Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Wiernikowska: jestem wściekła, że Polska została gdzieś przehandlowana

Rozmawiał Roman Laudański
Maria Wiernikowska, dziennikarka, korespondentka wojenna (Jugosławia, Czeczenia, Afganistan). Rozpoczynała pracę w Radio France International, współpracowała z BBC. Jako dziennikarka TVP relacjonowała powódź w Polsce z 1997 roku, prowadziła "Telewizję Objazdową". Nakręciła reportaż o talibach w Klewkach oraz napisała książkę: "Zwariowałam czyli widziałam w Klewkach". Do Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy przyjechała w ramach projektu Dyskusyjne Kluby Książki przy współpracy Instytutu Książki.
Maria Wiernikowska, dziennikarka, korespondentka wojenna (Jugosławia, Czeczenia, Afganistan). Rozpoczynała pracę w Radio France International, współpracowała z BBC. Jako dziennikarka TVP relacjonowała powódź w Polsce z 1997 roku, prowadziła "Telewizję Objazdową". Nakręciła reportaż o talibach w Klewkach oraz napisała książkę: "Zwariowałam czyli widziałam w Klewkach". Do Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy przyjechała w ramach projektu Dyskusyjne Kluby Książki przy współpracy Instytutu Książki. Jarosław Pruss
Jestem zgorzkniałą, rozczarowaną bojowniczką przegranej walki - mówi Maria Wiernikowska, znana dziennikarka, korespondentka wojenna, reporterka.

- Drążąc temat talibów w Klewkach nie wpisała się pani w nurt naszych spiskowych teorii dziejów?

- Nie robię tego pod publiczkę. O Klewkach napisałam już dawno temu. A że się temat sprawdza?

- Celowo prowokuję do rozmowy na temat naszych ostatnich 22 lat. Właśnie o to nam wtedy chodziło?

- Jestem zgorzkniałą, rozczarowaną bojowniczką przegranej walki.

- Przegranej?

- Może to nie "gorzkie żale", ale jestem wściekła, że Polska została gdzieś przehandlowana. Wpisuję się prawdopodobnie w tę grupę, która widzi, że to stało się na skutek jakiegoś układu; że się na to pozwoliło. Nie wiem kiedy, może przy Okrągłym Stole, może jeszcze wcześniej? Nie śledzę tego spisku, ale mam poczucie, że jeśli nawet ktoś nie zrobił tego z premedytacją, to nie zapobiegł, żeby nasza gospodarka nie została gdzieś roztrwoniona i zepsuta. Że ktoś w odpowiednim momencie nie zapobiegł dzikiej prywatyzacji czy grabieży. Skutek tego jest taki, że dzisiejsze pokolenie młodych - najbardziej aktywna grupa ekonomiczno-społeczna - poddało się.

- Poddało się? Przeciwko ACTA wyszli na ulicę!

- Protestowali ludzie w wieku szkolnym i studenckim, a ja mam na myśli tych, którzy są już na rynku pracy, są trybikami korporacji i banków. Oni "łyknęli" filozofię dzikiego kapitalizmu. Nie mają ideowych wspomnień, nostalgii za tym, że przecież miało być inaczej. My wychowaliśmy się w państwie socjalistycznym, które wybudowało tysiąc szkół na tysiąclecie. Nie, wcale nie kpię. W tych szkołach zęby leczyli dentyści, w gabinetach były higienistki, a w stołówkach tanie obiady.

- A latem kolonie i obozy.

- Właśnie! Jestem dzieckiem socjalizmu, przyznaję się do tego. Mieliśmy w sobie potrzebę przewrotu, walczyło się z komuną, ale nie z - psia krew! - państwem opiekuńczym. Państwo ma w konstytucji zapisane, że ma się opiekować: dać dach nad głową, pracę. Tylko kiedy te słowa słyszy pokolenie dzisiejszych korporacyjnych szczurów, to oni się z tego śmieją. Jeszcze nie jestem dla nich moherowym beretem, ale o lewicowej PiS-ówie już słyszałam.

- Gdzie szukać winnych tego potwornego rozwarstwienia? Musimy uderzyć się we własne piersi, czy może obarczyć winą polityków?

- Nasz błąd polegał na tym, że nie rozliczyliśmy się z komuną, pozwoliliśmy łagodnie przejść i uwłaszczyć się ludziom tamtego systemu albo ich dzieciom. Ja wybrałam Polskę, wróciłam po latach z emigracji. Mój syn został Polakiem, a mógł być Francuzem lub - po ojcu - Rosjaninem. Nie pojechaliśmy do Moskwy, nie zostaliśmy w Paryżu. Zagłosowałam 4 czerwca 1989 roku. W wyborach do Sejmu kontraktowego wybrałam "Solidarność". Oddałam swój głos. Od razu im uwierzyłam. Na ileś lat oddałam im władzę. Ale zawodowo nie zajmowałam się Polską, jeździłam jako reporter zagranicę i myślałam, że wszystko jest w dobrych rękach.

Sto dni rządu Donalda Tuska

Nie znam się na gospodarce. Nie wiem, czy Leszek Balcerowicz musi odejść czy wrócić. Wydawało mi się, że nie muszę się tego uczyć. Dlatego nie bardzo mogę wydawać w tej chwili twarde osądy. Nie wiem, jak miała wyglądać prywatyzacja? Natomiast jedną rzecz przegraliśmy - sprawy społeczne, socjalne. Prawo pracy. Na związkach zawodowych powstało państwo, które ma w dupie związki zawodowe, prawa pracownicze. Nasze państwo ma to wszystko w największej pogardzie! Wytrzeszczamy oczy przy wielkich premiach dla budowniczych stadionów, ale co dzieje się np. w telewizji publicznej? Ilu jest tam dyrektorów biorących pieniądze "bez obowiązku świadczenia pracy", a tylko dlatego, ze kiedyś ktoś podpisał z nimi fajny kontrakt? Przecież to są pieniądze z abonamentów, o które teraz tak żebrzą, a których Donald Tusk nie kazał płacić. Dlaczego wtedy nikt Tuskowi nie powiedział: gościu, jako premier nie możesz zrezygnować z publicznej telewizji. Najlepiej rządzi się duszami za pomocą telewizji. A co dzieje się w innych, państwowych firmach? Ten facet ze stadionu jest wisienką na biało-czerwonym torcie.

- Samo się stało, że żyjemy w kraju, z którego nie jesteśmy zadowoleni?

- Samo to się błyska. Gdzie tam samo?! Zobaczmy, kto z tego skorzystał? SLD przejęło nie tylko władzę, ale i majątek.

- Ktoś na nich wtedy zagłosował.

- Może większość, jak ja, wycofała się? Pozwoliliśmy rządzić nieudacznikom z "Solidarności". Przecież oni nie chcieli iść do tej władzy. Dlatego stała się ta dziwna rzecz w czasie wyborów - cały naród zagłosował przeciwko komunistom, ale nie tak było umówione przy Okrągłym Stole, dlatego trzeba było oddać im miejsca w parlamencie. Było: wasz prezydent, nasz premier. Dopiero później prezydentem został Lech Wałęsa. Nie mieliśmy lepszego. Gdyby ograniczył się tylko do przecinania wstęg, to może wyszłoby to nam na dobre. Ale chciał być kimś więcej.

- Można wyciągnąć jakieś wnioski z "Klewek", które pani opisała? Jest morał tej historii?

- Dopóki jest demokracja, nie powinniśmy rezygnować z naszej władzy. Jeśli bierzemy udział w tej grze, chodzimy na wybory, to powinniśmy wiedzieć, kogo wybieramy. Przed ostatnim głosowaniem stanęłam na tle plakatów z kandydatami i pytałam przechodniów, co będzie, kiedy zagłosuję na tych lub na tamtych? Zatrzymałam m.in. studenta politologii, ale on też niczego nie wiedział, nie mówiąc o znajomości ordynacji wyborczej. To co, mamy powiedzieć, że to wszystko jest diabła warte? Mamy żądać, rozliczać! Czasami mam wrażenie, że tylko fikcyjnie bierzemy udział w demokracji.

- Może to nie pani zwariowała w Klewkach, ale my wszyscy, którzy dopuściliśmy do takiej, a nie innej sytuacji w kraju?

- Rzeczywiście nie umiemy praktykować demokracji, nie mamy z tym większego doświadczenia. Za nasz grzech pierworodny uważam to, że daliśmy się wykiwać przy Okrągłym Stole. Nie bardzo wiemy, co to są samorządy. Nie umiemy rządzić ani swoją wspólnota mieszkaniową, ani szkołą, do której chodzą nasze dzieci. Chyba, że jest to szkoła społeczna, a i z tym jest problem, bo oddając dziecko do płatnej szkoły niekoniecznie bierzemy na siebie współtworzenie tej szkoły.

- Który czas pani zawodowego życia był najbardziej porywający?

- Lubiłam Telewizję Objazdową. Strasznie ciężko przy tym pracowałam, ale dużo się nauczyłam. Ciągle w trasie, fabryka tematów.

- A Francja?

- "Ta nasza młodość..." Raczkowałam w radio, ale i kłóciłam się z ludźmi. To moja wada, wszędzie to robię. Muszę się nad tym poważnie zastanowić.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska