Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez ponad pięć wieków leżała pod ziemią. Teraz naukowcy odkrywają jej tajemnice

Alicja Wesołowska [email protected]
Michał Pisz z magnetometrem bada starą Nieszawę.
Michał Pisz z magnetometrem bada starą Nieszawę. Lech Kamiński
Szukanie Nieszawy nr 1 i 2. Zagrażało Toruniowi - trzeba więc było je zniszczyć. Zapomniane na setki lat, stare miasto ma dziś swoje pięć minut

- Musimy pochodzić z tym po polu - mówi Piotr Wroniecki, wskazując na magnetometr. Sprzęt wygląda jak trzy metalowe pręty sczepione w kształt litery "H" i przypomina trochę mały pług. Jeszcze tylko taśma podtrzymująca, którą archeolog zakłada na plecy i można ruszać. Bez wykopków, bez jednego nawet wbicia łopaty. Niepozornie? A jednak właśnie w ten sposób udało się ustalić, jak wyglądało zaginione miasto, którego naukowcy szukali od lat.

Ale po kolei.

Przeczytaj także: Badają lewy brzeg toruńskiej Wisły. Szukają... miasta ukrytego pod polem!

Niteczka, żółte kwiatki i plamy

O tym, że pod Toruniem w XV wieku istniało konkurencyjne miasto Nieszawa, wiedział każdy, kto uważał na lekcjach historii. Wiedzieli też archeolodzy, ale nie bardzo palili się do poszukiwań. Trudno im się dziwić: nie do końca wiadomo było czego i gdzie szukać. Bo Nieszawy były co najmniej trzy.

Zaczęło się od Konrada I Mazowieckiego. Krakowski książę, gdy już zaprosił Krzyżaków do Polski, podarował im w 1288 roku nieszawski gród. Krzyżacy zbudowali zamek i założyli komturię. Przez ponad sto lat osada rozwijała się bez większych przeszkód. Ale potem przyszły gorsze czasy dla miasta: do walki z Krzyżakami zabrał się Władysław Jagiełło, była bitwa pod Grunwaldem, rozejm w Nieszawie i podpisanie pokoju w Toruniu. Krzyżacka Nieszawa została zniszczona, a zamek zburzony.

Nieszawa numer dwa powstała rok później, w 1424 r. Na początku wszystko zapowiadało się dobrze: w mieście rozwijał się handel, istniał kościół parafialny, Jagiełło ufundował klasztor franciszkański. Ale po siedmiu latach wybuchła kolejna wojna z zakonem i oddziały krzyżąckie razem z mieszczanami toruńskimi zrabowały i spaliły Nieszawę. Polacy przejęli miasto dopiero w 1436.

- Ta Nieszawa funkcjonowała jakieś 30 lat - wyjaśnia Lidia Grzeszkiewicz-Kotlewska, toruńska archeolog, która badała tereny nad Wisłą w poszukiwaniu zaginionego miasta. - W XIX wieku mieliśmy liczne regulacje Wisły, intensywną gospodarkę rolną na tym brzegu. Jakie były szanse, że jakieś ślady w tej ziemi jeszcze zostały? Prawdopodobieństwo było bardzo małe.

Mimo to ekipa toruńskich badaczy zabrała się za Nieszawę w 1998 roku, przy okazji prac nad zamkiem dybowskim. Zadanie: zrobić badania sondażowe i spróbować zlokalizować miasto.- Przez rok nic - wspomina Lidia Grzeszkiewicz-Kotlewska. - Myśmy już w ogóle powątpiewali w istnienie jakichkolwiek śladów. Dopiero w 1999 roku w trzynastym wykopie sondażowym udało się zlokalizować nawarstwienia, które powiązałam z Nieszawą.

Archeolodzy trafili na piwnicę budynku. A właściwie dwóch - pierwszy z nich został spalony, drugi zbudowany dokładnie w tym samym miejscu niedługo później. Oba pochodziły z XV wieku.- Interpretując te nawarstwienia i szukając przyczyn pożaru powiązałam to z napadem Krzyżaków i szybkim odbudowaniem miasta - mówi badaczka. - Zrobiliśmy kolejny wykop i znalazłam warstwę użytkową: poziom, po którym ludzie dość intensywnie chodzili. Po tej niteczce poszliśmy dalej.

Przyszedł czas na zdjęcia lotnicze. - Gdy pracowaliśmy, rzeka była wysoko - opowiada Kotlewska. - Zazielenienie łąki było bardzo zróżnicowane, to było widać nawet stojąc na ziemi. Aż się prosiło, żeby spróbować z powietrza.

Do fotografowania zabrał się Wiesław Stępień, który od 30 lat zajmuje się archeologią lotniczą. - Tam, gdzie kiedyś był człowiek, zostawił materiały organiczne - wyjaśnia archeolog. - Wytwarzał odpadki, zostawiał resztki żywności, sam też trawił. To wszystko wpływa na wegetację roślin, nawet tych, które rosną dzisiaj.

Zwykle w takich przypadkach z powietrza widać plamy. Regularne zaciemnienia, obszary roślin o innym kolorze, które doświadczony badacz powiąże z człowiekiem. Ale pod Toruniem - jak na złość - nie poszło tak łatwo.

- To była późna jesień, deszcze, nawet w tych wykopanych rowach sondażowych była woda - wspomina Stępień. - Polatałem, zrobiłem zdjęcia, plam było wiele, ale niewiele z nich wynikało. Więc założyłem sobie, że latając nad województwem będę nadlatywał nad Wisłę i patrzył, co się pokaże. No i w końcu zaczęło się pokazywać. Były na przykład takie małe żółte kwiaty - zauważyłem je wcześniej na innym stanowisku archeologicznym, rosły tam, gdzie wcześniej był człowiek. Identyczne pojawiły się w miejscu, gdzie powinna być Nieszawa.

Zaciemnienia zboża też zaczęły w końcu pasować. - Nie pamiętam, ile kompletów zdjęć miał Wiesław Stępień, ale było ich bardzo dużo - przyznaje Grzeszkiewicz-Kotlewska. - W dwóch przypadkach udało się nałożyć na siebie ślady - pasowały.

Wystarczyło.

Wiesław Stępień zainteresował tematem łódzki oddział Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich. I tak na niewielką łąkę pod Toruniem trafiła czwórka archeologów i geofizyków z Warszawy.
Sukces na skalę Europy- Badamy nieinwazyjnie - opowiada Piotr Wroniecki, kierownik badań. Stoimy na łące nad Wisłą, jak okiem sięgnąć - tylko rośliny. Gdybym nie wiedziała, że to stanowisko archeologiczne, nigdy bym się tego nie domyśliła. Żadnej łopaty, żadnego dołka w ziemi. Nic.

- Mierzymy pole magnetyczne - wyjaśnia Wroniecki i pokazuje na magnetometr, który zaczyna przenikliwie pikać. - Wzorujemy się na rozwiązaniach angielskich, tamtejsi archeolodzy mają bogate doświadczenia. W Polsce to jeszcze dość nowa rzecz, choć są osoby, które od wielu lat w ten sposób robią badania. Wszystko, co zostawiamy w ziemi, zmienia naturalne pole magnetyczne. Mury, budynki, ziemianki - wszystko się pod tym względem różni od siebie. Nasz sprzęt robi pomiary szybko, więc możemy badać duże obszary. Wyliczyliśmy sobie, że żeby przebadać te 15 he-ktarów, trzeba będzie przedreptać z maszyną jakieś 150 kilometrów w niełatwym terenie.

Harówka. Ale są już efekty: archeologom udało się zrekonstruować średniowieczne miasto. To sukces na skalę Europy - polskich archeologów doceniono na międzynarodowej konferencji naukowej. W planach jest też film promocyjny.

I choć sami badacze podkreślają, że ich rekonstrukcja jest niepełna, a magnetometr nie powie wszystkiego, prezentacja 3D robi wrażenie. Zwłaszcza, jeśli uświadomić sobie, że w Nieszawie numer dwa mogło mieszkać nawet dwa tysiące ludzi.

Widzieli, jak zabiera im chleb

Tyle samo mieszkańców ma obecna Nieszawa. Nieszawa numer trzy - położona kilkadziesiąt kilometrów w górę Wisły. - Marzy mi się, żeby ten bulwar naprawdę żył - obecny burmistrz Nieszawy, Marian Tołodziecki, ożywia się na wzmiankę o nabrzeżu swojego miasta. - Może nie od razu tak jak w Toruniu, ale by przyciągał mieszkańców i turystów. Na jednym z promów ruszyła właśnie kawiarenka, to może się powoli uda.

Pięćset siedemdziesiąt lat temu o tłumach na brzegu Wisły nie trzeba było marzyć. - Rzeka była w tym czasie najlepszą i największą autostradą, o jakiej można było śnić - wyjaśnia Piotr Wroniecki. - Tutaj się wszystko działo, tutaj miasto żyło, tu spływały wodą towary, najpierw z Krakowa, potem z Płocka, przez Nieszawę i prosto nad morze.

Spławiano niemal wszystko, czym się wówczas handlowało. Wisłą płynęły zboża, sól, zapasy dla wojska - bo Korona była w trakcie kolejnej wojny z zakonem.- Przez Nieszawę szło całe zaopatrzenie dla wojsk walczących na terenie zakonu krzyżackiego - podkreśla Grzeszkiewicz-Kotlewska. - To było mia-sto lokowane przez króla, obok miało królewską siedzibę, położone było w dobrym miejscu. Nieszawa miała swój gospodarczy boom. Miała szanse świetnie się rozwijać. Dlatego przeszkadzała Toruniowi.
Przeszkadzała - to mało powiedziane. Torunianom prężne miasto pod bokiem bardzo było nie w smak. - W Toruniu mieszkały wtedy jakieś 3-4 tysiące ludzi - mówi Wroniecki. - Proszę to sobie wyobrazić: kupcy widzą, jak dzień po dniu pod nosem rośnie im mocna konkurencja. Nie trzeba było lornetki, żeby zobaczyć, co dzieje się na drugim brzegu - mieszczanie dosłownie widzieli, jak mieszkańcy Nieszawy zabierają im chleb. Niektóre źródła historyczne podają, że miasto w pewnym momencie odbierało Toruniowi prawie połowę dochodu z handlu. Napięcia społeczno-ekonomiczne musiały być ogromne! A w południe dzwony w Nieszawie biły tak samo głośno jak te w Toruniu!

Gdyby Nieszawa nie była tak ekspansywna, Toruń nie czułby się zagrożony. - Ta szybkość rozwoju i błyskawicznie rosnące bogactwo trochę torunian przerażało - sugeruje Grzeszkiewicz-Kotlewska. - Nie bez powodu ta Nieszawa była wspominana we wszystkich traktatach po kolei. Torunianie bardzo nie chcieli tego miasta naprzeciwko siebie.

Celu dopięli. Wykorzystali swój wkład w wojnę z zakonem i wymogli na królu przeniesienie Nieszawy w górę Wisły, kilkadziesiąt kilometrów dalej. Mieszkańcy pechowego grodu w latach 60. XV wieku zostali przesiedleni na nowe miejsce wraz z całym dobytkiem. Na miejscu prężnego miasta pozostał tylko zamek dybowski i kilka domów. A przesiedleńcy zaczęli tworzyć nowe miasto. Nieszawę numer trzy.

Naprawiamy wszystko

Dziś Nieszawa mieszkańcom okolicznych miast nie kojarzy się z zagrożeniem. Raczej - z kłopotami. W 2011 roku burmistrz miasta podał się do dymisji. Powód: finansowa zapaść Nieszawy. Jego następca, Marian Tołodziecki przyznaje, że zastał miasto w złej sytuacji. - Wcześniej przez rok byłem przewodniczącym rady miasta, więc wiedziałem, na co się decyduję - zapewnia.

A sytuacja była niewesoła, bo Nieszawa miała do spłacenia niemal 3 miliony złotych długu. Dziś szef miasta przekonuje, że najgorsze już za nimi. - Zdolności kredytowe mamy spore, program naprawczy opracowany - mówi. - Sytuacja nie jest tragiczna. Miasto żyje, w miarę możliwości rozwija się. W ciągu miesiąca podpiszemy projekt, który da nam 2,7 mln zł na szerokopasmowy internet i 100 komputerów dla najuboższych mieszkańców. Atrakcji turystycznych i i zabytków mamy dużo, chcemy więc przyciągnąć turystów. Owszem, sprawy były zaniedbane, ale naprawiamy wszystko.

I tylko rada miasta od kilku miesięcy ie chce się zebrać. Radni bojkotują sesje, samorząd praktycznie nie działa. W kwietniu mieszkańcy poszli do urn - w referendum chcieli odwołania rady miasta i burmistrza. Dopięliby swego, ale frekwencja była za niska.

Zatopione w bursztynie- To miasto miało ogromny potencjał - mówi Piotr Wroniecki, stojąc na łące pod Toruniem. - Teraz jest trochę jak kapsuła czasu. Zakopane pod ziemią, nietknięte łpatą - jak miejscowość zatopiona w bursztynie. Niedawno przyjechała do nas ekipa telewizyjna, robili o nas materiał. Potem usłyszałem w telewizji, że Nieszawa przegrała z Toruniem. Nieprawda! Ona nie przegrała z Toruniem, ona poświęciła się dla królestwa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska