- Prose pani! Prose pani! - dwie dziewczynki - może pięcio-sześcioletnie zbiegają po schodach do stołówki. W Placówce Socjalizacyjnej w Aleksandrowie Kujawskim jest właśnie pora obiadu. Maluchy prowadzą do wychowawczyni.
Przeczytaj także:Policja poluje na pedofilów. Wśród zatrzymanych jest mieszkaniec Włocławka
- Nie będę nic mówiła na temat Darka - słyszę od mniej więcej 25-letniej opiekunki. - Najlepiej pójść do sekretariatu.
Piętro wyżej, w kancelarii aleksandrowskiego sierocińca siedzą przy biurkach trzy pracownice.
- Co my możemy powiedzieć? Nawet gdybyśmy chciały, to i tak bez pani dyrektor nie da rady - informuje jedna z kobiet. - Dyrektor pojechała do miasta, chyba na policję albo do starostwa.
Pracownica nie dodała - "nowa" dyrektor. Poprzedniego szefa domu dziecka nie wolno już przedstawiać z nazwiska. A to dlatego, że Dariusz S. nie pełni już swojej funkcji, bo usłyszał zarzut publicznego obnażania się.
Na gorącym uczynku
W biały dzień, 28 maja na bydgoskich Wyżynach zatrzymano ekshibicjonistę.
- Potwierdzam, że takie zdarzenie miało miejsce, ale teraz sprawą zajmuje się już prokuratura - mówi nadkomisarz Maciej Daszkiewicz, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Dysponentami tej sprawy są w tej chwili śledczy i to oni byliby najlepszymi adresatami do zadawania pytań w tej kwestii.
Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe.
- Dariusz S. usłyszał już zarzut - wyjaśnia prokurator Włodzimierz Marszałkowski, śledczy prowadzący postępowanie. - Dotyczy on publicznego prezentowania czynności seksualnej. Zatrzymany nie trafił do aresztu, uznaliśmy, że wystarczającym środkiem zapobiegawczym w jego przypadku będzie poręczenie majątkowe i dozór policji.
Do zajścia doszło w pobliżu bydgoskiego mieszkania S. Mężczyzna ma zakaz zbliżania się do dzieci poniżej 15 lat.
W zaciszu osiedla
Placyk między blokami o numerach 11 i 13 przy ulicy Ku Wiatrakom na Wyżynach w Bydgoszczy to ruchliwe miejsce.
Ocieniony, mały, zadeptany trawnik sąsiaduje z osiedlowym parkingiem. Słowem - miejsce jakich wiele. Plac zabaw znajduje się nieco dalej, za wieżowcem z numerem 11. Z jakiegoś powodu jednak blokowe dzieci upodobały sobie właśnie ten skromny trawniczek w sąsiedztwie zaparkowanych samochodów.
- Akurat tędy przechodziłem tamtego dnia - mężczyzna po trzydziestce niosący bułki z pobliskiego sklepu wskazuje placyk między wieżowcami. - Patrzę, jakieś zamieszanie, dwóch facetów, dwie dziewczynki - tak w wieku dwunastu i może dziesięciu lat, i jeszcze jakiś chłopczyk. Dorośli coś im tłumaczą, wymachują rękami. To podszedłem i słyszę, że zboczeńca złapali. Zatkało mnie. Gdzie? - pytam. I słyszę, że jeden z tych mężczyzn gonił faceta, o... aż tam - rozmówca wyciąga rękę w kierunku ulicy Wojska Polskiego. - I tam go złapali, na skrzyżowaniu Siedlec- kiego i Ku Wiatrakom.
Popłoch na balkonach
Rozmówca opowiada, jak doszło do ujęcia S.
- Jeden z tych mężczyzn, którzy później puścili się w pogoń za tym facetem, stał wcześniej na balkonie i wszystko obserwował - mieszkaniec wydobywa z pamięci szczegóły zajścia. - Z tego, co mówiły dzieciaki, wynika, że podszedł do nich facet, wyciągnął jakiś banknot i powiedział, żeby go popilnowały, bo on chce się załatwić. Tylko że wcale się nie załatwiał... Jak gość z balkonu zobaczył, co tamten wyrabia, to porozumiał się z innym sąsiadem, który w tej chwili też stał na balkonie, tylko po sąsiedzku. Wybiegli razem na parking. Facet, który dał dzieciakom pieniądze, spłoszył się i zaczął uciekać.
Prokuratura nader oszczędnie wypowiada się na temat tego zajścia. - Śledczy nałożyli w tej sprawie embargo na informacje - twierdzi nasz informator, jeden z policjantów.
Dlaczego?
- Wiadomo, grząski temat. Łatwo można zrobić człowiekowi krzywdę - pracownica sierocińca mówi porozumiewawczym tonem. - Nie nam osądzać, jak było naprawdę. Od tego jest prokuratura, sąd.
Wzorowy kandydat
Od jednego z naszych informatorów dowiaduję się, że Dariusz S. miał w środowisku opinię dobrego kolegi. Uczynny, sympatyczny, zachowywał się bez zarzutu.
- Pan S. pełnił obowiązki dyrektora Placówki Socjalizacyjnej od grudnia ubiegłego roku - tłumaczy Wioletta Wiśniewska, starościna aleksandrowska. - Jego umowa była na ściśle określony czas. Wygasała w maju 2012.
W tym samym czasie, to znaczy w maju tego roku został ogłoszony konkurs na nowego dyrektora placówki. Startował w nim również Dariusz S. Odpadł jednak - jak wyjaśnia starościna - ponieważ "nie dopełnił formalności" związanych z ubieganiem się o to stanowisko. Do drugiej tury konkursu przeszła obecna dyrektor, a wcześniej wychowawca w sierocińcu, Alina Mikołajska.
- Byłam zdziwiona, gdy 12 czerwca dostałam od Dariusza S. na papierze jego rezygnację z terminem natychmiastowym - podkreśla starościna Wiśniewska. - Dopiero następnego dnia dowiedziałam się, że prokuratura postawiła mu zarzut.
- Jak to się stało, że S. w grudniu w ogóle objął stanowisko dyrektora Placówki Socjalizacyjnej? - pytam starościnę.
- Formalnie spełniał wszelkie konieczne warunki wymagane na tym stanowisku - odpowiada Wioletta Wiśniewska. - Miał doświadczenie, pracował wcześniej w wydziale polityki społecznej urzędu wojewódzkiego, później był kierownikiem MOPS-u w Mogilnie. Jedną z najważniejszych przesłanek była też ta, że przedłożył wystawione przez Krajowy Rejestr Sądowy zaświadczenie o niekaralności.
Wątpliwości
Starościna z rezygnacją rozkłada ręce: - Jeśli zarzuty bydgoskiej prokuratury się potwierdzą, to zachowanie S. mogę tylko określić jednym słowem: "obrzydliwe". Brak mi słów, by inaczej nazwać taki czyn.
I po chwili dodaje: - Proszę wierzyć, nigdy, powtarzam, nigdy nie pozwoliłabym, sobie na zatrudnienie człowieka, który ma takie skłonności. Oczywiście, jeśli wiedziałabym o nich. Nie wiemy jednak, co w innych siedzi.
Jak zapewnia Wioletta Wiśniewska, trzydzieścioro małych wychowanków sierocińca nie wie o całej sprawie. Jeszcze ne wie: - W tym wszystkim najbardziej boję się tego, że informacje na temat S. w końcu dotrą do dzieci. A właśnie je należy najbardziej chronić.
Im więcej faktów wychodzi na jaw, tym osoba byłego szefa aleksandrowskiego domu dziec - ka staje się mniej krystaliczna.
- Jeszcze zanim w grudniu został zatrudniony w naszej placówce, dotarły do mnie informacje dotyczące oskarżeń o molestowanie seksualne. Była pracownica mogileńskiego MOPS-u zgłosiła rzecz do prokuratury. Ta jednak umorzyła śledztwo w tej sprawie. Gdy wezwałam Dariusza S. na rozmowę, by wyjaśnił tę sytuację, był oburzony i wielokrotnie podkreślał fakt umorzenia dochodzenia.
Tę wersję potwierdza również obecna kierownik MOPS-u w Mogilnie: - Pamiętam taką sytuację - wyjaśnia Agnieszka Szulc. - Sprawa skończyła się umorzeniem. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć.
Epizod dotyczący pracy Dariusza S. w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim nie był taki krótki.
- S. pracował u nas od 1999 do 2004 roku - mówi Bartłomiej Michałek, rzecznik prasowy wojewody. - Zresztą w ubiegłym roku, gdy Dariusz S. ubiegał się o pracę w placówce w Aleksandrowie Kujawskim, wicewojewoda ostrzegał starościnę przed tym panem.
Jak ustaliliśmy, te ostrzeżenia miały właśnie dotyczyć rzekomych oskarżeń o molestowanie w mogileńskim MOPS-ie.
W końcu udało się skontaktować z Aliną Mikołajską, nową dyrektorką placówki: - Mogę zapewnić, że w czasie, gdy S. kierował naszym domem, nigdy nie doszło tu do żadnego nagannego czy patologicznego zachowania z jego strony. Zajmował się administrowaniem placówką, finansami. Z dziećmi spotkał się tylko raz i to w obecności wychowawców. To spotkanie dotyczyło wypełniania anonimowych ankiet.
Próbowaliśmy dodzwonić się do Dariusza S. Operator sieci informuje, że numer jego telefonu jest już nieaktualny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?