Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Senior też może być wolontariuszem

Jolanta Zielazna; [email protected]
Toruński Uniwersytet Trzeciego Wieku dwa lata temu został laureatem w konkursie "Wolontariat w akcji” za realizację pomysłu "Młodzi i starsi razem”. Od lewej: Elżbieta Białas, Jadwiga Lipińska, Stanisława Zielińska i Elżbieta Suseł.
Toruński Uniwersytet Trzeciego Wieku dwa lata temu został laureatem w konkursie "Wolontariat w akcji” za realizację pomysłu "Młodzi i starsi razem”. Od lewej: Elżbieta Białas, Jadwiga Lipińska, Stanisława Zielińska i Elżbieta Suseł. Jolanta Zielazna
To nieprawda, że starsi niewiele mogą dać. Mówią, że to radość i poczucie siły, jeśli ktoś od nich chce pomocy

50 wolontariuszy

- To wielka frajda, gdy jest się komuś potrzebnym, gdy ktoś na nas czeka - mówią słuchaczki Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Od lat pomagają dzieciom. Bezinteresownie.

Wyliczanką imprez, które wolontariusze organizowali - lub zostali poproszeni o pomoc, bo i tak jest - panie przerzucają się jedna przez drugą.
- Świąteczna paczka!
- Dzień Sąsiada na Rubinkowie organizowaliśmy!
- I Święto Bydgoskiego Przedmieścia!
- Do Toffifestu nas poprosili o pomoc!
- Zjazd Krystyn!

Ewa Makula pracuje już ponad 50 lat. Stworzyła orkiestrę, która odnosi sukcesy

Wszystkie nici zbiegają się w sekcji wolontariatu Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy UMK, u jego szefowej Stanisław Zielińskiej. Sześć lat temu sekcję organizowała. Na przekór stereotypom, że wolontariat to rzecz dla młodych, a starsi pomagają w hospicjach, że są mniej sprawni.

Wolontariuszy jest około 50. - Jedni przychodzą, inni odchodzą, ale grupa jest mniej więcej stała - wyjaśnia Stanisława Zielińska. Droga jest standardowa: kto nie wyobraża sobie bezczynności na emeryturze, zapisuje się na zajęcia w TUTW, a wtedy wyciąga po niego rękę Zielińska i zaprasza do wolontariatu.

Sama co środę w domu dziecka uczy dwoje dzieci matematyki. - Potrafią poprosić: Mogłaby pani dziś jeszcze chwile zostać? - opowiada. - Dopasowuję się do ich nastrojów. To bardzo doświadczone dzieci.

Moje rozmówczynie są w sekcji od początku. Wybrały pomoc dzieciom. One zyskały przybrane wnuki, a dzieci - przybrane babcie. Troskliwe, zainteresowane ich losem.

Elżbieta Suseł: - Jeśli dziś wtorek, to jestem na Koniuchach

Elżbieta Suseł przez całe życie "upowszechniała kulturę", a mówiąc wprost była dyrektorem domu kultury, potem wychowawcą w internacie. Gdy przeszła na emeryturę - od razu zgłosiła się na uniwersytet. I tak trafiła, że właśnie powstawało centrum wolontariatu.

Ognisko Wychowawcze Parafii Miłosierdzia Bożego i Świętej Siostry Faustyny w Toruniu pani Ela wybrała sobie sama. Pomaga w świetlicy. - Po roku, dwóch pomyślałam, że chciałabym zrobić dla tych dzieci coś innego, odświętnego. Żebym, na przykład, mogła kupić im banany - marzyła Elżbieta. - Bo, jak się pani domyśla, to nie są dzieci, które na co dzień jedzą banany.

Wymyśliła "Marzenia w migawce". Młodzież i dzieci pytają przechodniów o marzenia, robią zdjęcie swoich rozmówców, potem z portretów i marzeń powstaje wystawa. Zgłosiła projekt do "Seniorów w akcji" i udało się!

Zanim wystawa i projekt odniosły sukces (portrety były pokazywane w kilku miejscach Torunia, a pomysł uznany za jeden z najlepszych zgłoszonych do Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "Ę"), dzieci i seniorzy uczyli się fotografować, wszyscy przeszli warsztaty z komunikacji. Bo i jedni i drudzy wcześniej się nie znali, a jak się okazało - początkowo obecność seniorów wcale nie budziła u młodzieży entuzjazmu.

Słychać było: "Te stare znowu tu idą!" I dziewczyny zamykały się w toalecie.

Ale później to młodzi wybierali sobie seniorów, z którymi chcieli współpracowaćPani Ela jest w ośrodku w każdy wtorek i na każde zawołanie. - W ferie możemy na ciebie liczyć? - pyta Hanna Kosińska, dyrektor przyparafialnego ośrodka. - Jasne - pada krótka odpowiedź.

Elżbieta Białas: - Jak środa to "Jantar"

Białas była polonistką. Mieszka na Rubinkowie, więc tam do klubu "Jantar" zgłosiła się z propozycją pomocy dzieciom w odrabianiu lekcji.
- Na początku przegrywałam z komputerami, bo nauka nie jest taka fajna, jaka komputer - wspomina. - Ale teraz na mój widok dzieci wołają: mam zadane z polskiego! Pomoże pani?

Pani Ela organizuje wspólne rozwiązywanie testów egzaminacyjnych. - Zauważyłam, że to dużo daje, zagrzewa do walki. Zorganizowała zawody o mis- trzostwo ortografii. Najlepszy okazał się uczeń szkoły specjalnej! W nagrodę poprosił o książkę, a nie słodycze!

Elżbieta Białas przychodzi do "Jantara" już szósty rok, na 2 - 3 godziny. - Chyba już bym nie odeszła. Czekają tam na mnie, a to jest bodźcem. Jestem przydatna. Mam z tego frajdę i dużo satysfakcji. Nie ma innej opcji - jak środa to "Jantar".

Jadwiga Lipińska: - W czwartki jestem babcią w "Młodym Lesie"

Prawie 30 lat pracowała w teatrze, w księgowości.
Gdy zgłosiła się do sekcji wolontariatu przy TUTW, nawet dobrze nie znała Torunia, bo dopiero co się tu sprowadziła. Spotkanie odbywało się w świetlicy domu dziecka, dzieci odrabiały lekcje. I gdy kandydatki na wolontariuszki już miały się rozchodzić, jeden z chłopców podbiegł do pani Jadzi. - Niech pani zostanie! Pokaże pani mój pokój - wspomina Jadwiga Lipińska. - Objął mnie. Wybrał sobie mnie. I to mnie wzruszyło.
Jak mogła nie zostać?

Pani Jadzia pisze sobie z dziećmi na n-k. Pytają: "Babciu, kiedy przyjdziesz?"
Do Domu Dziecka "Młody Las" chodzi w czwartki, bo wtedy wychowawcy mają najwięcej pracy. - Mają mój telefon, dzwonią, jeśli jestem potrzebna. Jak wychowawca musi iść z kimś do lekarza, do kościoła, to telefonują do mnie, bym przyszła i resztą się zaopiekowała.

- Wszyscy mówią na mnie "babcia Jadzia". Kiedyś przyszła do mnie dziewczynka: - Babciu, adoptuj mnie. Wytłumaczyłam jej, że jestem za stara, żaden sąd się na to nie zgodzi.

Czas na własne pasje też musi być

Wszystkie cztery panie opowiadają o wolontariacie, ale co i rusz zbaczają na problemy dzieci. Komu trzeba pomóc, co z kim załatwić, do kogo pójść po radę, gdzie interweniować.

Wolontariat nie zabiera im całego wolnego czasu. To jedno popołudnie w tygodniu. Więcej wtedy, gdy tego chcą. Zostawiają sobie miejsce na własne pasje. Na ogród, który kocha Elż- bieta Suseł, na podróże.
Na gimnastykę, spacer z kijami, warsztaty pamięci, decou-page'u - co kto potrzebuje i mu w duszy gra.
Mają też czas dla własnych wnuków. Ale te z reguły są już dorosłe i nie potrzebują niańczenia na co dzień.

Łatwo jest być wolontariuszem?
Najpierw trzeba się zdecydować. Potem szkoliły się w TŁOKU (to ośrodek wspierania organizacji pozarządowych) uczyli pisania projektów.
Ale co inne jest ważne. Korzystają nie tylko dzieci, wolontariuszki też czerpią zadowolenie. Choć przecież nie zawsze jest różowo, nie brakuje trudnych sytuacji.
- To popołudnie w "Młodym Lesie" daje mi satysfakcję - nie kryje Jadwiga Lipińska. - Jestem komuś potrzebna i mogę pomóc. To jest duża satysfakcja, jak można komuś pomóc.
Białas: - To przedłużenie mojej pracy, bo bardzo mi jej brakowało, gdy się skończyła.
Zielińska: - Jestem prze - szczęśliwa, że tak dużo ludzi odnalazło się w wolontariacie. Dają tyle ciepła, życzliwości, bezinteresownie idą tam, gdzie czują się potrzebni.

Potem to już panie mówią jedna przez drugą:
- Człowiek nie czuje się na bocznym torze.
- Jest coś, co wypełnia czas.
- Gdzieś nas chcą.
A jeśli zdarzy się prośba "Czy mogłaby pani wziąć mnie za rękę i potrzymać?" Albo spontaniczny list z przeprosinami od dziecka, które się źle zachowało - to jest to po prostu piękne. Nic więcej nie trzeba.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska