Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt między dyrektorem a nauczycielem wf dzieli społeczność

Agnieszka Romanowicz [email protected]
Robert Janiak, dyrektor Gimnazjum w Gródku: - Mogłem zaoferować Markowi Nowakowi najwyżej 12 godzin lekcyjnych, bo liczba uczniów maleje. Nie przyjął tej propozycji - zaznacza
Robert Janiak, dyrektor Gimnazjum w Gródku: - Mogłem zaoferować Markowi Nowakowi najwyżej 12 godzin lekcyjnych, bo liczba uczniów maleje. Nie przyjął tej propozycji - zaznacza Andrzej Bartniak
Gródek to wyjątkowa wieś, z ciekawą historią i bajecznym krajobrazem. Jest też gimnazjum w Gródku, otoczone lasem. Wydawać by się mogło, że praca w tym miejscu marzy się każdemu nauczycielowi. A jednak...

W 2007 roku Gimnazjum w Gródku (gm. Drzycim) zaczął kierować Robert Janiak, dotąd nauczyciel w tej szkole i wicedyrektor. Wygrał gładko, bo nie miał kontrkandydata.

Wielu dziwi się, że nie startował wtedy Marek Nowak, wuefista, najstarszy stażem nauczyciel w tym gimnazjum. Mówią o nim: osobowość, a nawet wizjoner. Przyznają też, że trzeba umieć z nim rozmawiać.

Przeczytaj także:Szkoły się bronią. Są prawie jak twierdze, a przestępczość nie znika

Ale Janiak dogadywał się z Nowakiem. Zanim został dyrektorem, zapraszali się nawet do swoich domów. - Nasze relacje pogorszyły się, bo Janiak jako dyrektor zaczął mnie nagle ostro dyscyplinować - opowiada Marek Nowak. - Do rangi poważnego problemu urosły nieczytelne tematy w dzienniku - wszystkie musiałem przepisać! Potem była kawa, której nie zdążyłem dopić, dokończyłem więc na boisku i reprymendy za to udzielić mi musiała pani wizytator. Ale najgorsze, że dyrektor podważał moje kompetencje przy uczniach. Zarzucił mi w ich obecności, że są za lekko ubrani, nieprzygotowani do ćwiczeń na dworze. To nie było prawdą.

Konflikt zaostrzył się, gdy dyrektor wręczył Nowakowi pismo, ograniczające godziny pracy z 21 do 12, czyli mniej niż etat, który wynosi 18 godzin.

Eliminuje konkurencję

Dlaczego Janiak nagle zaczął go gnębić? - Ma obsesję władzy, manipuluje zespołem. Boi się, że straci bezcenną posadę, dlatego eliminuje wokół siebie silne osobowości. W ciągu pięciu lat jego kadencji już siódma osoba przeszła na urlop zdrowotny - podkreśla Nowak.

Związek Nauczycielstwa Polskiego o sytuacji w Gimnazjum w Gródku został powiadomiony w porę. Nie mogło być inaczej, bo prezesem ZNP w gminie Drzycim jest Ewa Jarzemska-Nowak, żona Marka Nowaka. - Skarga trafiła do zarządu ZNP w gminie Drzycim, czyli do siedmiu osób - uściśla prezeska. - Kolejne ruchy dyrektora sprawiły, że zarząd zdecydował się objąć męża i dwóch innych nauczycieli z tej szkoły ochroną związkową. W tym czasie dyrektorowi nie wolno było wprowadzić żadnych niekorzystnych zmian w pracy nauczycieli bez zgody ZNP.

Ale - jak twierdzi Jarzemska-Nowak - zalecenia związku były przez dyrektora lekceważone: - Przez pięć miesięcy nie reagował na wezwania do spotkania, na pisma odpowiadał wymijająco. Do rozmowy z nim doszło dopiero po interwencji komisji oświaty i odbyła się ona w obecności prezesa okręgu ZNP z Bydgoszczy.

Mimo sprzeciwu związku, dyrektor Janiak podjął decyzję o zwolnieniu Nowaka. Ten nie odwołał się od niej w porę, w związku z tym pozostało mu jedno: przejść w stan nieczynny. Oznacza to, że nie przychodzi do pracy, ale odbiera pensję. Po pół roku jego umowa ze szkołą wygaśnie.

Chyba że wygra z Janiakiem w sądzie. Sprawa jest w toku.

Nowakowi ciężko myśleć o pożegnaniu ze szkołą. Wzrusza się, gdy rozpamiętuje 31 lat z nią związanych: - 17 razy organizowałem w Gródku ogólnopolską imprezę crossową, angażowałem się w życie szkoły. Dlatego nie odwołałem się w porę od decyzji dyrektora, bo wręczył mi ją w przeddzień wyjazdu na wycieczkę: jechaliśmy z klasą na siedem dni do Krynicy Górskiej. Nie mogłem tego zrobić dzieciakom i ją odwołać. Miałem nadzieję na polubowne załatwienie sprawy.

Nie mógł wysłać listu?

Dyrektor Robert Janiak widzi to inaczej: - Jemu chyba nie zależało na pracy w tej szkole. Może rozglądał się za czymś innym, dlatego się nie odwołał? Przecież można to było zrobić choćby z Krynicy albo zostawić list żonie do wysłania.

Janiak podkreśla, że nie chciał zwolnić Nowaka. - Liczba godzin w gimnazjum zmalała i miała spadać dalej, dlatego mogłem zaoferować Markowi najwyżej 12 godzin. Nie przyjął tej propozycji - tłumaczy dyrektor. Według niego genezą konfliktu z Nowakiem było odejście z Gimnazjum Ewy Nowak. - Nie przedłużyłem jej umowy, którą miała na rok, jako anglista bez uprawnień. Wtedy był problem ze znalezieniem nauczyciela angielskiego, dlatego - za zgodą kuratorium - podpisano umowę z panią Nowak na rok. Nie przedłużyłem jej, bo znalazłem anglistę z uprawnieniami. Marek Nowak odwdzięczył się za to: 1 września położył mi wniosek o roczny urlop zdrowotny.

Janiak jest przekonany, że to Nowak pierwszy zaczął być wobec niego nieuprzejmy. - To się wyczuwa, zresztą Marek nigdy nie miał problemu z tym, by okazywać niechęć, podsycać negatywną atmosferę, jątrzyć. Za jego czasów odeszło ze szkoły kilku dyrektorów i on miał w tym udział. Ja miałem być kolejnym, bo nie postąpiłem wedle jego oczekiwań. Zachowywał się jak szara eminencja, utrudniał pracę, dzielił kadrę. Odkąd go nie ma, w szkole zrobiło się o wiele spokojniej.

Nauczyciel musi być niezależny

Ewa Nowak broni męża, tłumacząc, że eliminowanie nauczycieli z silną osobowością to mobbing, który odbędzie się ze szkodą dla gimnazjalistów z Gródka. - Im potrzeba autorytetów a nie wojskowej musztry - akcentuje.

- Biorąc pod uwagę podporządkowanie, praca nauczyciela jest nieco inna, gwarantuje pewną niezależność - zauważa Józef Gawrych, który był wójtem za czasów, kiedy Nowak miał wpłynąć na odejście z Gimnazjum kilku dyrektorów. - To nieprawda - dementuje. - Nowak to barwna postać, miał wiele pomysłów, ale nie szkodził nikomu. Wypowiadał swoje zdanie, ale nie miało ono wpływu na pracę dyrektorów, żadne odejście nie odbyło się w nadzwyczajnych okolicznościach.

Sytuację w Gimnazjum w Gródku obserwuje obecny wójt Waldemar Moczyński. Nowakowie zarzucają mu obojętność wobec wielu dowodów na mobbing w szkole. Mówi się też o je-go powiązaniach z Robertem Janiakiem, bo kupił od niego ziemię pod orlika w Drzycimiu. - Sprawę orlika wyjaśniałem sto razy, gdy była wałkowana podczas kampanii wyborczej - przypomina wójt. - Wręcz chciałbym, żeby zajęła się nią prokuratura, może wreszcie zakoń-czyłaby zbędne dyskusje na ten temat! Pan Janiak, jako jedyny z właścicieli gruntu w pobliżu szkoły, zgodził się odsprzedać kawałek i to za przyzwoitą cenę. Zależało mi na tej lokalizacji, żeby uczniowie mogli korzystać z orlika także w ramach lekcji.

Co do sporu między dyrektorem a nauczycielami Moczyński zaznacza: - Nie jestem od jego rozstrzygania. Oceniam dyrektora jako menedżera i jestem z niego zadowolony. Szkoła prezentuje się nieźle, organizują wiele udanych uroczystości. Rozumiem też argumenty dyrektora, że nie dało się pracować z panem Nowakiem, a przede wszystkim ten, że godzin, jak uczniów, ma coraz mniej i komuś musiał je obciąć. A to, że padło na pana Nowaka? Takie decyzje zostawiam dyrektorowi. Mnie interesuje poziom nauczania, bezpieczeństwo uczniów i nie mam w tych sprawach do dyrektora zastrzeżeń.
Jednak Nowakowie alarmują, że Gimnazjum w Gródku traci uczniów przez złą atmosferę. - Dwunastu absolwentów podstawówki w Drzycimiu poszło do gimnazjów w Świeciu, a za nimi oświatowe subwencje - wylicza Ewa Nowak.

- Pani Ewa z pewnością ma w tym udział, biorąc pod uwagę opinię, jaką wystawia gimnazjum w podstawówce w Drzycimiu. Jest tam nauczycielką, odkąd zdobyła uprawnienia do nauczania języka angielskiego - dorzuca dyrektor Janiak.

Dodaje też, że zorientował się w powodach, dla których gimnazjaliści z gminy Drzycim wybrali Świecie. - Uzdolnieni siatkarze poszli do szkół bliskich klubowi sportowemu, w którym grają. Pozostali to uczniowie szkoły specjalnej. Zależało mi na tym, żeby ją wybrali, bo nie jestem zwolennikiem klas integracyjnych na siłę. Znam szkołę specjalną w Świeciu i wiem, że jest wyposażona w specjalistyczne pracownie, ma wyszkoloną kadrę. Nasze gimnazjum nie jest w stanie zaoferować dziecku z orzeczeniem o niepełnosprawności tyle profesjonalnej uwagi, ile może tamta szkoła.

Oj, bo powiem tacie

Najmocniejszym argumentem przeciw dyrektorowi są pobicia w szkole.
Według Tadeusza Fiedurka, do niedawna przewodniczącego rady rodziców w Gródku, częste i ukrywane. - Dyrektor lansuje tezę, że w gimnazjum nic złego się nie dzieje. Nie ma więc powodów, żeby się mu przyglądać - tłumaczy Fiedurek.

Mówi, że miarka się przebrała, gdy jedna z matek zgłosiła mu pobicie. - Jej syn wrócił posiniaczony. Zaczęła go wypytywać i wyszło na jaw, że uczniowie gnębią go od dwóch lat. Chłopak zaczął się jąkać. Szkoła nie chciała pomóc, więc sprawa trafiła do sądu. Przed jedną z rozpraw matka udała się do wychowawczyni, żeby napisała zaświadczenie na temat jej syna. Nauczycielka zgodziła się, ale po rozmowie z dyrektorem zmieniła zdanie, choć było to niezgodne z prawem. Chłopak był tak rozbity tą sytuacją, że rodzice zdecydowali wyprowadzić się z Polski.

Fiedurek próbował im pomagać. - Ale płaciłem za to gorzką cenę - wspomina. - Moje dzieci nie dostawały piątek, żeby dyrektor nie musiał mi wręczać listu gratulacyjnego. Odetchnąłem, gdy skończyły tę szkołę.

Dyrektor Janiak nie czuje się winny w sprawie pobicia chłopca. - Rzeczywiście, trafiła ona do sądu, ale nie została skierowana przeciw szkole, lecz uczniowi, który na przystanku autobusowym uderzył innego w twarz. Na drugi dzień go przeprosił i podali sobie ręce! Niestety, rodzice inspirowani przez pana Fiedurka nie uznawali żadnej ugody. Pomimo wielu mediacji z mojej strony, ukarania chłopaka naganą i obniżeniem zachowania, skierowali sprawę do sądu.

Co do gnębienia jego dzieci dyrektor twierdzi, że było odwrotnie. - Nauczyciel musiał uważać, jak się zachowuje na lekcji, bo syn pana Fiedurka potrafił ostrzec: "Oj, bo powiem tacie". Taki to był rodzic: pierwszy do dyrygowania w radzie rodziców i pierwszy do pouczania nauczycieli, nawet za pośrednictwem dzieci.

Według dyrektora Tadeusz Fiedurek atakuje go, bo jest dobrym znajomym Nowaka. - Kilka osób trzyma jego stronę - przyznaje.

Nie jest wśród nich nauczycielka z Gimnazjum w Gródku, która skontaktowała się w tej sprawie z "Pomorską" anonimowo. - Prawda jest taka, że to grupa ludzi, którzy nie chcieli się pogodzić z porządkami dyrektora Janiaka, mimo że były potrzebne, a nawet oczekiwane przez większość kadry - twierdzi kobieta. Szkoda jej dyrektora, bo uważa, że atmosfera w pracy wreszcie znormalniała.
- Wiadomo, kto to mówi: prawa ręka naszego dyrektora - komentuje inna pani z tej szkoły.
Według niej większość pracowników boi się Roberta Janiaka. - Grozi wypowiedzeniem, jeśli ktoś będzie trzymał z Nowakami. Powód może być błahy: wystarczy zaparkować samochód pod domem ich znajomych. Taka jest atmosfera w naszej szkole. Praca w niej to koszmar!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska