Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy opuścił szpital psychiatryczny w Świeciu, jego stan się poprawił

Agnieszka Romanowicz [email protected] tel. 52 33 15 376
O sprawie 37-letniego Romana Grzelarczyka z Bydgoszczy pisaliśmy przed Bożym Narodzeniem.
O sprawie 37-letniego Romana Grzelarczyka z Bydgoszczy pisaliśmy przed Bożym Narodzeniem. Agnieszka Domka -Rybka/ archiwum
Matka mężczyzny zmagającego się z chorobą Huntingtona podkreśla, że jego stan się poprawił, odkąd wypisała go ze szpitala psychiatrycznego w Świeciu. Lecznica nie ma sobie nic do zarzucenia.

O sprawie 37-letniego Romana Grzelarczyka z Bydgoszczy pisaliśmy przed Bożym Narodzeniem. Mężczyzna cierpi na chorobę Huntingtona - od pięciu lat jego ciało drży, ma też ataki na tle nerwowym.

Jeden z nich (w październiku) sprawił, że chory trafił do Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu. Został z niego wypisany po trzech tygodniach, na żądanie Elżbiety Zalewskiej, matki pana Romana. Oburzyła ją opieka w tej lecznicy.

Przeczytaj także:Po leczeniu w szpitalu psychiatrycznym w Świeciu stał się wrakiem człowieka

Przerażona stanem syna podczas hospitalizacji

Według niej stan pana Romana załamał się przez obojętność personelu świeckiego szpitala. Przeraził ją wygląd syna, gdy stawiła się w szpitalu po przyjeździe z Niemiec, gdzie mieszka na co dzień: - Roman był wychudzony, blady, nogi miał podkurczone, palce pościerane, zakrwawione prześcieradło, ręce sine, a w zapadniętych oczach cierpienie i błaganie o ratunek - relacjonuje Elżbieta Zalewska.

Leczyliśmy prawidłowo

Twierdzi ona, że personel nie reagował na wezwanie o pomoc, o którą pan Roman błagał przez pół nocy. - Na dodatek leżał w pampersie pełnym kału i nikogo to nie obchodziło, mimo moich upomnień, że trzeba przebrać syna - dodaje kobieta.

Dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu sprawdziła, jak przebiegało leczenie pana Romana w ich szpitalu. - Dokładnie przeanalizowaliśmy wszelkie informacje - zapewnia Sławomir Biedrzycki, dyrektor do spraw leczniczych. - Wynika z nich, że proces opiekuńczo-leczniczy był prowadzony prawidłowo.

Biedrzycki podkreśla, że choroba Huntingtona jest przewlekła i postępująca. - Czyni znaczne straty w organizmie. Pacjenci z zaawansowaną chorobą wymagają wszechstronnej pomocy opiekuńczo-leczniczej, bo nie kontrolują potrzeb fizjologicznych i muszą być karmieni - tłumaczy psychiatra.

Nikt go nie odwiedzał

Tak też było w wypadku pana Romana. Pielęgniarki napisały do dyrekcji pismo, w którym zaręczają, że zajmowały się nim z wyjątkowym zaangażowaniem. Także dlatego, że nikt go nie odwiedzał. - Karmiły go swoimi jogurtami i serkami homogenizowanymi - zaznacza Biedrzycki.

Elżbieta Zalewska w to nie wierzy. - Tylko jeden mężczyzna: pan Przemek, chyba terapeuta na tym oddziale, okazał Romanowi trochę serca. Pozostali tak się nim opiekowali, że syn stracił wolę życia! - denerwuje się matka.

W Piotrkowie jest lepiej

Na dowód podaje przykład Domu Pomocy Społecznej w Piotrkowie Kujawskim, gdzie teraz przebywa pan Roman. - Tam jego stan się poprawił. Już nie jest brudny, skulony, je z apetytem - wylicza kobieta. - Chwalę też sobie kontakt z dyrektorką tego ośrodka, która chętnie udziela mi informacji o stanie syna. Personel dogląda go troskliwie, co dwie godziny podają mu posiłek. Od razu dało się wyczuć, że synowi jest tam lepiej. Nie dziwię się, bo traktują go z szacunkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska