Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to możliwe, że fundacja pomagała... oszustce? I komu najlepiej przekazać 1 proc. z PIT

Maciej Czerniak, [email protected], tel. 52 326 31 41
Bydgoszczanka wprowadziła w błąd warszawską fundację, która na jej leczenie organizowała zbiórki i koncerty charytatywne. W tym przypadku kontrola ministerstwa zdrowa, ani administracji na nic się zdała.
Bydgoszczanka wprowadziła w błąd warszawską fundację, która na jej leczenie organizowała zbiórki i koncerty charytatywne. W tym przypadku kontrola ministerstwa zdrowa, ani administracji na nic się zdała. sxc.hu
- Zawraca mi pan teraz głowę. Jeszcze coś chciałby pan wiedzieć? - dyrektorowi Fundacji Wsparcia Ratownictwa RK wyraźnie nie na rękę było tłumaczenie się z nietrafionej akcji pomocy bydgoszczance. A nadzór nad tą fundacją miał... sam minister zdrowia.

Dwa dni po tej rozmowie telefonicznej z dyrektorem Michałem Janasem, szefem stołecznej fundacji "RK" przychodzi od niego odpowiedź.

"Bardzo dziękujemy za Pana maila. Uprzejmie informujemy, że wszelkie działania jakie podjęła Fundacja, opierały się na dokumentach wymaganych przez prawo. Fundacja uzyskała zgody na zbiórki publiczne z odpowiednich urzędów. W załączniku przekazuję skany zgód. Uprzejmie informuje również, że Fundacja podjęła już stosowne kroki w celu wyjaśnienia całej sprawy."

Przeczytaj także:"Majka" udawała chorą na raka. Darczyńcy, którzy jej pomagali, są w szoku

Szok, niedowierzanie i zawód

A chodzi o akcję, która miała niewątpliwie szczytny cel. I nie można odmówić wolontariuszom poświęcenia, energii i serca, które włożyli w podjęte działania. Fundacja zaangażowała się mianowicie w pomoc bydgoszczance Monice M.

Kobieta twierdziła, że choruje na ciężką odmianę białaczki. Była przy tym na tyle przekonująca, że uwierzyli jej bliscy, znajomi i przyjaciele. Uwierzyli też wolontariusze z warszawskiej fundacji.
Zwłaszcza czytelnikom internetowego bloga "Majki" (tak przedstawiała się w sieci) trudno było nie dać wiary kobiecie, która opisywała swoją chorobę ze szczegółami. Z premedytacją fabrykując fakty na temat swojej rzekomej walki z nowotworem.

"Hej. Od wczoraj biorę lek nowej generacji, więc muszę miesiąc odczekać i wstrzymać się ze wszystkim innym, bo muszą sprawdzić, czy lek ten działa docelowo na to świństwo w wątrobie - to wpis na blogu z 14 lutego tego roku. I dalej: "Kupiliśmy zioła, flavony i wszystko inne, co chroni przed wyniszczeniem organizmu przez chemię, bo w poniedziałek następna..."

Dlatego naturalne było, że darczyńcy i wszystkie osoby, które śledziły zmagania bydgoszczanki z chorobą, zaczęli pytać o efekty leczenia. A Monika zaczęła "gubić się w zeznaniach". W końcu ktoś zwrócił uwagę na zamieszczony przez nią dokument z badania PET w bydgoskim Centrum Onkologii. Wynikało z niego, że "Majka" jest... zdrowa. Zaraz potem wyszło na jaw, że wypis jest sfałszowany, a w internecie pojawiło się oświadczenie "chorej".

"Nie wiem, czemu tak się stało... Wmówiłam chorobę sobie, wmówiłam mężowi, że jestem chora, bliskim, przyjaciołom. Całe ostatnie lata żyłam chorobą. Utożsamiłam się z nią tak, że odczuwałam ból, czułam potrzebę współczucia".

Monika M. dostała łącznie od osób dobrej woli około sześć tysięcy złotych. Wśród tych, którym historia "Majki" była bliska, zapanowała konsternacja. Czują się zmanipulowani przez bydgoszczankę, czują złość.

- Szok! - mówi znajoma "Majki". - A najgorsze jest to, że wiele osób zgodziło się jej pomóc tylko dzięki naszemu zaangażowaniu. Teraz my wszyscy, którzy robiliśmy wiele, by przyśpieszyć leczenie, znaleźć na nie pieniądze, czujemy się współwinni. Właściwie współwinni... oszustwa. Dlatego nie mogę tak zostawić tej sprawy.

A dokumenty się zgadzały

Wygląda na to, że dyrektor Janas w odpowiedzi do naszej redakcji napisał prawdę. Fundacja miała wymagane zgody na pomoc "chorej". Zgodę taką wyraziła Hanna Gronkiewicz-Waltz.

"(...) zezwalam Fundacji Wsparcia Ratownictwa RK (...) na zorganizowanie i przeprowadzenie w okresie od dnia 1 marca 2013 r. do dnia 30 czerwca 2013 r. zbiórki publicznej na terenie m. st. Warszawy, każdorazowo za zgodą właścicieli lub użytkowników terenów w formie zbiórki dobrowolnych datków do 5 zaplombowanych puszek kwestarskich" - to treść pisma od prezydent Warszawy do fundacji "RK".

Analogiczną zgodę wydał też Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji. Na mocy jego decyzji fundacja mogła prowadzić zbiórkę do końca tego roku. W dokumencie znajduje się adnotacja: "(...) z przeznaczeniem zebranych ofiar na pokrycie kosztów leczenia i rehabilitacji podopiecznej Fundacji, tj. kosztów badań dodatkowych i specjalistycznych, kosztów wizyt u lekarzy specjalistów, kosztów zakupu leków, materiałów medycznych, suplementów diety oraz kosztów związanych z dojazdem do lekarzy specjalistów i na leczenie".

Kto zatem popełnił błąd? Zapytaliśmy Michała Janasa o to, w jaki sposób zweryfikował zasadność niesienia pomocy "Majce". Niestety w cytowanym już mailu, który wysłał do naszej redakcji, trudno doszukiwać się odpowiedzi na to pytanie.

W statucie fundacji widnieje jednak zapis, że bezpośredni nadzór nad organizacją pełni Minister Zdrowia.

- Wygląda na to, że to skomplikowana sprawa - słyszymy w biurze prasowym MZ. - Musimy zapoznać się z dokumentacją.

- Ale przecież w statucie fundacji "RK" jest wyraźnie napisane, że to minister zdrowia nadzoruje jej działalność - naciskamy pracownicę biura rze-cznika w ministerstwie. - Jak zatem ten nadzór faktycznie wyglądał?

- Powtarzam, potrzebujemy czasu, by zająć się tą sprawą. Proszę o wyrozumiałość i cierpliwość - pada odpowiedź.

Kontrola jest. Urzędowa

Eksperci odnosząc się do historii pomocy niesionej "Majce", dalecy są jednak od szykowania pręgierza i ferowania wyroków na organizacje charytatywne.

- Musimy pamiętać, że właściwie wszelkie akcje niesienia pomocy w takich nagłych przypadkach mają charakter akcyjny - mówi Jan Grabowski, prezes Kujawsko-pomorskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. - Jeśli chodzi o czyjeś życie, to naturalne jest, że ludzie od razu włączają się do akcji, dają z siebie wszystko.

Jak do tych słów odnieść niedawne skandale właśnie z fundacjami pomocy w roli głównej? Jeszcze przecież nie ucichły echa oświadczenia, które opublikował Jakub Śpiewak, prezes Fundacji Kidprotect przeciwdziałającej pedofilii i pornografii dziecięcej w internecie. Afera wybuchła w lutym, gdy dziennikarze dopatrzyli się podejrzanych wydatków z konta fundacji, które pokrywały... markowe ubrania kupowane w drogich sklepach w całej Europie, a także wyjazdy na zagraniczne wakacje prezesa fundacji.

"Nie umiałem być szefem fundacji, gdy ta się rozrosła" - wyjaśnia Jakub Śpiewak na swoim blogu, który zatytułował "Wyznaję i przepraszam". "Nie umiem zarządzać ludźmi, nie umiem sprawnie pozyskiwać środków na działalność. Przede wszystkim jednak okazuje się, że jestem bałaganiarzem, człowiekiem niefrasobliwym. Tyle że stałem się w jakimś stopniu osobą publiczną, a osobie publicznej wolno mniej".

Dziennikarze "Wprost" badający sprawę ustalili, że jednorazowo Śpiewak mógł wydać w sklepie aż 2 tys. zł. I to wszystko z pieniędzy, które miały iść na działalność fundacji. Wszystko na cele prywatne.
W związku z tym, iż fundacja nie złożyła sprawozdania z działalności za 2011 rok, minister pracy i polityki społecznej wykreślił "Kidprotect" z listy organizacji pożytku publicznego.

Takiej sytuacji nie wyobraża sobie Marta Peła z Fundacji "Akogo" Ewy Błaszczyk. Organizacja pomaga dzieciom po ciężkich urazach mózgu, często przebywających w śpiączce.

- Jeśli mówimy o kontroli nad naszą fundacją, to powinniśmy użyć liczby mnogiej - tłumaczy Peła.

- Każdorazowo by rozpocząć zbiórkę na rzecz naszych podopiecznych, musimy wystąpić z prośbą o zgodę do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Na stronie Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej zamieszczamy sprawozdania roczne z naszej działalności. Ponadto, jeśli na nasze konto wpływają pieniądze, na przykład zasądzone wyrokiem sądu w formie nawiązki, to przekazujemy Ministrowi Sprawiedliwości faktury potwierdzające, na co konkretnie przeznaczyliśmy przeznaczyliśmy te fundusze - wyjaśnia Peła. - Kontrola istnieje z każdej strony.

1 procent z PIT dajmy potrzebującym

Tymczasem Jan Grabowski zaznacza: - Możemy łatwo rozwiać nasze wątpliwości, jeśli wahamy się, którą organizację wspomóc przekazując, na przykład 1 procent podatku. Organizacje pożytku publicznego zamieszczają na swoich stronach, ale też na stronach ministerialnych sprawozdania z własnej działalności. Zapoznajmy się z nimi, podcztujmy. Sprawdźmy, czy dana fundacja prowadzi właśnie jakąś konkretną akcję pomocy.

Wszystkie organizacje uprawnione do ubiegania się o jeden procent podatków z rozliczenia PIT, możemy sprawdzić wchodząc na stronę Departamentu Pożytku Publicznego (pozytek.gov.pl).
Tylko tyle i aż tyle możemy zrobić, by się upewnić, że przekazane przez nas pieniądze trafią na rzecz osób, które naprawdę potrzebują naszej pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska