Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Genowefa Magiera po dziewięćdziesiątce trafiła do kanonu sztuki

Adam Willma [email protected] Współpraca Anna Szpręglewska
Najnowsza wystawa pani Geni będzie otwarta 11 kwietnia w Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej  Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Bydgoszczy
Najnowsza wystawa pani Geni będzie otwarta 11 kwietnia w Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Bydgoszczy Adam Willma
Ludzie z Dąbrowy Chełmińskiej nie mogą uwierzyć. Kobieta, która całe życie spędziła pomiędzy polem a oborą, na starość otwiera kolejne wystawy. - Nasza Genia?!

- Ludzie mówili, "głupia Genia". Że chodzi po polu i śpiewa. Do mnie też te śpiewy niosło po polu. Ale nic głupiego w tym nie było, raczej mi się to wydało piękne - zapamiętała Elżbieta Meller sąsiadka Genowefy Magiery - Litanie majowe i religijne piosenki, na przykład "Bernardetka, dziewczynka, szła po drzewo w las". Pani Magiera prowadziła z mamą gospodarstwo na 16 hektarach. Czasem ziarka od niej kupowałam, jajka albo agrest - mów Elżbieta Meller.

Znachorka

Tak się przez lata znały na "dzień dobry". Dopiero, gdy Elżbieta zaczęła spotykać panią Genię w lesie, coś ją poruszyło.

Przeczytaj także:Graffiti - Jedni zwą to wandalizmem inny sztuką. Kto ma rację?

- Często zbierała gałązki na opał albo grzyby, ale jednego dnia zobaczyłam, jak siedzi pod drzewem i płacze. Była zaniedbana i brudna. Wychudła bardzo. Pytam, co się stało, a onana to, że musi uciekać przed rodziną, której zapisała gospodarstwo. Spała w stogu u sąsiada albo w szopie na skraju lasu, co ją kiedyś zbudowali dla owiec.

Mellerowa pisała do urzędów, spisała też historię życia pani Geni: - To nieprawda, że jest analfabetką, bo skończyła przed wojną cztery klasy, ale zapomniała już litery, więc jej trochę pomogłam.
- Melka uratowała mi życie - przekonuje pani Genowefa. - Zapisałam rodzinie dom i gospodarstwo, a później musiałam uciekać, gdy tylko przyjeżdżali. Mówili "Genia popierdy-czona". Wstyd mi za rodzinę.
Gminny Ośrodek Pomocy społecznej wystarał się o miejsce w DPS w Wielkiej Nieszawce.
- Długo dochodziła do siebie - wspomina dyrektor Aneta Rybacka-Skorulska - Zajęła się roślinami wokół domu.

- Ma do tych roślin niesamowitą rękę. Nie ma nasionka, które by u niej nie wyrosło - przyznaje Krzysztof Majczuk, który w domu w Nieszawce pełni funkcję kaowca. - Zresztą w swojej wsi pani Genia uchodziła za kogoś w rodzaju znachorki. Zbierała zioła, leczyła zwierzęta.

- Bo ja bardzo lubię zwierzęta. Gęś przeżyła u mnie 16 lat. Bocianowi-kalece, wyrzuconemu z gniazda dorobiłam sztuczną nogę - mówi. - Cielakowi ze złamaniem nogę opatrzyłam i w parę tygodni był zdrowy. Krowie rozpruty brzuch zszyłam nitką i doszła do siebie.

Nabieranie koloru

W domu w Nieszawce zajęć nie brakuje. Śpiewa chór, organizowane są wyjazdy, ale pani Geni najbardziej spodobało się rysowanie.

- Pierwsze rysunki były mroczne - zapamiętała dyrektor Skorulska. - Rysowane czarną kredką, powracały do życiowych nieszczęść, z którymi pani Genia nie potrafiła się uporać. Dopiero po pewnym czasie te prace zaczęły robić się kolorowe.

Ale rysunki pensjonariuszki pewnie do dziś zdobiłyby korytarze Domu Pomocy, gdyby nie zachwyt pani Kasi.

Katarzyna Dudek, sąsiadka z pierwszego piętra, emerytowana adwokat, do sztuki ma słabość: - Spotkałam w życiu Nikifora, byłam na wernisażu Ociepki, więc nie miałam wątpliwości. Genia ma cudowną wy-obraźnię, od razu poczułam, że w jej sztuce jest siła.

Pani Kasia chwyciła za telefon i zadzwoniła do Muzeum Etnograficznego.
- Przyjechały dwie panie, obfotografowały i od razu się poznały na talencie Geni - wspomina Katarzyna Dudek.

Między kobietami pojawiła się niezwykła zażyłość.

- Niesamowite, że tak różne osoby potrafiły wejść w tak głęboką relację ze sobą - zachwyca się Krzysztof.

Pani Kasia: - Myślę, że to prawdziwa przyjaźń. W razie choroby Genowefa sama gotuje mi rosół z kury i przynosi zioła.

Genia i święty Franciszek

Muzeum zakupiło 80 prac Magiery i zorganizowało jej indywidualną wystawę.
- Sztuka jest zjawiskiem, którego granice trudno dziś zdefiniować - podkreśla Hubert Czachowski, dyrektor Muzeum Etnograficznego. - Co do twór-czości Genowefy Magiery jedno jest pewne - stworzyła własny świat i oryginalny styl, niepodobny do niczego innego, a jej prace już trafiły do artystycznego obiegu. Jeśli można gdzieś ulokować tę twórczość, to najbliżej jej do kręgu art brut. Fascynujące jest to, że często talent odkrywają w sobie ludzie społecznie zmarginalizowani, okazuje się, że to właśnie przez sztukę potrafią najpełniej się wypowiedzieć i to zjawisko jest równie ważne jak artystyczna wartość tych prac.

Beata Jaszczuk z płockiego stowarzyszenia "Oto Ja": - Pani Magiera tworzy świetne rzeczy, więc w kręgach muzealnych jest już osobą, która weszła do kanonu art brut. Jeśli z czymś mo-żna porównać jej prace, to może jedynie ze sztuką Romana Rutkowskiego, którego Francuzi nazwali "święty Franciszek od art brut". Tu również motyw zwierząt dominuje. Cała historia pani Genowefy jest urzekająca, bo jej twórczość jest całkowicie zbieżna z życiem, dlatego szczera i porywająca. Jest w niej również zaskakująca świeżość.

Sztuka pochłonęła panią Genię bez reszty.

- Pracuje jak na gospodarstwie - melkuje (na cześć pani Mellerowej wszystko co dobre stało się "melkowaniem") od świtu do zmierzchu - śmieje się Krzysztof. - Trochę to kłopotliwe, bo pracownia, którą dla pani Geni wygospodarowaliśmy, jest już pełna. W dodatku pani Genia niemal we wszystkim widzi materiał do swojej twórczości. Opróżnia nam nawet kosze na śmieci z różnych bibułek i świecidełek. Nauczyłem się już, że folii aluminiowej po kanapkach nie wolno mi wyrzucać, bo przydaje się do form przestrzennych. To samo z folią z bombonierek.

Kartki z życia

Ale największym skarbem są pióra.
- Ze zwierząt najbardziej lubię ptaki, wszystkie ptaki świata - wyznaje Genowefa Magiera. - Tutaj nie mogę mieć zwierząt, ale gdy je namaluję, to tak, jakby ze mną były.
Na rysunkach pojawiają się również całkiem egzotyczne okazy - tygrys i wszechobecne od pewnego czasu flamingi.

- Lubimy oglądać filmy przyrodnicze - przyznaje Katarzyna Dudek. - Każde z tych nowych zwierząt trafia później do wy-obraźni Geni i pojawia się w jej twórczości. Pewien profesor prosił mnie, żeby pod żadnym pretekstem nie sugerować niczego Geni, więc wystrzegam się jakiejkolwiek ingerencji. Nawet, kiedy Genia pyta mnie o zdanie, odpowiadam, że to ona jest artystką i czuje najlepiej.

Krzysztof namówił panią Genię, żeby w obrazach przedstawiła całe swoje życie. Do tej pory powstało kilkanaście obrazów: - Urodziłam się w Ligocie, w powiecie wadowickim - sięga do pamięci Magiera. - Byłam mała, kiedy rodzice przyjechali na Pomorze. Tata zajmował się różnymi rzeczami - był kowalem, robił beczki. Miał 80 lat, gdy umarł. Mama przez całe życie mówiła, że umrze w swoje urodziny. I umarła - w dzięwięćdziesiąte piąte.

- Z wszystkich sióstr ja jedna nie wyszłam nigdy za mąż. Miałem chłopca, ale przed wojną. Została mi po nim książeczka do nabożeństwa. Jak poszedł na wojnę, to już nigdy nie wrócił.
- Później żadnego porządnego już nie spotkałam.

Najbardziej dramatyczne karty ze szkicownika dotyczą odejścia ze wsi.
- Staram się, żeby ten wątek nie wracał, bo natychmiast ją wciąga w depresję - mówi Katarzyna Dudek.

Smoleńsk i niewola

Pojawiały się za to zupełnie nowe motywy.
Krzysztof Majczuk: - Głównym źródłem wiadomości o świecie jest dla pani Geni Radio Maryja. Dlatego namalowała obraz o katastrofie smoleńskiej oraz o wydarzeniach w kopalni Wujek. Niedawno usłyszała, że Polska jest sprzedana. Bardzo się tym przejęła, bo od razu wróciły obrazy z okupacji. Musiałem jej długo tłumaczyć, że niekoniecznie będą nas teraz zakuwać w kajdany.
Pani Kasia przyszłość Genowefy widzi ogromną: - Jeszcze kiedyś będzie tak, że nasz Dom Pomocy w Nieszawce zostanie nazwany jej imieniem.

Być może, ale pani Genia, gdy już postawi ostatnią kreskę w życiu, chciałaby wrócić w rodzinne strony na wieś pod Dąbrową.

- Będę miała grób na naszym cmentarzu - zapowiada. - Gdy się zrobi cieplej, pojadę do Melki i wybierzemy jakiś piękny.

- Już mamy to wszystko obgadane - śmieje się Elżbieta Meller. - Mogę jej odstąpić swoją parcelę, bo pani Genia chciała leżeć blisko kościoła. Jestem za tym, niech sobie ten grobowiec wykupi. Przynajmniej będzie miała poczucie, że coś należy tylko do niej.

Bożena Malinowska, z GOPS- u w Dąbrowie Chełmińskiej, która zatroszczyła się o panią Genię w najtrudniejszych chwilach, do dziś nie może wyjść ze zdumienia: - Nie chcę wspominać tych dawnych czasów. Było bardzo ciężko, co rusz interweniowała policja, po co do tego wracać. Byłam na jednym z wernisaży pani Genowefy. Nie uwierzy pan, ale nie mogłam się do pani Geni dopchać, bo była otoczona tłumem młodzieży... Wielka rzecz się stała.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska