy, że jego izolacja jest konieczna, jednak świadomość, że podczas kiedy inne dzieci się bawią, chodzą do przedszkola, mogą spędzać czas z dziadkami i rówieśnikami, a nasz wnuczek ogląda nas przez szybę, była traumaty-czna - wspomina Grażyna, babcia chłopczyka.

Szpik dla Adasia

Joanna i Piotr zrezygnowali w tym czasie z pracy zawodowej, rzucili wszystko, by cały swój czas poświęcić jedynemu dziecku. Na początku lipca, wspólnie z fundacją DKMS Polska oraz liczną grupą krewnych i przyjaciół, zorganizowali akcję "Szpik dla Adasia". Wszystkie włocławskie media nagłaśniały sprawę, apelując o oddawanie szpiku.

Odzew był ogromny. W tamtą niedzielę do sal Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, gdzie zorganizowane zostały stanowiska do rejestracji i poboru krwi, przyszło ponad 800 osób. Kolejni mieszkańcy Włocławka i okolic rejestrowali się przez internet. - Dzięki tej akcji przybyło nam ponad tysiąc potencjalnych dawców, nie spodziewaliśmy się aż takiego odzewu - przyznaje Renata Rafa.
Niektóre osoby, zarejestrowane podczas włocławskiej akcji, już oddały swój szpik chorym. Jest wśród nich m.in. Sławek Fijałkowski z Chodcza.

Ale nie znalazł się genetyczny bliźniak Adasia. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że to bardzo mało prawdopodobne, by właśnie ta inicjatywa przyniosła tak bardzo oczekiwaną wiadomość o dawcy, ale zdecydowanie dodało nam to sił do walki i wiary w to, że i dla naszego synka znajdzie się ratunek - mówi Piotr.

Szczęśliwa trzynastka

Telefon od lekarza z informacją, że jest potencjalny dawca, zadzwonił 13 lipca, w środę. Joanna i Piotr byli oszołomieni, nie mogli w to uwierzyć. Modlili się o dawcę, o ten jedyny ratunek z całych sił. I udało się! Na świecie jest ktoś, kto uratuje ich dziecko! W tym momencie byli szczęśliwi. Pierwszy raz od wielu miesięcy.

Przeszczep był 3 sierpnia, w dniu urodzin Joanny. Czy można wyobrazić sobie piękniejszy prezent? Od tamtej pory Adaś obchodzi urodziny dwa razy: w lutym, kiedy przyszedł na świat i w sierpniu, gdy urodził się na nowo. Czuje się dobrze, choć jego odporność odbudowuje się powoli. Rodzice jednak wierzą, że wszystko będzie dobrze.

Dwa lata później

- Od momentu, w którym usłyszałam, że jest dla Adasia dawca, chciałam tej osobie spojrzeć w oczy i podziękować za uratowanie życia naszemu synkowi - przyznaje Joanna. - Nie ma słów, które oddadzą wdzięczność, którą czujemy z mężem do tej wspaniałej kobiety. Wielokrotnie podkreślałam, że w życiu Adasia jest ważniejsza niż ja. Dzięki niej nasz synek urodził się po raz drugi, bez niej nie dałby rady pokonać choroby. To, co zrobiła, jest wyjątkowe, wspaniałe i najpiękniejsze na świecie. Dzięki niej nasz Adaś po wielu miesiącach mógł opuścić szpital, przytulić dziadków, bawić się z rówieśnikami. Żyć.
W październiku, ponad dwa lata po przeszczepie, Joanna usłyszała po raz pierwszy nazwisko Angeliki.

Dostała numer telefonu.

Zadzwoniła natychmiast.

Obie płakały.

W weekend Joanna i Piotr z Adasiem pojechali na spotkanie z Angeliką do Zgorzelca. - Choć instynktownie czułam, że Angelika musi być wspaniałą osobą, po naszym spotkaniu wiedziałam to na pewno. Ta wyjątkowa dziewczyna oddała szpik z talerza biodrowego, mimio że wszyscy jej znajomi i rodzina jej to odradzali! Angelika jest wspaniałą, piękną i mądrą dziewczyną. Nie potrafię opisać, jak bardzo jestem szczęśliwa i wdzięczna, że uratowała mojego synka - uśmiecha się Joanna.

Podczas spotkania, mimo że było pierwsze, zrodziła się między nami niesamowita więź. Nie czuli skrępowania, dystansu. -To były jedne z najpiękniejszych dni w naszym życiu. Mamy nadzieję, że mimo dzielących nas 450 km będziemy się spotykać, bo spędzanie czasu z Angeliką jest wspaniałe - twierdzi mama Adasia.

Adaś bardzo polubił Angelikę i choć ma dopiero pięć lat, zdaje sobie sprawę z tego, co ta wspaniała dziewczyna dla niego zrobiła. Zapowiada, że znów ją odwiedzi i nie może się doczekać, żeby przyjechała do niego. Marzy o pokazaniu jej swoich zabawek.

Czy warto?

Joanna i Piotr wciąż są w kontakcie z fundacją DKMS Polska, która tak bardzo zaangażowała się w akcję "Szpik dla Adasia". Niedawno wypełniali ankietę, w której jedno z pytań brzmiało: "Czy warto rejestrować się jako dawca". Napisali: "Czy warto? Kochamy synka nad życie. Bez decyzji Angeliki o oddaniu szpiku mogłoby nie być Adasia. Bystrego, energicznego, naszego małego, najkochańszego chłopczyka, którego los z niewiadomych dla nas przyczyn dotknął bardzo poważną chorobą i zmusił do cierpienia. Dzięki dobremu sercu Angeliki udało się chorobę zwalczyć. Aż nie chce się myśleć, co mogłoby się stać, gdyby Angelika nie podjęła decyzji o wstąpieniu do bazy dawców szpiku. Przecież szanse na znalezienie bliźniaka genetycznego są niewielkie.

Czym więcej osób w bazie dawców, tym więcej chorych ma szansę na zdrowie. Marzymy o tym, by móc oddać szpik, wiemy, że nasi znajomi również z radością podjęliby taką decyzję. W dużej mierze dlatego, że wiemy, jak bardzo jest to potrzebne i przeszliśmy przez gehennę choroby. Wiemy jednak, że nie wszyscy mają tego świadomość, dlatego warto o tym mówić. Mówić o tym, że danie cząstki siebie ratuje czyjś cały świat"...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska