MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Złe psy... O funkcjonariuszach drogówki krążyły legendy

Roman Laudański [email protected]
- Dlaczego obywatel wykonał zabroniony manewr? - pyta policjant z patrolu. - Bo was nie zauważyłem - odpowiadam zgodnie z prawdą
- Dlaczego obywatel wykonał zabroniony manewr? - pyta policjant z patrolu. - Bo was nie zauważyłem - odpowiadam zgodnie z prawdą Jarosław Pruss
Złe cechy policji Smarzowski skumulował w półtoragodzinnym filmie "Drogówka", ale ilu dotyczy to w rzeczywistości?

- "Drogówka"? Dobre kino! - zapewniają byli i obecni policjanci. - W filmach Wojciecha Smarzowskiego przeważnie jeden bohater jest dobry, a reszta to skur... A tak nie jest. Tych siedmiu filmowych policjantów chroniło własne tyłki, choć jeden kradnie, drugi jest dziwkarzem, a trzeci łapówkarzem. W każdym środowisku: prokuratorskim, sędziowskim, wśród celników, pograniczników czy lekarzy jest solidarność zawodowa. Jedni biorą, drudzy tego nie piętnują. Kto będzie kablował na kolegów? Dziś branie związane jest z większym ryzykiem.

- Taki film można byłoby nakręcić o każdym środowisku, tylko najefektowniej wypadają psy - uśmiecha się funkcjonariusz. - Czy u nas nie było kiedyś dużego picia? A gdzie nie było?! Jesteśmy - jak to mówią - wypadkową społeczeństwa. "Wypadkową", bo jeździmy do wypadków, że zasucharzę, jak to dzisiaj mówi młodzież.

***

Kiedyś milicjant, dziś policjant pisze raport do przełożonych: "Proszę o przeniesienie mnie do drogówki. Prośbę moją motywuję trudną sytuacją materialną".

Dowcip z brodą? Owszem, ale wiecznie żywy!

Niektórzy kierowcy wkładają na stałe stówę w dowód rejestracyjny. Wezmą albo nie. Zazwyczaj biorą: - Dobra, panie kierowco, jedź pan ostrożnie. Czasem powiedzą: - Jest nas dwóch albo - jesteśmy przed obiadem.
Wiesz, co robić. Trzeba położyć lub dołożyć. Czasem - tak po ludzku pouczą i jeszcze podpowiedzą, że kawałek dalej stoi drugi patrol, żeby uważać.

- A wiesz, że ja zawsze bardziej ceniłem sobie policjantów z drogówki niż młodych krawężników (patrol pieszy z prewencji - przyp. Lau.) - mówi kierowca Piotr, prawo jazdy od 25 lat. Rocznie przejeżdża ok. 30 tys. km. - Psy z drogówki mają resory, znają życie. Co to resory? Życiowa mądrość, dystans do roboty. Widzieli już różne cuda, a pospolity krawężnik ma regulaminowe klapki na oczach. I nie zrozumie, że prawie każdy z nas w tym kraju łamie przepisy na drodze. Np. kiedyś zawracałem w niedozwolonym miejscu. Patrol. Lizak. Staję. - Dlaczego obywatel wykonał zabroniony manewr? - pyta policjant z patrolu. - Bo was nie zauważyłem - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Przecież, gdybym was widział, to nie odwaliłbym takiego numeru! Jak nabroję na drodze, to się przyznaję. Czasem to działa na moją korzyść. - Pośmiali się ze mnie i kazali jechać dalej. To są właśnie te resory. W życiu nie dałem drogówce w łapę. Nie miałem też sytuacji, w której wyczułbym, że na to czekają.

Inny kierowca: - Kiedyś lecieliśmy w dwa samochody nad morze. W Białym Borze (najdroższym miasteczku dla kierowców!) myknąłem prawie nieświadomie na czerwonym świetle. Mówię prawie, bo słońce mi ostro w oczy świeciło, ale dobra - przyznam się - wjechałem na czerwonym. Już po chwili miałem radiowóz na sygnale w lusterku. Zatrzymują nas, gadka szmatka, a policjant gapi się na długie nogi koleżanki, która jechała tylko w szortach. I im dłużej się gapił, tym rosły moje szanse, że skończy się na pouczeniu. I tak się właśnie stało.

Przeczytaj także: Karuzela z lawetami, czyli jak śledczy sprawdzają policję

***

Były dziennikarz jechał przed laty mocno zużytym oplem. A jednak przekroczył prędkość. Zatrzymuje go patrol i w pierwszym pytaniu pada sakramentalne: a gdzie pan pracuje? - Jakby to była najważniejsza sprawa?! - irytuje się. - No to mówię, w której redakcji, licząc na wyrozumiałość. - Uuuu, panie - mówią. - Nie lubimy prasy! - To zaczynam pytać: a dlaczego, przecież prasa jest potrzebna i kochana - nawijam makaron na uszy, żeby ustrzec się mandatu. - Funkcjonariusz pyta: - Panie, a znasz pan - tu pada nazwisko? - Znam, pewnie - mówię z nadzieją w głosie. A funkcjonariusz na to: - A wiesz pan, co on mi powiedział, kiedy go zatrzymałem? Że mogę go w dupę pocałować!
- Oooo, nie. Mój naczelny by się tak nie odezwał - dodaję z troską, choć coraz mniej kart zostaje mi w rękach. Od słowa do słowa i strasznie duży to nie był mandat. Ale był. Starałem się zawsze zagadać mandat i rzecz załatwić polubownie. Czasami pomagało. Najbardziej karkołomny monolog miałem we Włocławku, kiedy przez tematy sportowe i społeczne ostro się gimnastykowałem, żeby tylko urobić patrol. A we Włocławku stali często.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

***

Były dziennikarz, czterdzieści lat za kółkiem. - Smarzowski nakręcił straszny film, natomiast ja, jak pewnie wielu innych kierowców, zachowałem anegdoty i niekoniecznie straszne wspomnienia związane z drogówką. - Branża dziennikarska była kiedyś ceniona i szanowana, nawet wśród milicji.

Zatrzymany przez milicjanta zawsze prosiłem o pouczenie lub przywalenie - delikatne! - pałą. Na co zawsze milicjanci odpowiadali: - O nie, proszę pana. Pouczyć możemy, ale milicja nie bije. Kończyło się na negocjacjach i niewiele paliłem, to jest płaciłem. Mówię: paliłem, ponieważ kiedyś wracałem z terenu do redakcji i miałem przy sobie ostatnie dziesięć złotych na papierosy. Na ulicy Grunwaldzkiej w Bydgoszczy zatrzymuje mnie (za prędkość!) patrol. Pan władza mówi: - Aż się pan uśmiejesz, jaki mały mandat, właściwie mandacik mam dla pana kierowcy - 10 złotych. - Nie, tylko nie dziesięć złotych - protestuję. - Nie dam, bo mam ostatnią dychę na papierosy, a właśnie mi się skończyły!
- To zapłać pan mandat i będziesz zdrowszy! - uśmiechnął się szeroko pan władza. I jak tu nie wierzyć w rolę wychowawczą milicji lub policji i dbanie o naszą kondycję?!

***

Kierowca z długim stażem: - Kiedyś zatrzymała mnie drogówka na Inowrocławskiej w Bydgoszczy. Wydmuchałem 0,22. O dwie setne za dużo - opowiada. - To było pół dużego piwa. Założyłem, że wyparuje, nim dojadę do domu. Zatrzymali prawo jazdy, szykowało się kolegium, ale wyzwoliła mnie amnestia z 1984 roku. 22 lipca prawie na kolanach klęczałem przed telewizorem, bo jak tu pracować bez samochodu?! Ojczyzna świętowała 40 lat władzy ludowej. Pomniejsze winy zostały darowane, w tym moja. Teraz od ostatniej wódeczki przez 24 godziny w ogóle nie dotykam samochodu. Ani go nie głaszczę, ani nawet nie otwieram drzwi.

***

Inżynier, prawie 50 lat za kółkiem. - Najbardziej szlag mnie trafia, jak ustawiają się w lesie - np. przy Grunwaldzkiej, gdzie są ograniczenia 70-50-70 km/godz. Kiedy raz mnie zatrzymali, poprosiłem, żeby ustawili się na osiedlowych uliczkach, przy których są szkoły lub przedszkola. Tam wariują młodzi kierowcy, którzy nie patrzą na bezpieczeństwo dzieci. Osobiście lubię przydusić, nawet 200 km/godz na autostradzie, ale nie w Polsce.

***

Emerytowany milicjant: - Z kim mieliśmy największe problemy w PRL-u? Z partyjnymi z komitetu! Towarzysz sekretarz z kierowcą pędzili zawsze spóźnieni na narady i w nosie mieli wszystkie przepisy. Pamiętam scenę spod Lipna. Kierowca podaje kwity, a ja ciskam przez zęby: kurw... dziś już drugiego namierzyłem, plenum się z stolicy zaczyna, czy co?

Za tamtych, niesłusznych czasów, jak komuś zatrzymywaliśmy prawo jazdy, a klient znał komendanta, to załatwiał skrzynkę wódki i odszczekiwał na kolanach pod stołem swoje winy. Ubaw był po pachy, ale dziś to tylko wspomnienie.

Kierowca, ponad 40 lat za kółkiem: - Jechałem z kimś autem w dłuższą trasę. Zagadałem się, nie zwolniłem na terenie zabudowanym. Policjant wyskoczył jak diabeł z pudełka. Moja wina, ewidentnie. Pomyślałem: poległem, ale zacząłem z nimi rozmawiać. Im dłużej mówiłem i poruszałem tematy z naszej drogówki, tym chętniej policjanci słuchali. Mogli mi przywalić duży mandat ale dostałem symboliczny. Aha, dodam, że przed laty były mandaty zaufania, który wydawał komendant milicji lub naczelnik drogówki. Były dla pośledniejszych towarzyszy, bo sekretarz, to się nie pierdo... Zrugał milicjanta, który tylko czapkował. Dostawała je średnia nomenklatura. Zatrzymali cię, grzecznie oddawałeś i mogłeś jechać dalej.

***

- O funkcjonariuszach drogówki krążyły legendy: że jeżdżą furami, na które ich nie stać; że żyją ponad miarę - mówi były policjant. - Skłamałbym, gdybym powiedział, że w drogówce nie było łapówek, ale skłamałbym również, gdyby przysięgał, że to był powszechny proceder. Ilu policjantów może pracować w takiej Bydgoszczy 1,5 tysiąca, dwa? Chyba nie więcej. O ilu słyszymy, że złamali prawo? O kilku, kilkunastu? Wydział wewnętrzny nie śpi. Złe cechy policji Smarzowski skumulował w półtoragodzinnym filmie "Drogówka", ale ilu dotyczy to w rzeczywistości?

***

Policjant drugi: - Kiedyś gazety rozpisywały się o policjancie przyjmującym okup za kradzionego tira. Uwikłał się w dziwne układy i pewnie musiał to zrobić.

- Afera łowców blach? - przypomina kolejny policjant. - Policjanci z drogówki nie mieli tam zbyt bliskich relacji z pomocą drogową? Z nami jest jak z czarnymi (księżmi - przyp. Lau.). Złamałeś prawo - poniosą cię na językach.
Policjant pierwszy: - Praca w drogówce to ciężki kawałek chleba. Wiesz, ile ja się napatrzę na te wszystkie nieszczęścia i wypadki? O tym nikt filmu nie nakręci! Użeraj się z tymi, którzy mają cię za śmiecia, psa i uważają, że wszystko im wolno. Ale jak nająłeś się za psa, to musisz szczekać. Kto częściej bierze w łapę: lekarze czy drogówka? A dziennie ileś tam łapówek w kraju ludzie dają. I biorą. Bo u nas tylko ryba nie bierze.

***

- Jeżdżę od 1980 roku strasznie długo - opowiada starszy kierowca. - Kiedyś sunąłem z Wybrzeża do Wielkopolski na rodzinną uroczystość. Musiałem dojechać na czas. No to przydusiłem. Niedziela, rano. Pędziłem przez las. Pusta, prosta droga i panowie, którzy czekali na "jeleni". Zaczyna się: no i co panie - tu imię? Za szybko jechaliśmy. - No tak, tłumaczę skąd i dlaczego szybciej niż dozwolone. - A wie pan, ile to kosztuje w mandacie? To mówię, ile mam przy sobie. Sytuacja oczywista. Pojechałem dalej. Zresztą ta droga kosztowała mnie bardzo dużo. Dostałem jeszcze dwa zdjęcia z fotoradarów: na 200 i 300 złotych. Jak zacząłem wszystko podliczać, to trzeba było jechać pociągiem lub rowerem. Kosztowało mnie to tyle kasy, że aż strach.

Od tamtej pory nie złapałem żadnego mandatu. Jeśli przekraczam prędkość, to o kilkanaście kilometrów i hamuję w niepewnych miejscach. Chyba z wiekiem człowiek łagodnieje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska