MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zasada domniemania niewinności nie obowiązuje w sądach?

Roman Laudański [email protected]
- Potraktowali człowieka jak śmiecia. Ani nie wyjaśnili: za co. Winny. Płać! A co, ja mam pieniądze w worku?!Z czego płacić? Niech mnie zamkną - denrwuje się Wawrzyniec Hałajda z Bronisławia, gmina Dobre.
- Potraktowali człowieka jak śmiecia. Ani nie wyjaśnili: za co. Winny. Płać! A co, ja mam pieniądze w worku?!Z czego płacić? Niech mnie zamkną - denrwuje się Wawrzyniec Hałajda z Bronisławia, gmina Dobre. Roman Laudański
"Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf" - czyżby zasada stalinowskiego prokuratora nadal obowiązywała w polskich sądach?

W Bronisławiu, gmina Dobre, choć wiosna przyszła już na pola, to pan Wawrzyniec Hałajda aż trzęsie się z nerwów, kiedy zaczyna opowiadać, jak to stał się ofiarą polskich sądów. Został skazany za to, że niejaki Wawrzyniec Hałajda, zamieszkały w Szubinie przy ul. Nowej podpisał z Erą umowę na telefon. I nie płacił rachunków. Dlatego Era sprzedała "w pakiecie" ten dług firmie windykacyjnej Corpus Iuris Niestandaryzowany Sekurytyzacyjny Fundusz Inwestycyjny Zamknięty w Warszawie, która skierowała sprawę do sądu.

Przeczytaj także:Czy się stoi czy się leży urzędnikowi się należy

Wawrzyniec Hałajda z Bronisławia zapewnia, że nigdy w życiu nie podpisywał żadnej umowy z Erą. Żona - owszem - ma komórkę, ale w innej sieci.

Choć imię i nazwisko się zgadza (czasami w pismach sądowych - jest tylko podobne), ale już adres absolutnie nie. Nawet PESEL na umowie z operatorem telefonicznym jest inny!
Czym kierował się Sąd Rejonowy Warszawa Wola skazując i wplątując Wawrzyńca Hajałdę (pisowania z dokumentu sądowego) z Bronisławia w koła machiny prawnej, która gniecie go jak najcięższa prasa hydrauliczna - doprawdy trudno pojąć.

- Nasze sądownictwo przypomina kostki domina: kiedy przewróci się pierwsza, upadają kolejne i nikt nie może zatrzymać absurdu, w który zostałem przez sąd wplątany - denerwuje się pan Wawrzyniec. - Sąd znalazł w mojej osobie kozła ofiarnego.

Zaczęło się od telefonu w 2011 roku. - Cały czas pani z sądu zwracała się do mnie panie Hajałda, a ja ją wyprowadziłem z błędu, że nie nazywam się Hajałda, a Hałajda. Pani poprosiła, bym podał imię, nazwisko, adres i pesel. Myślałem, że chodzi o funkcję ławnika, którą pełniłem przed laty przez dwie kadencje, ale kiedy już - nieopatrznie podałem swoje dane - pani powiedziała, że dzwoni z warszawskiego sądu, byłem sądzony i dlaczego nie przyjeżdżam na sprawy? Nogi się pode mną ugięły, bo nie dostałem żadnego wezwania, a tak w ogóle, to o co zostałem oskarżony?! Tego mi nie chciała powiedzieć - opowiada.

Okazuje się, że firma windykacyjna skierowała do sądu sprawę przeciwko Wawrzyńcowi Hałajdzie z Szubina. Wszystkie zawiadomienia o sprawie przychodziły do Szubina, nikt ich nie odbierał, dlatego w zastępstwie sąd ustanowił tzw. kuratora procesowego - pracownika tegoż sądu.

Po jakimś czasie przyszło pismo z warszawskiego sądu. Na kopercie adres w Bronisławiu, a w środku wszystkie papiery na kogoś o podobnie brzmiącym nazwisku z Szubina.

Barbara Hałajda, żona Wawrzyńca zadzwoniła do sekretariatu sądu w Warszawie, który kazał jej odesłać pisma, bo zaszła pomyłka.

- Zostałem skazany niesłusznie, bo w tej całej sprawie nie chodzi o mnie! Nie będę płacić, nawet kosztów sadowych, bo byłoby to przyznanie się do wi-ny - oburza się pan Wawrzyniec. - Jestem niewinny! Do zapłaty 1,3 tys. zł - z odsetkami po latach - wielokrotnie wyższa suma - 30 tysięcy złotych!
- Jeśli firma występuje do kogoś o zapłatę, a ta osoba twierdzi, że nie jest dłużnikiem, to obowiązek udowodnienia, że to o nią chodzi, spada na firmę, ponieważ to firma wyciąga z tego skutki prawne - tłumaczy prof. Marian Filar, karnista z Torunia. - Dowód w sprawie powinna przeprowadzić firma, a jeśli tego nie zrobiła, to ta niemożliwość obciąża firmę.

Pan Wawrzyniec musiał wykazać, że nie jest wielbłądem. Wysłał do sądu kserokopie starego i nowego dowodu osobistego, by udowodnić, że nigdy nie mieszkał w Szubinie.

W sprawę zaangażował się nawet wójt gminy Nowe, by zaświadczyć, że pan Wawrzyniec od urodzenia jest mieszkańcem Bronisławia i nigdy się stąd nie wyprowadzał.

- W życiu w Szubinie nie byłem i nawet nie wiem, gdzie on jest - irytuje się nasz Czytelnik. - Nawet kolegium nigdy nie miałem lub mandatu! Czysty jestem jak łza. Najlepiej niech mnie (dusi przekleństwo) zamkną, taka ich sprawiedliwość! Nie mam z czego cudzych długów płacić. Żyje się, bo się żyje - niewielka emerytura i renta. Leki są drogie. Gdyby to był mój dług, to kartofle z solą bym jadł, żeby go tylko spłacić, ale zrobili ze mnie kozła ofiarnego.

Za kogoś mam płacić?! Jeszcze nie jestem siostrą miłosierdzia, żebym to robił!

Ale wymiar sprawiedliwości wiedział lepiej. Po sprawdzeniu w bazie PESEL sąd doszedł do wniosku, że jest on jedynym Wawrzyńcem Hałajdą w Polsce! Sąd argumentował, że "niejednokrotnie adres zameldowania nie pokrywa się z adresem zamieszkania". Jest więc winny.

No, ale chyba sąd mógł porównać numery pesel z umowy z dowodem naszego Czytelnika. Wreszcie sąd mógł zarządzić analizę grafologiczną podpisu z umowy, by przekonać się czy to ten sam charakter pisma, co pana Wawrzyńca z Bronisławia.
Jednak nie zrobiono tego do dziś.

Po pewnym czasie Hałajdowie znowu dostali wyrok z warszawskiego sądu. - Mąż nawet nakrzyczał na panią z sekretariatu, żeby wreszcie zrobili porządek w tym bałaganie i znaleźli właściwą osobę - przypomina żona Barbara.

Wreszcie przyszło pismo od komornika w Radziejowie, który dostał polecenie egzekucji na Wawrzyńcu Hałajdzie z Bronisławia.

Wawrzyniec i Barbara Hałajda pozwali skarb państwa, żeby oddalił od nich te niesłuszne roszczenia i wreszcie wyjaśnił sprawę.

Sąd w Radziejowie oddalił wniosek.
Na razie egzekucja komornicza została wstrzymana.
Napisali pismo do Jarosława Gowina, ministra sprawiedliwości. Nakazał wyjaśnić sprawę w Warszawie i we Włocławku (tu złożyli apelację). Na razie ciągle mają płacić.

Pani Barbara, żona pana Wawrzyńca: - Przecież firma windykacyjna musi mieć jakąś umowę, w której są dane na tę osobę z Szubina. Tam jest jakiś podpis, nie mojego męża. Wystarczyłoby, żeby grafolog stwierdził, czy to jest podpis męża. Gdybyśmy byli winni, to człowiek wziąłby pożyczkę, zapłacił i miałby święty spokój, a tak jesteśmy co rusz nękani kolejnymi pismami! Wszystkie rachunki płacimy przed czasem. W życiu wzięłam jedną pożyczkę, którą spłaciłam, jeszcze to sprawdzałam, czy wszystko się zgadza.

- Nie poczuwam się do winy, bo nie mam żadnych długów, niczego - denerwuje się Waw - rzyniec Hałajda. - Gdybym miał jakieś zadłużenie, to bank, czy ktokolwiek powinien mi przysłać upomnienie, a nigdy niczego nie dostałem.

- Po tym telefonie z sądu wszystko się pozmieniało - dodaje pan Wawrzyniec. - Czy człowiek musi się na wszystkim znać? Przeżyłem 69 lat. Czy ja mam znać te wszystkie paragrafy, co oni mi tu wypisują?!
- Nasza wina, bo człowiek zaufał sądowi - przyznaje Barbara. - Ale czy to tak się robi?
Naszej rozmowie przysłuchuje się Henryk Michalak, szwagier: - Komuna jaka była, taka była, ale jak miałeś sprawę do sekretarza, to wszystko można było załatwić. A dziś nawet minister sprawiedliwości nic nie może!

Pan Wawrzyniec od 15 lat jest na emeryturze. Najpierw pracował jako wiejski doręczyciel na poczcie. Później na kolei w Dobrem. Wozili węgiel do Konecka, Lubrańca, Dobrego, Radziejowa. Osobówki chodziły do Aleksandrowa i Nieszawy, do Krośniewic. Hałajdowie mieszkają w niewielkim domku, mają 60 arów ziemi.

Niedawno pan Wawrzyniec w telewizji zobaczył program o ludziach oszukanych przez niemieckie firmy handlujące rzekomymi długami. - Jakbym widział siebie, swoją sprawę - mówi. - I ludzi wyrzucili z domu pod most. Mąż tej pani z programu zmarł na zawał, do tego ludzi w Polsce doprowadzają!

- Gdzie jest sprawiedliwość w Polsce? - pyta szwagier.

- I co tu teraz zrobić? - pyta pan Wawrzyniec. - Za tydzień komornik wejdzie na moją emeryturę.
Spać po nocach nie może. A jak już zaśnie, to budzi się nad ranem, bo jak tu normalnie żyć jako ofiara sądowej pomyłki.

- Na początku myśleliśmy, że sprawa zostanie wyjaśniona i będziemy mieli spokój, ale teraz przyparli nas do muru - mówi Barbara.

- Jest tak, jakbyś od Warszawy wziął sznurek i wszystkie sądy powtarzają za nimi to samo - opowiada pan Wawrzyniec. - To, co Warszawa zatwierdziła, kolejne sądy podtrzymują, a nikt nie pochylił się nad pierwszą umową i wyrokiem. Potraktowali człowieka jak śmiecia. Ani nie wyjaśnili: za co. Winny. Płać! A co, ja mam pieniądze w worku! Z czego płacić? Niech mnie zamkną.

Szwagier: - Na emeryturę ci wejdą, dziadostwo w tej Polsce. Wszyscy dmuchają w jedną trąbę.
Sędzia w Radziejowie pytał pana Wawrzyńca, czy może dowód zgubił lub komuś pożyczał? - Wysoki sądzie, nie zgubiłem i nie pożyczałem - zapewniał.

Ten adres z Szubina to w środku nocy by wyrecytował, tak mu w pamięć wszedł. Pyta, co ma zrobić, żeby sąd zauważył swoją pomyłkę? I jego krzywdę.

A my pytamy, czy ktoś zmienił w Polsce prawo i teraz winnych szukają panie z sekretariatu, a sąd to "przyklepuje"? Na razie "winą" pana Wawrzyńca jest wyłącznie to, że jako jedyny ma tak charakterystyczne nazwisko. Ale to chyba za mało? Może zainteresują się tym przypadkiem np. parlamentarzyści z naszego regionu?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska