Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po prawie 30 latach udało się odnaleźć kilkunastu kolegów z bydgoskiego "mechanika"

Roman Laudański [email protected]
Tacy byliśmy (góra), tacy jesteśmy. Od lewej: Adam Kamiński, Jacek Gołębiewski, Dariusz Wciseł,  Wacław Lany, Roman Laudański, Grzegorz Kaczyński, Andrzej Ciupa, Roman Szczęsny, Mirosław Mul
Tacy byliśmy (góra), tacy jesteśmy. Od lewej: Adam Kamiński, Jacek Gołębiewski, Dariusz Wciseł, Wacław Lany, Roman Laudański, Grzegorz Kaczyński, Andrzej Ciupa, Roman Szczęsny, Mirosław Mul Mirosław Mul
Żeniliśmy się i rozwodziliśmy. Wszystkim przybyło kilogramów. Rodziły się dzieci. Teraz zrobią nas dziadkami

Rewolucja "Solidarności" oraz stan wojenny zastały nas w szkole średniej. Dogorywanie "komuny" część przeżyła w wojsku lub na studiach. Przemiany 1989 objęły pierwszą pracę. Pracowaliśmy i zmienialiśmy robotę. Trzeciego maja 1983 pod bydgoskim kościołem jezuitów odbywała się manifestacja, podczas której milicja aresztowała Amadeusza Kamińskiego. Kurator zabronił mu przystępowania do matury. My wchodziliśmy do auli pisać, a Amadeusz z mamą pojechali do domu. Po interwencjach grupy nauczycieli kurator zmienił zdanie. Kiedy Amadeusz do nas wrócił - klasa piąta "c" technikum mechanicznego (specjalność: osprzęt lotniczy i urządzenia pokładowe) z Zespołu Szkół Mechanicznych nr 1 w Bydgoszczy - z opóźnieniem rozpoczęła maturę z języka polskiego.

Po latach, z nekrologu w gazecie dowiedzieliśmy się o śmierci Amadeusza - największego "numeranta" z naszej klasy. Przegrał z rakiem, ale pierwszy tragicznie odszedł "spadochroniarz" Adam Posadzy. W lipcu tego roku spotkaliśmy się na pogrzebie Dariusza Luchowskiego - "Lulka". Był mechanikiem lotniczym z krwi i kości. Zwiedził kawał świata. Nikt już tak barwnie nie będzie opowiadał o numerach z naszej młodości.
W kanadyjskim Edmonton (prowincja Alberta) Wacław Lany dostał od kolegi link do artykułu z "Pomorskiej". Świat zrobił się mały. Wacek przyjechał do kraju na urlop. Spotkaliśmy się w dziewięciu. Klimaty prawie jak w piosence "Co się stało z naszą klasą" śpiewanej przed laty przez Jacka Kaczmarskiego.

W szkole żartowaliśmy z Wacka Lanego, że ściśle limituje swoje wypowiedzi ustne. Umysł ścisły. Bywało, że na lekcjach fizyki z Bolesławem Bakalarzem energicznie kręcił głową, kiedy nie zgadzał się z wywodami profesora. Po studiach (ATR) wylądował w chylącym się do upadku "Romecie" (Centrum Robotyzacji i Automatyzacji). Koniec "komuny" zastał go w wojsku.

Zmieniał pracę, a później uznał, że coś musi zrobić ze swoim życiem. Kanadyjczycy szukali ludzi do pracy.
Do Kanady wyemigrował też Wiesław Slawski-Slawskowski, o czym opowiedział Adam Kamiński: - W 1993 roku idę przez Bydgoszcz, aż tu widzę faceta w "skórze" pomalowanej w barwy amerykańskiej flagi, w kowbojkach i z irokezem na głowie. Coś w nim było znajomego. Czyżby... Wiechu?

Jak Kanadyjczycy wymawiają jego nazwisko? Słodka tajemnica.
Z "Lulkiem" i z Andrzejem Ciupą od czasu do czasu spotykaliśmy się na piwie. "Lulka" pokonał zawał, choć w wieku 49 lat nadal wierzy się, że akurat on nas jeszcze nie dotyczy.

Na lekcjach chemii u Heleny Kędzierskiej (pseudonim "Onuca") siedzieliśmy nieruchomo wpatrzeni w tablicę Mendelejewa. Kiedy w klasie słychać był bzyczenie muchy, z kantorka rozlegał się głos profesor "Onucy": - Ciupa, nie szalej. Ciupa, jutro z matką do szkoły.

Andrzej studiował na warszawskiej politechnice i bydgoskim ATR-ku. Dwa lata w Belmie jako konstruktor oprzyrządowania. W 1990 roku w ZNTK Bydgoszcz, siedem lat później - szef rozwoju (już w PESA, która powstała z ZNTK-u), od 2006 roku odpowiedzialny za marketing rynków wschodnich (Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Rosja, Ukraina, Uzbekistan i Kazachstan). 22 lata w jednej firmie. Dodać trzeba, że w "mechaniku" rosyjski nie był ulubionym przedmiotem Andrzeja...

Wspomina też pionierskie i heroiczne czasy, gdy w PES-ie dniami i nocami powstawał pierwszy autobus szynowy. Wszystkim chciało się pracować. - Niezła zabawa - wspomina.

Kiedy Andrzej znalazł strych, na którym zrobił mieszkanie, trzeba było wciągnąć na górę betoniarkę. Wtargaliśmy. Przez dwa dni wnosiliśmy płyty, z których postawił ściany.

Adaptację strychu zrobił także Adam Kamiński. - Nawet kupiłem włoską wannę. Zabudowałem kamieniem. Nalałem wodę. Brzuch mi zakryło, ale woda wylała się na podłogę...
Mechanika na ATR-ze, dziesięć lat w bydgoskiej Eltrze, która chyliła się do upadku (polska elektronika nie wytrzymała konkurencji z Dalekiego Wschodu), to początek zawodowej kariery Grzegorza Kaczyńskiego, któremu do dziś koledzy wypominają, że zawsze miał najładniejsze zeszyty. - Wyleczyłem się z tego na studiach - przysięga Grzegorz.

- Z Eltrą było tak, że zabrakło dobrej woli tych, którzy mogli ten przemysł uratować, np. cłami zaporowymi - wspomina Grzegorz Kaczyński. - Nasze koszty materiałowe równały się cenie gotowego produktu bliskowschodniego stojącego już na półce.

Ponad trzy lata temu przeniósł się do Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2 w Bydgoszczy, gdzie pracuje jeszcze kilku naszych kolegów.
"Lotnicza" klasa dzieliła się na szybowników, spadochroniarzy, modelarzy i niezainteresownych lataniem. W czasie służby wojskowej w Oleśnicy Dariusz Wciseł otrzymał polecenie wręczenia kwiatów pierwszemu spadochroniarzowi, który w święto wyląduje na płycie stadionu. Pierwszy przyziemnił, "Wcisek" pobiegł z kwiatami, i nagle zauważył, że spadochroniarzem jest nikt inny - tylko Mariusz Ściesiński z naszej klasy. Ku uciesze wszystkich zgromadzonych na środku stadionu chłopacy wycięli wielkiego "misia", ale był powód - jak tu nie wyściskać kumpla z piątej "c". Po powrocie na trybuny "politruk" zganił "Wciska" - Kazałem mu wręczyć kwiaty, a nie rzucać mu się w ramiona!

Wojsko skrzywiło karierę zawodową Dariusza Wcisła. Było tak: po szkole miał obiecaną pracę (jako cywil) na lotnisku w Malborku. Warunek był jeden - skończy Szkołę Młodszych Specjalistów w Oleśnicy. Na komisji wojskowej zapytali go: do Oleśnicy? A chcesz prawo jazdy? No, tak. I pojechał do Oleśnicy, ale do pierwszego szkolnego pułku samochodowego...

- Wojsko obiecało mi Oleśnicę i tam trafiłem, ale nie do tej jednostki! Nie odbyłem przeszkolenia i nie mogłem pracować na lotnisku - stąd budowlanka- ale też w wojsku, w którym znalazłem nie tylko pracę, ale i żonę!

Wojsko najpierw nie chciało w swoich szeregach Adama Kamińskiego, ale kiedy chciał wyjechać do pracy w Niemczech, upomniało się o niego. - Najpierw do wojska, a później do roboty - powiedziała władza. - Wylądowałem w Pile, miałem już 24 lata. Odsłużyłem dwa miesiące mocno symulując i po wyjściu znowu proszę o paszport, bo zaproszenie było jeszcze ważne.

Władza odmówiła, bo służył w tajnej jednostce łączności. - Jakiej tajnej!!!? Ja tam jeździłem na szmacie i staremu wojsku chusty malowałem, bo miałem dryg plastyczny! - irytuje się Adam. Dostał paszport w 1990 roku, kiedy dawali już wszystkim. Od tego czasu intensywnie zajmuje się handlem (zawory, armatura). Miał już swoje firmy, ale praktyka niepłacenia podwykonawcom wyleczyła go z własnej działalności.
Mirek Mul przyznaje się, że większości z nas nie widział od prawie trzydziestu lat. - Ze szkolnych czasów często wspominam Amadeusza, który potrafił odpowiadać stojąc na krześle, ale wspomnień zachowałem mało. - No i zawsze brakowało dziewczyn w naszej klasie - kręci głową. Bo było nas 40 facetów.
Służył w wojsku (żandarmeria, technik kryminalistyki).

Był na misji w Libanie. Już mógłby pójść na emeryturę, ale dalej pracuje. - Mam już prawie 30 lat służby. Minęło, nawet nie wiem kiedy!

Budynek bydgoskiej Opery Nova nie ma tajemnic dla Jacka Gołębiewskiego. Najpierw pracował w firmie budującej zapadnie, kurtyny i mosty niezbędne przy zmianie dekoracji. Później został, by nadzorować ich pracę. Ponad 20 lat w Operze.

- Szkoła? To były najlepsze lata! - zapewnia Jacek.

Po szkole Roman Szczęsny prowadził przy ul. Hetmańskiej sklep żeglarski. W czasie przełomu wyjechał do Berlina. Najlepszym biznesem były chipy do przestrajania magnetowidów i telewizorów.

Wciągnął się w handel. Założył firmę handlową pośredniczącą między Zachodem a Polską. Interes kręcił się dopóty, dopóki polskie firmy nie zaczęły się kontaktować bez pośredników z Zachodem. Skończyło się. Wrócił do Polski. Dalej w handlu.

- Dziś żałuję wyjazdu do Berlina - przyznaje Roman Szczęsny. - W tym czasie w kraju koledzy zrobili dobre biznesy.

Dodaje, że cały handel boi się kryzysu. - Sentyment do szkoły pozostał, ale nasze drogi się rozeszły - opowiada. - Każdy miał swoje wzloty i upadki. Samo życie.
Naszą wychowawczynią była polonistka - Wanda Pinkowska (ponad 30 lat nauczania).

- Byliście przesianym materiałem, jednak elitarną klasą - wspomina Wanda Pinkowska. - Czasy, w których dojrzewaliście, były wyraziste i trudne dla Polaków. Wtedy dzieliliśmy się emocjami, poczuciem godności. Zawsze byłam patriotką i wiedziałam, że duża część z was podobne wartości wyniosła z domów. Dzięki temu traktowaliście mnie jak kogoś swojego. Z wzajemnością.

Cały czas twierdzę, że praca dziennikarza polega na uważnym słuchaniu. Od kilkunastu lat słucham i piszę w Gazecie Pomorskiej" (wcześniej w "Expressie Bydgoskim"). "Mechanik" przyciągnął mnie
zainteresowaniami, ale dziś żona nadal nie wierzy, że skończyłem tę szkołę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska