Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łowczy z Bydgoszczy zastrzelił roczną suczkę. Zasłania się ustawą

(iwo) [email protected] tel. 52 30 31 215
- Prezes sądu w Szubinie słusznie zauważyła, że nie może być tak, że każdy strzela sobie gdzie popadnie. Mówiła też, że ludzie traktują często zwierzęta jak członków rodziny. Tak ja traktowałam moją Mojrę. Na razie nie mam nowego psa... - powiedziała Sylwia Kumilewska.
- Prezes sądu w Szubinie słusznie zauważyła, że nie może być tak, że każdy strzela sobie gdzie popadnie. Mówiła też, że ludzie traktują często zwierzęta jak członków rodziny. Tak ja traktowałam moją Mojrę. Na razie nie mam nowego psa... - powiedziała Sylwia Kumilewska. archiwum domowe S. Kumilewskiej
Prawie dwa lata temu łowczy z Bydgoszczy zastrzelił roczną suczkę, owczarka belgijskiego, w Złotowie pod Barcinem. Sprawa się ślimaczyła. W końcu usłyszał wyrok. Ale niezmiennie uważa, że jest niewinny.

Sprawa sięga końca lipca 2011 roku. Wtedy na wakacjach u Gracjany Wesołowskiej, miłośniczki zwierząt, zwłaszcza koni, była Sylwia Kumilewska z Bełchatowa. Dziewczyna przyjechała do Złotowa z Mojrą, rasowym owczarkiem.

Zobaczyła martwą suczkę

Pod koniec pobytu koleżanki wybrały się na konną przejażdżkę do pobliskiego lasu. - Niedaleko. Widać było zabudowania złotowskie - wspominają. Wyjechały, jak twierdzą, przed godziną 19.00 Widoczność była dobra. Na chwilę wyszło słońce. - Biegła przy nas Mojra. Miała obrożę. Wjechałyśmy w młodnik. Suczka na chwilę odbiegła w stronę Noteci, za chwilę była przy nas. Cieszyła się, bo za chwilę znów odbiegła i wtedy już nie wróciła. My cały czas siedziałyśmy na koniach. Pies biegał wokół nas - opowiadały dziewczyny reporterowi "Pomorskiej“ krótko po zdarzeniu.

Gdy znalazły się w młodniku, usłyszały strzał. - Konie się spłoszyły - wspominają. - Za chwilę był drugi - opowiadają.

Sylwia zeskoczyła z konia i zaczęła biec w kierunku miejsca, z którego usłyszała hałas. - Znalazłam się na łące. Z przeciwnego kierunku szedł mężczyzna. Zobaczyłam moją martwą suczkę. Dostała w okolice łopatki. Zalała się krwią. To była gruba broń - sztucer myśliwski, jak na dzika.

"No to nie masz psa“ - zapamiętała takie słowa.

- Strzelać do młodego psa, który nie wykazał się agresją? - dziewczyny nie mogły uwierzyć.

Przeczytaj również: Łowczy z Bydgoszczy zastrzelił roczną suczkę. - Nie mam winy - mówi

Mówił, że "nie jest duchem świętym"

- Winny nie jestem ja, tylko te panie - od początku utrzymywał Henryk P. To on zastrzelił psa.
Najpierw myślał, że to dzik. Później, że jednak pies, który gonił sarnę.

Gdy rozmawialiśmy z Henrykiem P. pod koniec lipca 2011 roku, tak m.in. się wypowiedział: - Ja nie jestem duchem świętym, rasa była nie do rozpoznania, bo pies był brudny, biegał w chaszczach. Drugi raz, będąc w takiej samej sytuacji, podjąłbym taką samą decyzję.

- Pies został zlikwidowany zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt. Wszystkie przesłanki zostały spełnione. Był bez opieki i wykazywał oznaki zdziczenia - stwierdził.

Sprawa trafiła do sądu w Szubinie. Ślimaczyła się.

Gdy zapadł pierwszy wyrok (25.01.2012 r), łowczy się od niego odwołał, podobnie zresztą jak i właścicielka zastrzelonego psa.

I temat wrócił do ponownego rozpatrzenia. Tym razem jednak kwestią zajęła się sędzia Ewa Sozańska - Walczak, prezes Sądu Rejonowego w Szubinie.

Z informacji od pokrzywdzonej Sylwii Kumilewskiej wiemy, że 25 marca 2013 roku zapadł wyrok. Potwierdziła to prezes Sozańska. - Ale jest nieprawomocny. Niewykluczone, że łowczy się od niego odwoła.

- Henryk P. usłyszał karę: pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, 2 tys. złotych grzywny na rzecz OTOZ Animals oraz pokrycie kosztów sądowych - dowiedzieliśmy się od pokrzywdzonej.

Zobacz też: Rasowy pies wyglądał jak wioskowy kundel? Łowczy z Bydgoszczy zabił pod Barcinem

- Obrońcy oskarżonego do końca domagali się uniewinnienia. Tymczasem sędzia sprawiedliwie potraktowała oskarżonego. Była bardzo rzetelna i bardzo wnikliwie zapoznała z aktami sprawy, sprawdzała wszelkie możliwe dokumenty. Łącznie z bilingami sprzed kilku lat, gdy jeden z myśliwych stwierdził, że nie pierwszy raz łowczemu wytyka się taki czyn - opowiadają Wesołowska i Kumilewska.

Zdaniem uczestniczek zajścia w Złotowie, nie ma dowodów, że na miejscu była sarna, którą rzekomo miałby gonić pies. - Zeznania świadków, którzy próbowali bronić Henryka P., się nie "zgrywały“. Sędzia bardzo słusznie, naszym zdaniem, zauważyła, że nie może być tak, że każdy sobie strzela gdzie popadnie. Tym bardziej nie można strzelać do psa, który odbiegł na chwilę od właściciela. Doceniamy, że zwróciła także uwagę na fakt, że ludzie często traktują zwierzęta jak członków rodziny i ból po ich utracie jest porównywalny. Cieszy nas, że wyrok jest surowszy od poprzedniego oraz to, że pan P. poniesie zasłużoną karę za popełnione przestępstwo. Zresztą zaostrzyły się przepisy dotyczące ochrony zwierząt, ale proceder ich bezprawnego zabijania nadal trwa.

- Jeśli wyrok będzie utrzymany w mocy, okaże się na swój sposób przełomowy w kwestii łamania przepisów ustawy o ochronie zwierząt. I stanie się, mam nadzieję, wymowną przestrogą dla innych z premedytacją strzelających do psów czy kotów, które posiadają dom i kochających ich właścicieli.

Jak mur nie do przebicia

Na rozprawy dotyczące zastrzelenia psa w Złotowie przybyła spora grupa świadków. Wielu z nich związanych jest bezpośrednio z kołem "Złoty Róg“. - Zastrzelenie mojego psa to wierzchołek góry lodowej - komentuje Kumilewska.

- Powychodziły przy okazji inne sprawy. Koło jest wyraźnie podzielone na zwolenników i przeciwników łowczego. Jednak coraz głośniej w tym środowisku padają komentarze - w nawiązaniu choćby do wydarzenia w Złotowie - o hańbie dla związku i wykluczeniu z koła - mówi Sylwia Kumilewska, a Gracjana Wesołowska dodaje: - Do tej pory moja koleżanka nie usłyszała od tego pana przepraszam.

- Domagam się pozbawienia Henryka P. prawa do posiadania broni i polowań - uściśla Kumilewska, dodając także: - Poza sprawą w sądzie powszechnym równolegle całym zdarzeniem zajmował się PZŁ. Nie sądziłam, że napotkam na tyle trudności i - jak sądzę - niechęci w doprowadzeniu sprawy do końca. Nikt nie wyciągnął dotychczas konsekwencji z postępowania pana P., mimo naruszania przez niego prawa łowieckiego i zasad etyki łowieckiej.

- Po obszernej korespondencji sprawa ostatecznie trafiła do ORD w Toruniu, który wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec Henryka P.

- Sąd łowiecki natomiast, w październiku 2012 r., wydał postanowienie o wstrzymaniu swojej decyzji do czasu rozstrzygnięcia przez sąd powszechny. Na bazie moich doświadczeń mogę dziś skomentować, że struktury PZŁ są jak mur nie do przebicia...

Oskarżony o zabicie psa w Złotowie niezmiennie uważa, że jest niewinny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska