MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Motocyklem przez Afrykę. Krzysztof Tyburek wrócił z samotnej wyprawy

(ak)
Przez wiele kilometrów po obu stronach motocykla Krzysztofa Tyburka dominował typowo afrykański obraz. Drogi jednak nie były aż tak złe, jak wcześniej się tego obawiał.
Przez wiele kilometrów po obu stronach motocykla Krzysztofa Tyburka dominował typowo afrykański obraz. Drogi jednak nie były aż tak złe, jak wcześniej się tego obawiał. Krzysztof Tuburek
Miał jechać minimum 40 dni, a skończył wyprawę 38. dnia. Miał dziennie pokonywać średnio 500 km, a wyśrubował średnią do 700-800 km na dobę. Zużył 950 litrów paliwa i teraz zastanawia się, jak ściągnąć tu akademików z Labé w Gwinei.

Do Afryki pan Krzysztof śmiga na bmw. Chce pokonać 20 tys. k...

Przeprawa przez rzekę na drodze z Labé do Senegalu.
Przeprawa przez rzekę na drodze z Labé do Senegalu. Krzysztof Tyburek

Przeprawa przez rzekę na drodze z Labé do Senegalu.
(fot. Krzysztof Tyburek)

Krzysztof Tyburek, wykładowca na UKW, wrócił już z samotnej wyprawy motorem do Afryki północno-zachodniej.

Drogi w Afryce okazały się lepsze niż przewidywał - Były niezłe. Szczególnie w Maroku i Saharze Zachodniej - opowiada. - Dość dobre te w Senegalu, a najgorsze - w Gwinei.

Dzięki temu, Tyburkowi udawało się dziennie pokonywać średnio nawet 800 kilometrów. - Najwięcej w ciągu jednego dnia przejechałem aż 1039 kilometrów - opowiada.

Łącznie na liczniku podróży wybiło 16,5 tys. kilometrów. - Z powodów rodzinnych musiałem spieszyć się do domu i jeden z krajów - Gwineę-Bissau - musiałem sobie odpuścić i ominąć. Dlatego w Afryce odwiedził w te kilka tygodni sześć krajów: Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal, Gambię i Gwineę.

- Ta część Afryki, którą zobaczyłem to zupełnie inny świat niż Europa. Inne życie, inne porządki. Szczególnie na granicach - opowiada po swoich doświadczeniach z 10 granicami, które w Afryce przekroczył.

Czytaj: Do Afryki pan Krzysztof śmiga na bmw. Chce pokonać 20 tys. km w 45 dni [zdjęcia]

Przez wiele kilometrów po obu stronach motocykla Krzysztofa Tyburka dominował typowo afrykański obraz. Drogi jednak nie były aż tak złe, jak wcześniej
Przez wiele kilometrów po obu stronach motocykla Krzysztofa Tyburka dominował typowo afrykański obraz. Drogi jednak nie były aż tak złe, jak wcześniej się tego obawiał. Krzysztof Tuburek

Przez wiele kilometrów po obu stronach motocykla Krzysztofa Tyburka dominował typowo afrykański obraz. Drogi jednak nie były aż tak złe, jak wcześniej się tego obawiał.
(fot. Krzysztof Tuburek)

Inne jest wszystko, poczynając od jedzenia. - Choć przyznaję, że rzadko korzystałem z lokalnych jadłodajni. Lekarz nie zalecał. Wodę trzeba pić jedynie butelkowaną. Dokładnie też sprawdzałem, czy butelka nie była otwierana, czy ma nienaruszoną obrączkę.

- A biały człowiek w tym świecie jest traktowany jak chodzący portfel - uważa podróżnik. - Szczególnie w Senegalu to było dość uciążliwe. Wychodziłem z hotelu, a tam wokół mojego motoru gromada dzieciaków z kubeczkami, do których proszą o pieniądze.

Serce się krajało, ale... - Nie mogłem nikomu dać. Gdybym dał jednemu, to byłbym przegrany. Nie puściliby mnie.

Najbardziej motocykliście z Bydgoszczy spodobały się Gambia i Gwinea. - Wydały się spokojniejsze, ludzie sprawiali wrażenie bardziej przychylnych. Poza tym miałem wrażenie, że jest bezpieczniej. W Gwinei nie bałem się nawet wychodzić po zmroku na ulice.

Inne zasady bezpieczeństwa z kolei trzeba było zachować w Senegalu. - Tam biali po zmroku mogą siedzieć jedynie w hotelach, do Dakaru zatem nawet nie wjeżdżałem i zrobiłem wszystko, żeby jak najszybciej przejechać przez ten kraj. Za to w Mauretanii trzeba się trzymać zachodniej części, jedynie tej wzdłuż wybrzeża oceanu. Na północy zagrożeniem jest Al-Kaida i tam się w ogóle nie zapuszczałem.
Tyburek wybierał hotele, gdzie można bezpiecznie pozostawić na noc motor. - I jedyne problemy, jakie z nim miałem, to paliwo w Mauretanii i Gwinei. Przypominało taką mieszankę, jaka była dostępna w Polsce za PRL-u. Musiałem trochę na ssaniu jechać. Ale już w Gambii i Senegalu nie było z tym problemu. Poza tym miałem problem z uszkodzoną uszczelką podczas wymiany oleju.

Nie zawiedli studenci i uniwersytet w gwinejskim Labé. - To jest zupełnie inny standard uczelni niż w Europie - opowiada o uczelni, którą miał okazję poznać. - Przede wszystkim mam wielki szacunek dla jej twórców, że w ciągu 10 lat udało się stworzyć tam funkcjonujący uniwersytet. Gdy spojrzałem w siatkę zajęć studentów informatyki, to widziałem, że program został zaplanowany bardzo rozsądnie. Inna sprawa, że nie wiem, jaka jest jego realizacja i jaka efektywność. Tym bardziej, że tam na przykład w zajęciach laboratoryjnych bierze udział 60-70 studentów jednocześnie. U nas obowiązują takie standardy, że grupa nie może być większa niż 16 osób.

Sprzęt na uczelni to dary z Francji. - Ale wiedza na przykład o współpracy uczelni powiedzmy z koncernami komputerowymi jest bardzo niewielka - opowiada. - Z ich strony chęć współpracy jest ogromna. Wykładowcy chcieliby do Bydgoszczy przyjechać, szkolić się tutaj. Ale kto za to zapłaci? Ich na to nie stać. Są natomiast fundacje na rzecz rozwoju Afryki, pomocy tamtejszym jednostkom akademickim... Szukam na razie, zastanawiam się, jak można teraz ten kontakt wykorzystać. Nie pojechałem tam po to, by przejechać tylko przez Afrykę, ale miałem jasny cel i teraz zastanowimy się w instytucie, na jakiej zasadzie możemy z uczelnią w Labé współpracować.

Szczegółowa relacja z wyprawy Krzysztofa Tyburka i więcej zdjęć na:
http://afryka2013.blog.pl/

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska