Leczenie poza krajem - brzmi obiecująco. Ale czy polski pacjent na tym nie straci?

Oznacza, że polski pacjent będzie mógł skorzystać z zagranicznej służby zdrowia bez względu na schorzenie. Obecnie bowiem na kurację poza krajem chorzy otrzymują pozwolenie tylko w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład, gdy brakuje specjalistów, sprzętu lub gdy polscy lekarze obawiają się podjęcia leczenia.
- To sporadyczne przypadki - informuje Jan Raszeja, rzecznik prasowy Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.

Przeczytaj także: Porada medyczna bez kolejek i bez wychodzenia z domu
W minionym roku do siedziby regionalnego funduszu wpłynęło zaledwie siedem wniosków o wydanie zgody na terapię w innym państwie. - Wszystkie zaopiniowaliśmy pozytywnie - wskazuje dalej Raszeja.
Unijna dyrektywa, która wejdzie w życie pod koniec roku zakłada natomiast, że pacjent będzie mógł wybrać dowolną placówkę medyczną na terenie Unii. Podjęcie leczenia nie będzie uwarunkowane ani rodzajem choroby, ani stopniem jej zaawansowania. Jeśli chory zechce usunąć zaćmę w Czechach, wybierze się do jednej z tamtejszych klinik, gdzie na zabieg poczeka znacznie krócej.

W praktyce sprawa nie wygląda jednak tak optymistycznie. Zgodę na niektóre zabiegi musi wyrazić fundusz. Wiadomo natomiast, że wiązałoby się to z dodatkowymi pieniędzmi, które NFZ musiałby wysupłać. Jeżeli polskim placówkom kończą się finanse, po prostu przestają przyjmować chorych. Gdy zniecierpliwieni pacjenci zaczną wyjeżdżać za granicę, fundusz, chcąc nie chcąc, będzie musiał zapłacić za leczenie zagranicznej placówce.

Wydaje się więc, że uzyskanie zgody na kurację poza krajem nie będzie wcale łatwe. Po drugie, jak wskazuje Jan Raszeja, NFZ zapłaci tylko tyle, ile musiałby wyłożyć za taki sam zabieg lub poradę medyczną w Polsce. - W przypadku świadczeń, które są droższe niż u nas, pokryciem różnicy obciążony zostanie pacjent - precyzuje rzecznik. - Może więc stracić na tym finansowo.
Z szacunków Ministerstwa Zdrowia wynika, że z możliwości leczenia za granicą skorzysta ok. 10 proc. mieszkańców naszego regionu.