Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocka wśród bydgoskich bezdomnych. Jak żyją?

Katarzyna Piojda [email protected]
Pan Adam przebywa w pustostanie od października zeszłego roku. - To pierwsza i ostatnia moja zima tutaj - zapowiada
Pan Adam przebywa w pustostanie od października zeszłego roku. - To pierwsza i ostatnia moja zima tutaj - zapowiada Paweł Skraba
- Ma pan problem alkoholowy? - pyta mundurowy bezdomnego. Ten odpowiada: -A nie widać?

Nocka wśród bydgoskich bezdomnych. Jeżdżę z Pawłem, naszym fotoreporterem, pracownicą socjalną, dwoma strażnikami miejskimi i policjantem, który pisze dużo SMS-ów.

Ogólnopolski spis osób bezdomnych. Tylko jedna noc w roku jest przeznaczona na policzenie ludzi. Tych przebywających wszędzie, byle nie w schronisku.

Przeczytaj także:W Grudziądzu nocą policzyli bezdomnych. Przeprowadzili z nimi ankiety

Wyjeżdżamy parę minut po godz. 21. Lekki mróz, 3, może 4 stopnie. Ulice się coraz bardziej wyludniają. W końcu co za przyjemność spacerować po słabo oświetlonym Śródmieściu?

Jeszcze ciemniej jest tam, dokąd jedziemy. W aucie bydgoskiej Straży Miejskiej jadą dwaj strażnicy, pracownica socjalna i policjant. Najbardziej rozmowna jest pani socjalna. Konkretna, przedsiębiorcza babeczka z niej, tak od razu sobie pomyślałam. Konkretny jest też jeden ze strażników, ten młodszy. Chętnie rozmawia. Drugi jakiś taki cichy. Najbardziej małomówny jest policjant. Tylko SMS-ów dużo pisze i od razu wysyła.

Spanie na straganie

Pierwszy przystanek. Dużo drzew wokół. Dwa stragany. Pod ladami dwaj bezdomni urządzili sobie legowiska. Jeden pod jedną ladą, drugi - pod tą na straganie obok. Jest dopiero 21.20, a oni już uszykowani do snu. Kilka kołder rozłożonych na ziemi i parę kołder, którymi się przykrywają. W nogach mają tobołki, puszki po piwie i dodatkowe pierzyny. Pod legowiskiem trzymają dokumenty, kapcie domowe, made in China oraz noże. W razie, gdyby ktoś zaatakował.

Wiesław ma 56 lat. Bezdomny jest od 13. Wcześniej przebywał w noclegowni przy ul. Zygmunta Augusta.
- Przecież noclegownię zlikwidowano kilka lat temu - przypominam sobie.

- No tak, od tamtej pory nocuję gdziekolwiek - wyjaśnia.

Wiesław kiedyś miał rodzinę, dom, dobrą pracę w fabryce narzędzi Befana. Zaglądał jednak coraz częściej do kieliszka. Efekt domina: stracił pracę, dom, przede wszystkim rodzinę. Więcej mówić nie chce.

Jego kompan, Mirosław, ma 58 lat: - Dzisiaj mam urodziny. Nie spodziewałem się nikogo o takiej późnej porze, ale proszę, rozgośćcie się - uśmiecha się. - A panią to znam - zagaduje mnie. - Widzieliśmy się w Polskim Czerwonym Krzyżu, prawda?
Prawda.

Jak spędzili dzień? Pokręcili się po mieście, nazbierali trochę złomu (żadnej pomocy z opieki społecznej nie dostają, bo do niej nie chodzą). Szybko ten złom spieniężyli.

Kupili m.in. alkohol. Nawet nie muszą mówić. Czuć od nich. - Ale też jedliśmy. Śniadania nie było, ale z okazji moich urodzin poszliśmy na obiad do baru na fasolkę po bretońsku. Kolacji nie było.
Socjalna pyta, dlaczego nie chcą iść do schroniska.

- Byłem już. Okradli mnie. Nie lubię kierownika, a kierownik mnie. Zresztą tam są same zakazy i nakazy. A ja jestem wolny - odpowiada Mirosław.

Są zahartowani. Nie pamiętają, kiedy ostatnio byli przeziębieni. Mirka tylko noga boli. Puchnie. Parę razy był już z tego powodu w szpitalu. Ma iść znowu, w marcu.

80 złotych na święta

Kolejny adres to pustostan niedaleko centrum miasta. Koczuje w nim Ryszard, 58-latek. Mija 6. rok, odkąd nie ma normalnego domu. Nie chce mówić, dlaczego tak się stało. Stało się i już.
Tutaj "mieszka" ponad pół roku. Są trzy pomieszczenia. Tam, gdzie on nocuje, jest pseudokanapa, pełno puszek, butelek (głównie po piwie), papiery, śmieci. Okien nie ma, za to jest smród, że wytrzymać nie idzie. Mężczyzna w pozostałych pomieszczeniach załatwia się. Na ziemię.

Przeczytaj także:Jestem bezdomny. Mieszkam pod ziemią

Opowiada, że co ranek opuszcza kryjówkę, zanim ludzie z bloków naprzeciw zaczną się pojawiać na ulicy. Mało kto zdaje sobie sprawę, że on, Ryszard, jest ich sąsiadem. O tym wie jednak starszy pan z pierwszego bloku. Prawie codziennie daje bezdomnemu coś do jedzenia, zazwyczaj kanapki. - Na święta dał mi 80 złotych, pokupowałem sobie jedzenia.

Pomoc społeczna nie daje mu pieniędzy. Mogłaby, ale on nie chce korzystać ze wsparcia socjalnych. Myśli, że daliby mu pieniądze i pomogliby w inny sposób, ale on musiałby wtedy z nimi współpracować. No bo musiałby przestać pić, a z tym byłoby mu ciężko. Więc nie zamierza ani przestać popijać (nie mówi, że pije, tylko właśnie, że popija), ani pokazać się w schronisku.

Głupio tak leżeć

Opuszczona trafostacja w lesie, przy torach to następny punkt. Stanowi tymczasowy (oby!) dom dla Stanisława. 63-letni bydgoszczanin jest bezdomny od 12 lat.

- Mam wstać? Głupio tak leżeć, jak tyle osób przyszło - słyszymy, gdy wchodzimy do tej nory.
Nam to nie przeszkadza, że leży. Więc dalej leży. Mieszka ze szczurem. Takim trochę oswojonym. - Od wczoraj go nie widziałem - mówi ze smutkiem.

Próbuje zrobić z pustostanu coś, co przypomina dom. Na ścianie powiesił krzyżyk, w wyrwach po oknach wiszą firanki. Przy tej samej ścianie jest legowisko. Stanisław jest przykryty kocami i pierzynami. Zimno mu nie jest. Ciemno też nie, palą się świeczki. Kłopot jest tylko z myciem. Raz na tydzień porządnie się myje, w łazience koło stołówki dla bezdomnych. - Latem będę częściej - obiecuje (sobie? nam?).

Nie potrzebuje zainteresowania ze strony pomocy społecznej. Sam sobie radzi. Zbiera złom. Chciałby zmienić życie?

- Nie - odpowiada po namyśle.

Nikogo nie ma w domu

Jedziemy do 4-piętrowego pustostanu. To był jedyny moment, kiedy policjant się ożywił. Wziął pałkę. - Bywa niebezpiecznie - przestrzega. - Mogą zaatakować.

Bezdomni? Nie. Narkomani. To jedno z ich ulubionych miejsc schadzek. Nie tylko tych pod osłoną nocy.
Nigdy nie widziałam tylu śmieci w jednym miejscu. Opuszczonych legowisk naliczyłam siedem. Nikogo na nich nie było. Może dlatego, że noc wcześniej wybuchł tu pożar. Strażnicy - ci sami, z którymi patrolujemy teraz miejsca - wynieśli mężczyznę. Trudno było mundurowym dotrzeć do niego w gęstym dymie, ale udało się. Nie byli pewni, czy żyje, bo nie dawał oznak życia.
Żył.

Talizman

Opuszczona rudera niedaleko torów kolejowych. 52-letni Adam koczuje tutaj od października zeszłego roku. Samotny pan. Też chce wstać, gdy wchodzimy do jego lokum. Niepotrzebnie.

Chętnie opowiada o sobie: - Jestem starym kawalerem. Mieszkałem z siostrą w domu na Jachcicach. Zawsze dobrze zarabiałem, byłem kierowcą i mechanikiem - przedstawia się. - Potem zgłupiałem, zadawałem się z nieodpowiednim towarzystwem. Kradliśmy, aż wpadliśmy.

Trafił do więzienia. Gdy on był za kratkami, siostra zerwała z nim kontakty. - Załatwiła mnie - podsumowuje z rezygnacją w głosie. - Pozbawiła domu. Sprzedała go szybko.

Wyszedł z więzienia już jako bezdomny. - Zobaczycie, jeszcze kiedyś będę miał dom - marzy.
Na palcu ma obrączkę, chociaż mówił, że jest samotny. - To mój talizman, ciągle go noszę. Da mi wkrótce szczęście.

Rozglądam się. Jest stary tapczan, świecznik z kokardką. W kąciku jedzenie - chleb, dżem. Panie z PKP pracujące niedaleko czasem przyniosą mu coś ciepłego do picia i jedzenia. Dobrze się już znają. Nawet polubili.

Mężczyzna ma radyjko (sprzęt czasem działa). Obok leży zniszczony telefon komórkowy, jakiś stary model. - Nie działa - wyjaśnia Adam. - Znalazłem na śmietniku.

Może weźmie tę komórkę, jak pojedzie do kolegi, do Holandii? - On tam mieszka i pracuje od lat. Jesteśmy dogadani, że przyjedzie wiosną i się z nim zabiorę, jak będzie wracał. Tam zacznę nowe życie.

Ich troje z garażu

O nowym życiu marzy też trójka bezdomnych z garażu niedaleko nowych bloków na ogrodzonym miniosiedlu. W garażu mieszkają kobieta z mężem i szwagier. Grubo po północy, a oni zjedli dopiero kolację. Nie wszystko, bo na prowizorycznym stole na półmiskach są jeszcze pokrojone pomidory z cebulką, sałatka. I alkohol.

- Człowiek po ciężkim dniu pracy ma prawo wypić sobie, prawda? - zagaduje pani Beata. Lubi wypić, ale o dom dba. Od wejścia widać poukładane ubrania, dalej naczynia. Na stole i stolikach porządek. Tylko ich dom nieporządny.

- Mamy umowę najmu z właścicielem garażu. Płacimy mu 80 złotych miesięcznie. Za ten drugi, w którym przechowujemy przeznaczony na sprzedaż złom, dajemy 100 złotych.

Nie chcą tu mieszkać, bo dach zaczął przeciekać i ciasno, jak smok. Schronisko? Za nic w świecie! Bo musieliby żyć osobno. Rodzina i tak żyje rozdzielona - dzieci są w domu dziecka, setki kilometrów stąd.
- Ma pani kontakt z dziećmi? - pytam.

- Mam i to bardzo dobry. Kopertę, na której zaraz sobie zapiszę pani telefon do redakcji, dostałam właśnie od dzieci. W środku był list - tłumaczy dumnie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska