Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czteroosobowa rodzina Nowaków od ponad pół roku jest bezdomna

Katarzyna Piojda [email protected] tel. 52 32 63 155
Czteroosobowa rodzina Nowaków z Bydgoszczy od ponad pół roku jest bezdomna
Czteroosobowa rodzina Nowaków z Bydgoszczy od ponad pół roku jest bezdomna www.sxc.hu
Mama mieszka u znajomej. Córka nocuje u koleżanki z klasy. Syn - u kolegi. Tata - gdziekolwiek. Na dworcu, klatce schodowej. Albo na ławce pod chmurką. Czteroosobowa rodzina Nowaków od ponad pół roku jest bezdomna.

Pan Krzysztof ma na sobie dwa polary i kurtkę. W kieszeni kurtki trzyma przybory do golenia, grzebień i chusteczki higieniczne. Ma też stare buty sportowe. Chyba z pięć lat już mają te adidasy. - Jeny, ja dziś taki nieogolony. Nie wiedziałem, że dziś będziemy rozmawiać. Pani sobie pomyśli, że ja luj jestem, patologia - wyznaje skrępowany. - Ale ja nie jestem, naprawdę.

I patrzy na swoje buty: - Te adidasy pamiętają stare, dobre czasy, gdy jeszcze byliśmy normalną rodziną - mówi.

Skończył technikum. - Szybko zostałem ojcem, więc zrezygnowałem ze studiów - opowiada. - Krótko po ślubie urodziła się córka. Potem syn.

Pan Krzysztof pracował w różnych firmach, m.in. w pogotowiu ratunkowym. Robota była tylko do czasu. Był 1997 rok. Któregoś dnia mężczyznę zaczął mocno boleć brzuch. Szybko trzeba było usuwać guzy z podbrzusza.

Przeczytaj również: Jestem bezdomny. Mieszkam pod ziemią

Życie za ponad tysiąc

Bydgoszczanin dostał pierwszą grupę inwalidzką. Dostał też zakaz wykonywania ciężkiej pracy. Krótko potem żona pana Krzysztofa otrzymała wypowiedzenie z pracy. Musieli nauczyć się żyć za trochę ponad tysiąc złotych na rękę.

Mąż, żona i dwójka dzieci (teraz już nastoletnich) nigdy nie miała swojego mieszkania. - Najpierw mieszkaliśmy z moimi rodzicami, w bloku - wspomina pan Krzysztof. - Gdy mama zmarła, tata ożenił się drugi raz. Od samego początku źle układało się między nami a macochą.

Nowakowie nie chcieli stawiać ojca w dziwnej sytuacji, w której ten musiałby stawać po stronie żony lub syna. Wyprowadzili się od ojca i jego żony. - Wynajmowaliśmy kilka mieszkań, m.in. w Fordonie, Śródmieściu, na Osowej Górze i Wyżynach. Ostatnie mieszkanie wynajmowaliśmy przez 11 lat, ale właścicielka je sprzedała.

Zobacz też: Włocławek: młoda matka zajęła bezprawnie pustostan. Teraz stanie przed sądem

To był sierpień 2012 roku. Chcieli wynająć następne mieszkanie. Wpłacili kaucję, 1860 złotych (równowartość trzech miesięcznych stawek za wynajem). Nie zdążyli się wprowadzić. - Właścicielka rozmyśliła się. Pieniędzy nam jednak nie oddała. Nie mieliśmy żadnej umowy na piśmie, że kaucję wpłaciliśmy, więc nie mamy jak odzyskać tej kwoty - dodaje pan Krzysztof.

Nie wynajmą

Na inne mieszkanie do wynajęcia zabrakło. Rozdzielili się. Żona zamieszkała u swojej koleżanki. Koleżanka ma męża, dwoje dzieci, a tylko dwa pokoje. - Żonę przyjęła z litości i z grzeczności - przyznaje pan Krzysztof.

Kamila i Rafał, czyli córka i syn, też na co dzień się nie widują. Mieszkają osobno. Dziewczyna chodzi do liceum ogólnokształcącego. Tymczasowo przebywa u koleżanki.

Brat Kamili ma podobną sytuację - nocuje u kolegi, z którym chodzi do jednego gimnazjum.

A ich ojciec gdzie śpi? - Gdziekolwiek, bo tam, gdzie żona, nie ma miejsca - odpowiada cicho pan Krzysztof. - Jeny, jak to powiedziałem, to pani redaktor znowu sobie o mnie źle pomyślała, że ja bezdomny, to pewnie patologia. A tak przecież nie jest - martwi się.

I mówi dalej: - Nocuję wszędzie, byle nie w schronisku. Bo ja jestem inny niż ci w schronisku.
Najczęściej śpi na dworcu, na ławkach. Czasami na ławkach też, ale pod chmurką. - Wtedy jednak często podjeżdża straż miejska. Wypytuje, czemu tu jestem. Historia jest długa, więc nie chce mi się jej powtarzać.

Zdarza mu się nocować na klatce schodowej. Albo w parku, chociaż tam niebezpiecznie.
Ostatnio municypalni "zwinęli" go, gdy chciał zasnąć na schodkach do stołówki dla bezdomnych.

Czytaj: Uboga rodzina mieszka w piwnicy

Market za dnia

W dzień jest spokojniej. - Chodzę po sklepach. Oczywiście nie po zakupy - wyjaśnia. - Chodzę, bo tam wtapiam się w tłum. Nie mam wielkich plecaków i innych tobołków. Zostawiam je u kolegi, który mieszka z rodziną w baraku socjalnym.

No więc pojawia się w galerii handlowej najwyżej z jedną torbą (albo jednym plecakiem). - Ochroniarze, przynajmniej niektórzy, rozpoznają mnie. Nie wyrzucają mnie ze sklepu, bo przecież nie robię niczego szczególnego. Jestem tylko.

Kontynuuje: - Idę do łazienki. Wykorzystuję moment, gdy nikogo nie ma. Myję twarz i zęby. Golę się.

W stołówce dla ubogich prowadzonej przez instytucję charytatywną może się umyć w całości. I wyprać tak na szybko bieliznę.

Oficjalnie sam

W jadłodajni pojawia się codziennie, od poniedziałku do piątku. - Sam. Oficjalnie tylko ja z naszej rodziny jestem bezdomny. Żona nie zakwalifikowała się do otrzymywania darmowych obiadów. Dzieciaki też nie.

Za wysoki dochód

Dlaczego? - Dochód mamy taki, że nas nie uprawnia do innej pomocy z ośrodka opieki społecznej - odpowiada pan Krzysztof. - Wynosi około 1700 złotych. To moja renta i zasiłek pielęgnacyjny plus to, co dorobi żona jako sprzątaczka.

Pieniądze rozchodzą się w mig. 360 złotych - na ratę zaległego kredytu. Po prawie 100 złotych każdemu z dzieci na bilety miesięczne. Znowu po 200 złotych - dla rodzin, u których Kamila i Rafał teraz mieszkają. Żona płaci za pokój (właściwie część pokoju) i wyżywienie 300 złotych.
Reszta jest na inne wydatki. Rafał idzie z klasą do kina - potrzebne pieniądze. Kamila musi mieć nowe buty - trzeba kupić. Jedzenia brakuje - trzeba dać.

Bydgoszczanin pracuje sezonowo. - Jeżdżę na zbiory owoców. Za 10 kilogramów wiśni dostaję 5 złotych. Tymczasem na bazarze kilo kosztuje około 4 złotych. Ale co zrobić, lepsza taka zapłata niż żadna. Żona dorabia więcej. Dostaje nawet 30 złotych za umycie okien w całym domu. Kiedyś dostała 50, bo właścicielka nie chciała reszty.

To, co mają i to, co dorobią, nie wystarcza na wynajem mieszkania. Jedyne na skromne życie.
Proponowali im miejsce w schronisku. - Odmówiliśmy. Nigdy nie pojawimy się w takiej placówce - utrzymują.

Chcą być na swoim. Złożyli wniosek do miasta o przyznanie lokum z zasobów gminy. Dostali odmowę. "Miejska Komisja Mieszkaniowa zaopiniowała negatywnie złożony przez Państwa wniosek o ujęcie na listę osób zakwalifikowanych do otrzymania lokalu mieszkalnego na czas nieoznaczony" - napisali w uzasadnieniu urzędnicy.

Metraż wynosi zero

Zarazem urzędnicy podpowiadają, że istnieje szansa ponownego złożenia wniosku. Termin - do końca września.

- Przecież kwalifikujemy się pod względem dochodu. Jeśli chodzi o metraż, ubiegający się o lokum z miasta, nie mogą zajmować więcej niż 5 metrów kwadratowych w przeliczeniu na osobę. W naszym przypadku metraż wynosi przecież zero - płacze mężczyzna.

Nie podda się. Znowu złoży podanie o mieszkanie. - Jak je dostaniemy, przestaniemy być anonimowi. Teraz ani żona, ani dzieci, ani ja, nie mamy zameldowania. Nawet skrzynki pocztowej nie mamy. Korespondencję (najczęściej listy z odmowami) odbieramy na poczcie - wzdycha pan Krzysztof.

- Ja wiem swoje, pani redaktor. Pani tak słucha, ale i tak myśli, że ja jakaś patologia jestem - mówi do mnie na pożegnanie.

PS. Personalia bohaterów na ich prośbę zostały zmienione.

Wiadomości z Bydgoszczy

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska