Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za plucie na Polskę i miłość do Hitlera

Maciej Myga [email protected] tel. 52 326 31 51
grafika mowi
Krótko przed II wojną światową w bydgoskim sądzie masowo skazywano Polaków, którzy dopuszczali się zniewagi państwa oraz miejscowych Niemców, uchylającym się od obowiązku wojskowego i przemycających m.in. marki.

Latem 1939 roku szerokiem echem, nie tylko w Bydgoszczy, odbił się proces dr Kohnerta i dr Luecka, którzy wydali pocztówki kopernikowskie, głoszące, że wielki uczony był Niemcem. Konfiskatę całego nakładu zarządziło Bydgoskie Starostwo Grodzkie, a zatwierdził ją Sąd Grodzki. Niemcy odwołali się od wyroku, chcąc podać dowody, zamieszczone m.in. w pracach polskich naukowców.

Rozprawa apelacyjna odbyła się przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy. Naukowców reprezentował adwokat Spitzer, którego wniosek o przeprowadzenie dowodu prawdy został od razu odrzucony, bo sędzia stwierdził, że nie ma kompetencji wnikać w akademickie spory. Konfiskatę ponownie zatwierdzono.

Opisy procesów przeciwko osobom występujących w jakikolwiek sposób przeciwko Polsce krótko przed wojną zapełniały szpalty gazet. Opisywano m.in. "popełnione w uniesieniu" przestępstwo 33-letniego Józefa Mroza, cholewkarza z Bydgoszczy. Mróz po pijanemu przed restauracją w Fordonie miał wypowiedzieć słowa obrażające naród. Skazano go na 5 miesięcy więzienia. Podobnie jak 27-letniego Jana Bleję z Solca Kujawskiego. Bezrobotny Bleja tułał się szukając pracy, aż zaszedł do miejscowego nadleśnictwa. Tam doszło do sprzeczki, po której jeden z urzędników leśnych wyrzucił go za drzwi. Wtedy Bleja zaczął złorzeczyć i szkalować Polskę. Trafił za to za kratki. Nie było też litości dla 70-letniej Joanny Wiatrowskiej z Łabiszyna, którą skazano za to, że rozmawiała z sąsiadką po niemiecku. Na zwróconą jej uwagę, źle wyraziła się o Polsce. Wyrok, jak na staruszkę, był bardzo surowy - siedem miesięcy więzienia.

Nie tylko w sądzie załatwiano takie sprawy. W ogłoszeniu w Kurierze Bydgoskim władze spółki "Pingwin", produkującej lody, napisały: "Wobec rozsiewania tendencyjnych wiadomości, poddających w wątpliwość polski charakter naszej firmy, ostrzegamy, że przeciwko winnym rozsiewania tych pogłosek wystąpimy na drogę karno-sądową, gdyż firma nasza należała i należy do chrześcijan i jest przedsiębiorstwem polskim".

Nie ma co ukrywać, że mieszkający w Bydgoszczy Niemcy żyli w strachu przed surowym traktowaniem przez polską administrację. 51-letnia Elza Schoeneich, która miała obraźliwie mówić o Polsce, oczekując na zatrzymanie otruła się gazem świetlnym. "Schoeneich przygotowała się do śmierci z całą rozwagą. Oddała klucze mieszkania znajomym i odmówiła w składzie mleko"- pisał bydgoski dziennikarz o samobójstwie.

W lipcu i sierpniu 1939 roku sąd rozpatrywał nawet kilka spraw przeciwko burzycielom dziennie. 24-letni Fryderyk Neumann, kamieniarz z ulicy Ujejskiego został skazany na 14 miesięcy więzienia za to, że wszedł do restauracji i bijąc się w piersi wołał: "Ja nie jestem Polakiem, jestem Hitlerem, jak on przyjdzie, to was wszystkich Polaków powystrzela". Wyrok pozbawienia wolności w zawieszeniu zaliczyła Kazimiera Ratz, która "do grupy bawiących się dzieci, podkreślając swą niechęć do Polaków, wypowiedziała słowa, poważnie znieważające dumę narodową polską".

Prokurator dopatrzył się wypowiedzi Kazimiery Ratz przestępstwa wyszydzania i lżenia narodu polskiego. Niektórzy próbowali na zbliżającej się wojnie zarobić. Takim spekulantem był niewątpliwie urzędnik bankowy Ernest Kling, współpracujący z Elfriede Kryger z Bydgoszczy. Kling skupował w Polsce marki niemieckie, a później wywoził je do Gdańska, skąd przemycał walutę do Niemiec. Zdaniem śledczych proceder trwał od 1937 roku. Mężczyznę zatrzymano po wizycie u 43-letniej Kryger, od której odebrał 500 marek.

Na rozprawie Kling i współoskarżona nie przyznawali się do winy. Kobieta twierdziła, że utrzymywała z bankowcem kontakt tylko dlatego, że załatwiał sprawy finansowe jej siostry, która przebywała w Niemczech. Sąd nie uwierzył Niemcom. Oboje skazał na 7 miesięcy więzienia i nakazał parze zapłacić łącznie 600 zł grzywny.

"Procesy o zniewagę Narodu i Państwa Polskiego nie ustają. Prokurator Masojada oskarżał 27-letniego robotnika Herberta Kmitta z Dąbrówki Nowej w powiecie bydgoskim" - pisała jedna z bydgoskich gazet. Jak podawali żurnaliści, Kmitta "w swej głupocie, bo inaczej tego nazwać nie można", wdał się z mieszkańcami Dąbrówki w dysputę, w której opowiadał, że wkrótce do Polski wkroczy Hitler, a Polacy są za słabi, żeby stawić mu czoło, a on po wcieleniu do wojska zaraz by się poddał, jak zrobili to Rosjanie podczas "wielkiej wojny". Wyrok był surowy. Sąd bowiem uznał, że robotnik "rozpowszechniał wiadomości w celu osłabienia ducha obronnego społeczeństwa w okresie grożącej wojny".

Za uchylanie się od obowiązku wojskowego i przemyt waluty stanęli przed temidą trzej młodzi Polacy pochodzenia niemieckiego z powiatu szubiń-skiego: 20-letni Erich Wick-mann, 24-letni Robert Dick-mann i 20-letni Günter Friedrich. Kupili oni bilety kolejowe w Barcinie i udali się do przygranicznego Miasteczka Krajeńskiego, skąd zamierzali zbiec do Niemiec. W czasie rewizji polscy policjanci znaleźli przy nich marki, które ukryli pod zelówkami butów oraz pozaszywali w ubraniu. Niemcy bronili się przed sądem, dość naiwnie twierdząc, że wcale uciec nie chcieli, a jedynie szukali pracy przy granicy.

Ale nie wszyscy Niemcy byli przedstawiani w czarnych barwach. Donoszono m.in. o przypadku niemieckiego przemysłowca z Bydgoszczy, który był co prawda lojalnym obywatelem, ale z sympatią odnosił się do hitlerowców, a portret wodza III Rzeszy powiesił na honorowym miejscu. Krótko przed wybuchem II wojny światowej fabrykant udał się z dziećmi do Berlina, a wiedząc o panującym w stolicy Niemiec głodzie zabrał ze sobą pokaźną ilość masła i wędlin. Wiktuały stały się ponoć wielką sensacją, a przybysza z Polski odwiedzali licznie rodzina i znajomi, którzy podziwiali smak świńskich, a nie końskich, wędlin. Przedsiębiorcę zaczęło to już denerwować, więc oznajmił, że może przesłać z Polski tyle wagonów mięsa i masła, ile sobie tylko Niemcy zamarzą. O jego deklaracji dowiedziało się jednak gestapo, które spuściło mu podobno srogie lanie.

Obolały przedsiębiorca wrócił czym prędzej do Bydgoszczy. Natychmiast zdjął ze ściany portret Hitlera.

Zaufanie do III Rzeszy musiał mieć za to niejaki Feliks Jurczyk z ulicy Podgórnej. Wracając do domu "w stanie nieco podchmielonym", jak podają kroniki, wyśpiewywał na cały głos "Deutschland, Deutschland über alles...". Śpiewaka uspokoił dopiero policjant, który z miejsca zaprowadził go do więzienia. Miał tam pozostać trzy miesiące. Uwolnili go okupanci.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska