Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo ja aktor jestem - rozmowa z Jerzym Trelą

ROZMAWIAŁA MARYLA RZESZUT [email protected]
Jerzy Trela
Jerzy Trela Maryla Rzeszut
Powiedzmy, że na pięć spektakli jedna rola jest udana. A cztery - po prostu trzeba było zagrać, mówi Jerzy Trela, aktor teatralny, filmowy i telewizyjny.

- Czy, będąc ciągle "na fali", odrzuca pan role, w których nie czuje się pan dobrze? Zdarzyło się panu źle zagrać?
- Mój zawód to aktor. Jeśli chcę pozostać w zawodzie, powinienem regularnie grać. Powiedzmy, że na pięć spektakli jedna rola jest w pełni, od początku do końca trafiona, udana. A cztery - po prostu trzeba było zagrać...

- Gdy przyjechał pan grać na scenie teatru w Grudziądzu, z czym skojarzyło się panu miasto?
- Z moimi uczniami, którzy byli przymierzani do utworzenia stałej sceny właśnie w teatrze w Grudziądzu. Mówię o aktorach, którzy stworzyli słynny Teatr Witkacego w Zakopanem. Mieli przyjść do Grudziądza. Prowadzone już były na ten temat rozmowy na wysokim szczeblu, w ministerstwie. Gdyby ten projekt zrealizowano, mielibyście stały teatr złożony z bardzo zdolnych, twórczych aktorów. Jednak oni zapalili się do Zakopanego, a osobowość Witkacego była dla nich tak fascynująca, że nie wyobrażali sobie zmiany miejsca. Namawiano ich, a jednak nie chcieli przenieść się do Grudziądza. Zostali w Zakopanem i stworzyli tam niepowtarzalny teatr, jedyny w swoim rodzaju.

- Grudziądz miał za to sezony teatralne z konkursu i różnorodność teatrów, które je wygrywały. Teraz ma festiwale, a zwycięzcy - tym razem Teatr Scena STU - zapraszani są na otwarcie sezonu.
- A z kim wygraliśmy w Grudziądzkiej Wiośnie Teatralnej?

- Z krakowskimi: Bagatelą i Groteską oraz Teatrem Muzycznym w Łodzi i Teatrem Polskim z Poznania...
- Wspaniale jest być wybranym przez publiczność. Tylko że radość z występu dla widzów w Grudziądzu trochę mi ostudziła daleka droga z Krakowa, którą przebyłem wciśnięty do niedużego busa, bez możliwości wyprostowania się, a mam poważnie chory kręgosłup... Katorga. Po przyjeździe, w dwie godziny musieliśmy być w pełnej dyspozycji na scenie! Cóż, wszyscy oszczędzają, teatry też.

- Zwłaszcza krakowianie, znani z liczenia każdej złotówki... Ale zagrał pan wcale nie jak "z krzyża zdjęty". Grudziądzanom spodobał się spektakl "Wariacje Tischnerowskie. Kabaret filozoficzny". Wcześniej znali pana głównie z filmów i dawniejszych, znakomitych Teatrów Telewizji. Brawa na stojąco dla spektaklu dobrego, ale przecież nie wybitnego, były w dużej mierze przeznaczone dla pana i Krzysztofa Globisza jako aktorów wyjątkowych oraz dla magii Teatru STU z Krakowa.
- To sztuka szczególnie mi bliska, jako że miałem szczęście znać nieżyjącego już księdza Tischnera. Miałem z nim bardzo dobry kontakt, jeszcze kiedy pracował w szkole. Pochodził z gór, był wybitnym filozofem, myślicielem o szerokich horyzontach. W sztuce tej nie chodzi o epatowanie czy bawienie samą góralszczyzną. Rzecz w tym, że wartości najważniejsze, mądrości ponadczasowe Tischner potrafił przekazać poprzez prostą, góralską narrację. I to jest "smaczek", istota przedstawienia, które na pewno bawi samą gwarą, ale też niesie głębokie treści.

- Silnie związany z Podhalem ksiądz Tischner podobno pa-na chwalił za umiejętność posługiwania się gwarą, gdy odtwarzał pan rolę starego górala.
- Powstał też serial dla Telewizji Polskiej, na podstawie "Filozofii po góralsku", napisanej przez Tischnera w góralskiej gwarze. Ksiądz, bardzo już wtedy chory, zdążył obejrzeć pierwsze odcinki. Gdy były realizowane, a sam już nie mógł brać udziału, wskazał mnie, abym go zastąpił. Pierwotnie tekst czytał sam ksiądz Józef Tischner. Namaszczony do wykonania tego, co mi polecił, czuwałem nad góralszczyzną w serialu i robiłem za niego narrację. Ksiądz Tischner był już tak chory, że miał kłopoty z mówieniem...
Gwara góralska jest mi bliska, bowiem też pochodzę z gór. Pięć lat chodziłem do Liceum Plastycznego w Krakowie, razem z Władkiem Trebunią-Tutką, wspaniałym kolegą. Przez trzy lata razem mieszkaliśmy. Nieprzypadkowo właśnie muzyka zespołu Trebunie Tutki wybrana została do tego spektaklu, w którym wybitny intelekt księdza Tischnera przenika się z góralską gwarą, muzyką i tańcem.

- Czy mógł pan wnieść do spektaklu "Wariacje Tischnerowskie. Kabaret filozoficzny" swoje pomysły, wykreować własne rozwiązania sceniczne?
- O, nie! W sztuce nie ma demokracji! Musi być jeden człowiek dyrygent, który trzyma wszystko w ryzach. Reżyser Artur "Baron" Więcek miał swoją ideę, której się podporządkowaliśmy. Oczywiście, jest to człowiek otwarty, więc mogliśmy dyskutować o kształcie przedstawienia. Jednak koncepcję generalną miał on. My mogliśmy wnosić swoje pomysły do ogólnie przyjętej koncepcji.

- Wciąż dużo pan gra. Wielu aktorów, i to znakomitych, skusiło się na występy w... reklamach telewizyjnych, za spore pieniądze.
- Nie występuję w reklamach, bo mam co innego do roboty. Przyznam, że jakiś czas temu cały ten show biznes telewizyjny budził mój sprzeciw. Teraz jednak, kiedy zobaczyłem, jaki jest los młodych aktorów, którzy nie mają pracy, to rozumiem, że są zmuszeni imać się i takich zajęć, żeby zarobić na utrzymanie. W sumie nie mam nic przeciw reklamie. Nie manifestuję niechęci do niej. Bo przecież, o ile jest dobra, dopracowana artystycznie, to może być filmową perełką, jak np. reklama z Markiem Kondratem, Beatą Tyszkiewicz i pieskiem. Granie to nasz zawód.

- Odmówił pan udziału w telenoweli, choć gaża była kusząca.
- Rzeczywiście, proponowano mi udział w sitcomie. Za duże pieniądze. Poddałem się jednak, gdy usiłowałem przeczytać scenariusz. To nie dla mnie. Nie lubię telenoweli i sitcomu. Radiowi "Matysiakowie" tak mi obrzydli, że nie byłem w stanie ich słuchać.
Zdaję sobie sprawę z tego, że spora część słuchaczy czy telewidzów oczekuje takich niekończących się historii w odcinkach. Chce żyć życiem innych. Ja - mając wolność wyboru różnych rzeczy w swoim zawodzie - w teatrze, telewizji czy Polskim Radiu, nie widzę potrzeby uwiązywania się na ileś lat w jednym temacie! Tak się szczęśliwie składa, że nie muszę przyjmować ról komercyjnych.
Nie wiem oczywiście, jak długo tak będzie i czy to się nie zmieni w przyszłości. Może zostanę zmuszony do kompromisu. Przypuszczam, że w interesującym, mądrym serialu mógłbym wystąpić.

- Aktorów, grających w sit-comach i telenowelach, np. braci Mroczków, uważa się za gwiazdy. A przecież gwiazdy to aktorzy tacy jak chociażby Daniel Olbrychski, Janusz Gajos czy nieżyjący Tadeusz Łomnicki. Także pan.
- Jestem aktorem, a nie żadnym celebrytą czy gwiazdą! Jeżeli przed 15 laty odcisnąłem swoją dłoń w Alei Gwiazd w Międzyzdrojach, kiedy ją zaczęto tworzyć, to dlatego, że znalazłem się tam w gronie ludzi wybitnych. Potraktowałem to jak zaszczyt.

- Ma pan ogromny dorobek jako aktor teatralny i filmowy. Stworzył pan liczne, niezapomniane kreacje jak Gustaw - Konrad w "Dziadach", Konrad w "Wyzwoleniu" czy Raskolnikow w "Zbrodni i karze". Oraz ponad 140 ról w Teatrze Telewizji!
- Ukształtowały mnie różne osobowości teatralne. Najbardziej sobie cenię współpracę z Jerzym Grzegorzewskim i Teatrem Narodowym. Trwała zna-cznie dłużej niż dekadę. Także bardzo intensywną z Konradem Swinarskim i Jerzym Jarockim. Cenne było również spotkanie na swojej drodze Krystiana Lupy. A w filmie - zetknąłem się z Andrzejem Wajdą, zaś w niezapomnianym Teatrze Telewizji z Kazimierzem Kutzem. Wielka szkoda, że nie ma już wartościowych artystycznie teatrów telewizji. Bardzo twórcza okazała się praca we wspaniałym zespole Teatru Starego w Krakowie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska