Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego umarł Maciej? Czy zawinili lekarze z Brodnicy i Świecia?

Agnieszka Romanowicz
Matka Maćka mówi, że był dobrym synem. Czasem popełniał błędy, bo miał ADHD, ale większość czasu spędzał w domu. To jego ostatnia fotografia...
Matka Maćka mówi, że był dobrym synem. Czasem popełniał błędy, bo miał ADHD, ale większość czasu spędzał w domu. To jego ostatnia fotografia... archiwum rodzinne
Lekarze nie wiedzą, jak postępować z pacjentem pod wpływem dopalaczy, których składu nie znają.

Rodzina 20-latka z Brodnicy, który po zażyciu dopalaczy zmarł w Świeciu, wini za to lekarzy. - Potraktowali syna jak przestępcę, a nie chorego, który potrzebował pomocy. Gdyby trafił pod właściwą opiekę, nadal by żył - twierdzi jego matka.

Była niedziela, 9 grudnia, gdy rodzina Macieja zdecydowała się wezwać pomoc. - Od środy widziałam, że dzieje się z nim coś niedobrego. Nie spał, nie jadł, był roztrzęsiony. Jednak w ciągu dnia wracał do formy. Jego stan wyraźnie pogorszył się w niedzielę - opowiada Teresa Kutera, matka Macieja.

W nocy z soboty na niedzielę chłopak zaczął szukać pomocy. - Budził mnie i pytał, czy śpię. Żalił się, że on znowu nie może zasnąć - wspomina kobieta.

Czytaj: Dwudziestolatek z Brodnicy wpadł w psychozę i zmarł. Kupił przez internet dopalacze?

Policja miała go tylko uspokoić

W ciągu dnia doszły lęki. - Miał wrażenie, że jest podglądany - relacjonuje kobieta. - Pytał mnie, po co oglądam telewizję? Sądził, że pokazują, co dzieje się w naszym domu. Wpadł w obsesję, że jest monitorowany. W pewnym momencie bał się tak bardzo, że skulił się na kolanach znajomego męża, który był u nas w domu i błagał go o pomoc.

Przerażenie bliskich sięgnęło zenitu, gdy chłopak zaczął się dusić. - Wtedy przyznał, że wziął jakąś tabletkę. Zrozumiałam, że się nią zatruł i stąd te duszności i strach. Zaczęłam mu tłumaczyć, że nie jest podglądany, że tylko mu się wydaje od tej tabletki. Wtedy Maciej zgodził się, żebym wezwała policję. Chodziło o to, żeby go uspokoili, wyjaśnili dzieciakowi, że nikt go nie podgląda - zaznacza matka.

Policja stawiła się w mieszkaniu z pogotowiem. - Gdy powiedziałam, że Maciej połknął jakieś tabletki, policjant od razu go skuł, chociaż syn nie był agresywny tylko pobudzony. Pogotowie też nie obeszło się z nim lepiej, nie pozwolili mu nawet ubrać butów - twierdzi matka. To ona wstawiła buty do karetki, widziała, że Maciej nie leżał. - Siedział, był spokojny - pamięta kobieta.

Do brodnickiego szpitala ruszył za karetką Bartek, starszy brat Macieja. Chciał mu podać wodę, ale on nie mógł się napić, bo był związany i cały czas pilnował go policjant. - Lekarz z izby przyjęć od razu skierował syna do szpitala dla psychicznie chorych w Świeciu. Maciej był skuty i leżał na brzuchu. Zapytał Bartka, co z nim robią, gdzie go wiozą? Żeby nie martwić brata, Bartek powiedział mu, że jedzie do przychodni w Brodnicy przy ulicy Żwirki i Wigury - opowiada pani Teresa.

Wtedy nikt nie wiedział, co robić. - Uspokajaliśmy się, że Maciej trafi na detoks i może to dobrze, bo tam go odtrują - wspomina matka. - Mogę sobie jednak wyobrazić, jak Maciej się przeraził, gdy zobaczył, że wywożą go z Brodnicy. Nie wiedział, dokąd i dlaczego w asyście policji?

Nie zdążyłam się pożegnać z synem
To mogło wpłynąć na jego formę, gdy dotarł do Świecia. Pobudzony to mało powiedziane - był wściekły! Lekarze tłumaczą, że właśnie dlatego trafił na oddział psychiatryczny, a nie na detoks, na co liczyła rodzina.

- Wieczorem zadzwoniłam do Świecia. Lekarka powiedziała mi, że stan Macieja jest stabilny, tylko czasami pokrzykuje, że mu duszno - Teresa Kutera dobrze zapamiętała tę rozmowę. Lekarka uspokoiła ją, że nie musi przyjeżdżać w nocy, wystarczy, gdy rano przywiezie synowi potrzebne rzeczy.

- Byłam w Świeciu przed południem. Na wstępie powiedziano mi, że jednak nie mam zostawiać rzeczy syna i kazano mi iść do pokoju lekarza. Czekałam bardzo długo, a gdy weszłam, pani doktor w ostrym tonie zapytała, co syn dawał sobie w żyłę? Odpowiedziałam, że nic i wtedy lekarka wręczyła mi kartkę z adresem innego szpitala w Świeciu. Kazała mi jechać na intensywną terapię. Nie powiedziała dlaczego. Co się stało Maciejowi?!

Teresa Kutera miała najgorsze przeczucia. - Gdy wreszcie go znalazłam, już nie żył. Był jeszcze ciepły, umarł przed chwilą. Gdyby nie trzymali mnie tak długo w szpitalu psychiatrycznym, może zdążyłabym się z nim pożegnać! To było moje najmłodsze dziecko! - lamentuje kobieta.

Załamał ją wygląd syna: - Przecież widziałam go wieczorem. Dzień później miał zmasakrowane przeguby rąk, krwawe rany na klatce piersiowej. Wyobraziłam sobie, jak musiał się szarpać w pasach, jak walczył i cierpiał w tym szpitalu, gdy dusił się, a nikt nie chciał mu pomóc.

Czemu nie trafił na detoks? Wynik sekcji zwłok wskazuje, że przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa. - Udusił się - przeczuwa matka. - Jestem ciekawa, czy choć raz podali mu tlen? Czy ktokolwiek tak naprawdę widział zatrucie, czy tylko dopalacze, przestępstwo?

Policja zabrała jego komputer, bo pigułki kupił przez internet. Informacje do śledztwa wniosą też dwaj koledzy Macieja, którzy połknęli z nim to samo. Gdy Maciek zmarł, zgłosili się do szpitala. - Jakoś ich nikt nie wysłał do Świecia! Wystarczyło płukanie żołądka w Brodnicy i poczuli się lepiej. Gdyby Maciej tam został i gdyby lekarze zajęli się nim jak należy, na pewno by żył - twierdzi Teresa Kutera.

Według niej medycy w obu szpitalach zlekceważyli informację, że syn leczył się na astmę i miał kłopoty z sercem. Dlatego zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożyła w dwóch prokuraturach: świeckiej i brodnickiej.

- Chcę wiedzieć, na jakiej podstawie uznano Macieja za psychicznie chorego i skierowano do Świecia? Przecież był zdrowy na umyśle, w zeszłym roku komisja wojskowa przyznała mu kategorię A. Żądam odpowiedzi, czemu był tak poraniony i jak się nim opiekowano?! Chcę, żeby szpital w Brodnicy poczuwał się do złej diagnozy, podobnie jak szpital psychiatryczny, który nie skierował syna na detoks. W tym wypadku trzeba też wykazać nieludzkie podejście do chorych i ich rodzin. Przez obojętność personelu zmarł mój syn i nie zdążyłam się z nim pożegnać.

Sprawdzili jego duszności
Dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu przejęła się tą sprawą.
Po pytaniach z "Pomorskiej", ordynatorzy wszystkich oddziałów dyskutowali, jak postępować z pacjentem po dopalaczach, których składu nie znają. Jeśli do tego chory jest przelękniony, ma halucynacje i nie odpowiada na pytania, czy np. nie wymieszał dopalaczy z silnym środkiem przeciwbólowym albo napojem energetyzującym - nie wiadomo jak postępować z nim na detoksie.

Powinni go jednak zbadać pod kątem duszności. I zapewniają, że to zrobili. - Każdy pacjent jest badany w izbie przyjęć, również jego stan fizyczny - zaręcza Sławomir Biedrzycki, dyrektor do spraw leczniczych Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu. - W razie wątpliwości kierujemy go na konsultacje, na przykład internistyczne albo chirurgiczne.

A dlaczego Maciej trafił na oddział psychiatryczny? - Jeśli chory jest w ostrym stanie psychotycznym: ma halucynuje, zaburzoną świadomość, wykazuje znaczne pobudzenie - jest to wskazanie do hospitalizacji w oddziale psychiatrycznym. Tak też uznał lekarz kierujący pacjenta do naszego szpitala. On miał informacje z miejsca zdarzenia, dane od świadków, rodziny - przypomina dyrektor Biedrzycki.

Na pytanie, jak wyglądała opieka nad Maciejem w szpitalu, Sławomir Biedrzycki odpowiada: - Ciągły nadzór nad pacjentami prowadzi pielęgniarka. Bywają niestety takie sytuacje, gdy chory stwarza niebezpieczeństwo dla siebie i innych, wtedy oprócz samego dozoru wymaga stosowania przymusu bezpośredniego. Chorzy w ostrej psychozie potrafią wyskoczyć przez okno, demolować pomieszczenie, zaatakować nożem bliskie osoby. Zdarza się też, że przejawiają agresję do policji czy personelu medycznego. Ostatnio jeden z lekarzy w naszym szpitalu został uderzony przez pacjenta.

Czytaj: Nowe, groźne dopalacze! Coraz więcej nastolatków w szpitalach

Doglądaliśmy go co kwadrans
Gdy pacjenci muszą być skrępowani jak Maciej, zakładana jest im specjalna karta przebiegu unieruchomienia, w której pielęgniarka co 15 minut zaznacza informacje o stanie zdrowia. - W każdym momencie, jeśli pojawiają się niepokojące objawy, niezwłocznie powiadamia lekarza - zaręcza dyr. Biedrzycki. Dodaje też, że każdego roku procedura przymusu bezpośredniego w jego szpitalu jest oceniana przez sąd. - Ostatnio taka kontrola odbyła się w listopadzie ubiegłego roku i nie stwierdziła nieprawidłowości - informuje psychiatra.

Zapytaliśmy o liczbę zgonów w tym szpitalu. - W 2012 roku było ich 21 - odpowiada Biedrzycki. - Rocznie hospitalizujemy ponad pięć tysięcy pacjentów, którzy nie tylko chorują na schizofrenię, depresje czy zespoły otępienne. Wielu z nich cierpi na choroby somatyczne, np. cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, choroby serca. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych. Na szczęście, liczba zgonów systematycznie spada. W ciągu ostatnich czterech lat zmalała o około 50 procent.

Czemu Maciej musiał dołączyć do tej grupy? Lekarze jeszcze nie wiedzą. Pełny obraz przyczyn jego zgonu da dopiero toksykologia. Ustalanie, jakie toksyny zniszczyły organizm 20-latka, jest w toku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska