Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść o kpt. mar. pilocie Bronisławie Lubinkowskim zamordowanym w Katyniu

Hanka Sowińska [email protected] tel. 52 326 31 33 Fot. Ze zbiorów rodzinych / Katyń 1940, Bydgoszcz 1995 / archiwum Włodzimierza Sobeck
Gertruda Lubinkowska z córkami - Barbarą (po lewej) i Julittą, Garbatka 1942 rok
Gertruda Lubinkowska z córkami - Barbarą (po lewej) i Julittą, Garbatka 1942 rok
Jest taki przesąd, który głosi, że jak długa droga od ołtarza do drzwi kościoła, tak długie wspólne życie. Małżonkom Lubinkowskim, którzy w 1930 r., w bydgoskiej farze przysięgali sobie miłość i wierność, sądzone było być razem tylko dziewięć lat.

Po latach Gertruda, wdowa po zamordowanym w Katyniu kpt. marynarki wojennej i pilocie Bronisławie Lubinkowskim opowiadała córkom, że po zakończonej ceremonii mieli przejść pod szpalerem utworzonym przez kolegów - marynarzy pana młodego. W pewnym momencie świeżo poślubiona Bronisławowi żona, zapewne z wrażenia i emocji, skręciła w boczne wyjście.

Czy to był jakiś znak?

Hiobowa wiadomość przyszła z gadzinówki

Dziesięć lat później Gertruda została wdową, ale jeszcze o tym nie wiedziała.

Minęły kolejne trzy lata...
W kwietniu 1943 r. w jednej z warszawskich gadzinówek przeczytała, że w katyńskim lesie Niemcy zidentyfikowali zwłoki kpt. mar. pil. Bronisława Lubinkowskiego. Wydobyte z jednego z ośmiu dołów śmierci opatrzone zostały numerem 2261 (i pod takim numerem nazwisko Bronisława Lubinkowskiego figuruje w wydanym przez Niemców urzędowym spisie ofiar mordu katyńskiego). Przy zabitym strzałem w tył głowy polskim oficerze znaleziono kartę szczepień i wizytówkę.

Choć wiadomość pochodziła z niemieckiego szmatławca, na znak żałoby Gertruda włożyła czarną suknię. Już nie mogła się łudzić... Wiedziała, że we wrześniu 1939 roku jej mąż, razem z wieloma innymi członkami Kierownictwa Marynarki Wojennej został zatrzymany przez Sowietów i wywieziony w głąb ZSRR. Wiedziała rów nież, że trafił do Kozielska.

Przeczytaj również: Zagłada polskich elit. Zbrodnia NKWD ujawniona

Transporty odchodziły codziennie

Gertruda Lubinkowska z córkami - Barbarą (po lewej) i Julittą, Garbatka 1942 rok

Obóz kozielski mieścił się na terenie monasteru Pustelnia Optyńska i tzw. Skitu w obwodzie smoleńskim. Począwszy od 2 kwietnia 1940 r., codziennie, z niewielkimi przerwami, wywożono z niego po kilkuset jeńców. Na stracenie ekspediowano ich koleją do podsmoleńskiej stacji Gniezdowo, skąd więziennymi karetkami (tzw. czornyje worony) przewożono do pobliskiego Lasu Katyńskiego.

Był czerwiec 2000 r. kiedy Barbara Bocheńska, jedna z dwóch córek Gertrudy i Bronisława (drugą była Julitta Romanowska-Posiedlińska) odliczała dni do wyjazdu. 28 lipca miała wziąć udział w uroczystym otwarciu Polskiego Cmentarza Wojennego. Spotkałyśmy się przed wyjazdem. - Pierwszy raz byłam w Katyniu w 1995 roku. Na podstawie materiałów źródłowych ustaliłam prawdopodobne miejsce pochówku ojca. Wydawało mi się, że stawiam zapalony znicz na jego grobie - mówiła wówczas pani Barbara.

Pani Barbara wspominała, że widziała ojca ostatni raz 28 sierpnia 1939 r. - Z mamą i maleńką siostrą Julittą spędzałyśmy wakacje w Garbatce, pod Radomiem. Tata wpadł na chwilę. To był dzień jego urodzin. Mamie zostawił pistolet i prosił, abyśmy nie wracały do Warszawy. Wiedział, że będzie wojna...

22 listopada 1939 r. Gertruda Lubinkowska otrzymała pierwszą, a zarazem jedyną informację od męża. To była kartka wysłana z Kozielska. Bronisław donosił, że jest w niewoli, że modli się za najbliższych. Prosił, by cała rodzina pisała tylko jeden list w miesiącu. Na końcu, po rosyjsku, dopisał adres obozu.
Kozielsk opuścił 2 kwietnia...

Za chlebem na Kaukaz

Cofnijmy się o przeszło sto lat. Jest początek XX wieku. W Kaliszu Witold Lubinkowski, syn Andrzeja żeni się, wbrew woli głowy rodziny, z Julią Stark, ewangeliczką, kobietą niezwykłej urody. Młodzi małżonkowie nie widzą szans na życie w rodzinnym mieście. Wyjeżdżają do Rosji, na Kaukaz. Osiedlają się w Kiedabeku, w guberni Tyfliskiej. Na przełomie wieku, w tej części carskiego imperium, jest wielu Polaków. Robią interesy w przemyśle wydobywczym i przy budowie kolei.

W 1903 r. Julia rodzi pierworodnego. Rodzice dają mu na imię Bronisław. Rok później przychodzi na świat drugi syn - Olgierd.

Na zdjęciu... Stalin

Wśród pamiątek po ojcu, które przed laty pokazała mi pani Basia było zdjęcie z Kiedabeku. Arcyciekawe... Uwieczniono na nim dom, przed którym stał tłum mężczyzn w karakułowych czapach na głowach. W drzwiach przystanął pop, obok, w otwartym oknie... Józef Dżugaszwili, późniejszy generalissimus Stalin, zbrodniarz nad zbrodniarzami, w charakterystycznej jasnej, wojskowej kurtce. Na piętrze niania z maleńkim Bronisławem...

W 1909 r. umiera 30-letnia Julia. Witold oddaje obcej ziemi tę, którą najbardziej ukochał. Trudno mu jednak żyć z dwójką maleńkich dzieci. Wraca do Kalisza. Rodzina szybko żeni młodego wdowca z Felicją Szczepankiewiczówną. Małżonkowie powracają na Kaukaz.

Podczas rewolucji bolszewickiej przychodzi do Kalisza kartka od Witolda. Pisze, że na jego oczach rozgrywa się tragedia milionów ludzi, którzy wbrew własnej woli zostają rzuceni w wir bratobójczej walki. Zwycięstwo bolszewików ostatecznie przekonuje Witolda do powrotu do Polski.

"Moniuszko" opancerzony

Lubinkowscy przenoszą się do Włocławka. Witold otrzymuje pracę w "Celulozie" (był tam dyrektorem administracyjnym). Synowie kończą gimnazjum i wstępują do Korpusu Kadetów we Lwowie.
Jest rok 1920. Polska znowu walczy o niepodległość. Bolszewicy docierają pod Włocławek i Aleksandrów Kujawski. Witold zgłasza się na ochotnika do wojska. Trafia na przebudowany, opancerzony statek pasażerski "Moniuszko", który kursuje po Wiśle. Ginie 14 sierpnia. Dzień później jest "cud nad Wisłą". Witolda chowają na włocławskim cmentarzu, w kwaterze, w której spoczywają marynarze.

Synowie Witolda nie akceptowali macochy. Pewnie dlatego zdecydowali się być jak najdalej od domu. Wybrali karierę wojskową. Obaj chcieli wstąpić do marynarki wojennej. - Dla obu Lubinkowskich, tam nie było miejsca. Mógł być tylko jeden. To był ojciec - opowiadała córka Barbara.

"Marynarka" w Toruniu, pilotaż w Bydgoszczy

Bronisław był słuchaczem Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej w Toruniu. Po jej ukończeniu, w 1927 r., został mianowany podporucznikiem w Korpusie Oficerów Marynarki Wojennej. Odbył też 6-miesięczny kurs pilotażu w Bydgoszczy.

Podczas pobytu w grodzie nad Brdą poznał pannę Gertrudę Sperkowską. - To było na balu w "Hotelu pod Orłem". Od razu wpadli sobie w oko. Ślub odbył się w 1930 roku, w farze. Od mamy wiem, że wracając od ołtarza mieli przyjść pod szpalerem, który utworzyli ojca koledzy-marynarze. Pewnie z wrażenia mama skierowała się do bocznego wyjścia. Jest taki przesąd, który mówi, że jaka długa droga od ołtarza do drzwi kościoła, takie długie wspólne życie. Im sądzone było być razem tylko dziewięć lat - opowiadała pani Barbara.

Z Bydgoszczy małżonkowie przenieśli się do Pucka. Bronisław trafił do Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku.

Syn Julii i Witolda robił wojskową karierę. Mając 33 lata został zastępcą komendanta portu wojennego w Gdyni, w wieku 35 lat przeniesiono go do Warszawy, do Kierownictwa Marynarki Wojennej.

Lubinkowscy z córeczkami zamieszkali w wilii na Mokotowie. - Był tam wspaniały ogród, a ja bawiłam się z dziećmi dozorcy. To on, we wrześniu 1939 roku uratował nasz cały dobytek - wspominała.

Czytaj też: Żołnierze z "łagrów śmiertelnych". Z Kozielska, Starobielska, Ostaszkowa

Kobiety w białych rękawiczkach

W pierwszym tygodniu wojny kpt mar. pil. Bronisław Lubinkowski został ewakuowany specjalnym pociągiem, którego dowódcą był kontradmirał Ksawery Czernicki. Pociąg dojechał do Dereźnego i dowódca poddał załogę Rosjanom.

W tym czasie Gertruda z córeczkami nadal przebywała w Garbatce. - Nadchodziła jesień, dlatego mama podjęła decyzję, że jedzie do Warszawy. Na dworze zrobiło się zimno, a myśmy nie miały ciepłych rzeczy.

Wciśnięta do pociągu jadącego w kierunku Dęblina wpadła na tobołki podróżujących kobiet. Dziwnie wyglądały. Okutane chustami miały na dłoniach... białe rękawiczki i takież szaliki. - Panie są z Kierownictwa Marynarki Wojennej? - z niedowierzaniem zapytała Gertruda.

Nieznajome potwierdziły. W tak nieprawdopodobnych okolicznościach Gertruda Lubinkowska dowiedziała się, że jej mąż jest w rękach sowietów (kartka z Kozielska przyszła później). Jedną z nieznajomych była bowiem żona kmdr. por. Stanisława Dzienisiewicza z Kierownictwa Marynarki Wojennej. Rękawiczki, które nosiła, były częścią galowego munduru kapitana Lubinkowskiego. - W ten sposób mama otrzymała nie tylko wiadomość o ojcu, ale odzyskała również część jego osobistych rzeczy - neseser, w którym był mundur, kordzik i wizytówkę z warszawskim oraz bydgoskim adresem.
W 1945 r. Gertruda Lubinkowska z córkami wróciła do rodzinnej Bydgoszczy. Zmarła w 1990 r.

***

Kilka miesięcy temu odeszły także córki Gertrudy i Bronisława Lubinkowskich. Pierwsza zmarła Julitta Romanowska-Podsiedlińska. Po długiej chorobie 8 stycznia odeszła Barbara Bocheńska. W latach 2002-2007 szefowała Bydgoskiej Rodzinie Katyńskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska