Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnie dni życia w szpitalu. Pielęgniarki: - Starałyśmy się. Córki zmarłej: - Mamy żal

(marz)
W szpitalu pacjent i rodzina są szczęśliwi, jeśli leczenie zakończy się pomyślnie. Czasem bywa jednak inaczej...
W szpitalu pacjent i rodzina są szczęśliwi, jeśli leczenie zakończy się pomyślnie. Czasem bywa jednak inaczej... Maryla Rzeszut
Skargę na niegodne - w ich ocenie - traktowanie umierającej kobiety, złożyły jej córki. Marek Nowak, dyrektor szpitala zapewnia: - Sprawa jest szczegółowo badana. Panie otrzymają pisemną odpowiedź.

Ostatnie 4 dni życia mama Heleny i Olgi (imiona zmienione) spędziła na oddziale chirurgii.

- Nasza 90-letnia mama trafiła tam z powodu silnego bólu brzucha. 4 października, po operacji, zaczął się horror. W ciężkim stanie, podłączona do aparatury medycznej, chciała wymiotować. Na nasz alarm, pielęgniarka... wskazała nam palcem, gdzie są pojemniki i zamknęła się w pokoju z innymi pielęgniarkami - wspomina pani Helena. - Dodała, że nie musi być, bo jest rodzina! Mama dusiła się. Gdy przestała płynąć kroplówka, wezwana, urażona pielęgniarka poprawiła to. Nazajutrz znów "zapychały się" kroplówki, pielęgniarki zostawiały śmieci po igłach i strzykawkach.

- Sprzątałyśmy je z łóżka - relacjonują córki. - Tak było co dzień. Tylko dr Wyrostkiewicz miał ludzkie odruchy. 7 października przeraziło nas, że mamę, żywego przecież pacjenta, ulokowano w izolatce, a raczej strasznie zimnej "kostnicy". Leżała pod cieniutką "frotką", ubrudzoną krwią. Mama była sinozielona! Pielęgniarki przykryły ją kocami na nasze żądanie. Grzejniki były wyłączone. Pielęgniarki podłączyły pokarm w płynie, ale przestał płynąć. Gdy mama nie dawała znaków życia, na nasz płacz przybiegły pielęgniarki. Jedna skarciła nas: "Nie przesadzajcie, każdy musi umrzeć!"...

- Skarga do dyrektora szpitala nie wróci ostatnich chwil życia mamie, ale niech sprawi, by godnie traktowano ciężko chorych pacjentów - mówią córki.

Przeczytaj również: Przychodnie nie chcą rejestrować pacjentów i każą im przychodzić kiedy indziej. NFZ: - To niedopuszczalne!

Sprawę wyjaśniają

Marek Nowak, dyrektor szpitala wyjaśnia: - Rozmawiałem z córkami zmarłej pacjentki i lekarzami z chirurgii. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mogło dojść do niezrozumienia sformułowań medycznych, np. informacja, że pacjentka ma zaawansowany nowotwór, mogła być odebrana jako "zaniedbany" nowotwór - wyjaśnia dyrektor Nowak. - Co do izolatki: chora nie była izolowana "do umarcia". Musiała być odseparowana od innych pacjentów, gdyż rozpoczynał się, związany z nowotworem, stan sepsy. Ze względów epidemiologicznych postąpiono słusznie.

Czytaj też: NFZ tnie limity dla onkologii w Grudziądzu. "Kto z nas dostanie chemię, gdy pieniądze się skończą?" - pytają pacjenci

Czy kaloryfer był zakręcony oraz kto i co powiedział w konkretnej sytuacji? To wymaga dokładnego sprawdzenia. - Lekarze oddziału chirurgii piszą opinie w kwestiach medycznych, dotyczących tego przypadku. Bez wątpienia podjęli próbę ratowania tej pacjentki, nie patrząc na wiek i stan zaawansowania choroby. Dali jej szansę - zauważa Marek Nowak. - Nie udało się. Czy pielęgniarki czegoś zaniedbały? Na razie wygląda na to, że obie strony - córki pacjentki i pielęgniarki - się nawzajem "punktowały". Wyjaśni to wicedyrektor ds. pielęgniarstwa.

Córki zmarłej pacjentki otrzymają odpowiedź na piśmie. Jeśli uznają, że jest niewystarczająca, mają prawo iść do sądu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska