Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aż 9 proc. uczniów jest prześladowanych w szkole przez kolegów

(ea)
to dla wielu uczniów chleb powszedni...
to dla wielu uczniów chleb powszedni... www.sxc.hu
Popchną na przerwie, wyśmieją wyślą obraźliwego SMS-a. Przemoc ze strony kolegów to dla wielu uczniów chleb powszedni. Takie są wyniki badań przeprowadzonych w ramach programu "Szkoła bez przemocy".

Monika jest absolwentką jednej z bydgoskich podstawówek. - Cieszę się, że już ją skończyłam - mówi. - Nie dlatego, że źle mi szło, ale w klasie było kilka dziewczyn, które się ze mnie wyśmiewały, dokuczały mi, poniżały przy innych. Nieraz płakałam, jak przyszłam do domu. Kiedyś mama poszła do wychowawczyni porozmawiać w tej sprawie. Pani zwróciła uwagę dziewczynom, a one domyśliły się, że się poskarżyłam i było jeszcze gorzej. Teraz jestem w gimnazjum i na razie czuję się tu dużo lepiej. Za nic w świecie nie chciałabym, żeby sytuacja z podstawówki się powtórzyła.

Przeczytaj również: Toruń. Nastolatki pobiły 12-latkę. Bo zostawiła koleżankę na przystanku

Takich osób jak Monika jest w polskich szkołach znacznie więcej. Według badań przeprowadzonych w ramach programu "Szkoła bez przemocy" aż 9 proc. uczniów to ofiary dręczenia przez rówieśników (z angielskiego "bullying"). Ze statystyk wynika, że ofiarą prześladowania jest co dziesiąty chłopiec i co piętnasta dziewczyna. Im dzieci są młodsze, tym zjawisko jest bardziej powszechne.

Szkolni agresorzy nie atakują pod wpływem emocji. Dobrze wiedzą, co chcą osiągnąć, toteż wszystko planują na zimno. Poprzez agresję chcą zyskać władzę i kontrolę nad grupą. Na swoje ofiary wybierają osoby, które różnią się od innych, np. zewnętrznie - są grube, noszą okulary albo są słabsze fizycznie. "Kozioł ofiarny" zazwyczaj nie może liczyć na pomoc kolegów, którzy wolą stać z boku.

Przeczytaj również: Anielice czy diablice? Kim są dzisiejsze uczennice gimnazjum?

Dręczenie to najgorsza forma przemocy w szkole. Dzieci dotyka również przemoc fizyczna, werbalna (wyzywanie, wyśmiewanie), relacyjna (manipulowanie relacjami w klasie, aby sprawić komuś przykrość), materialna (niszczenie lub kradzież rzeczy) czy cyfrowa (np. wysyłanie obraźliwych SMS-ów lub maili). Ta ostatnia zdarza się częściej wśród dziewcząt niż chłopców.

- To nie jest tak, że nasze dzieci są złe i rozwydrzone - badania pokazały, że na tle Europy są zupełnie przeciętne. Przemoc, choć zabrzmi to drastycznie, jest naturalna, jest nieusuwalnym elementem życia społecznego. Widać to doskonale w życiu dorosłych, a dzieci powielając schemat starszych, nie potrafią nad swoją agresją zapanować - powiedziała prof. Anna Giza-Poleszczuk z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w wywiadzie z Karoliną Eljaszak z MM Warszawa. - Niestety, winne są głównie same szkoły, stwarzając dogodne warunki do eskalacji przemocy.

Skąd wyniki?

Badania "Przemoc w szkole" zostały przeprowadzone w tym roku przez Centrum Opinii Społecznej na zlecenie organizatorów programu "Szkoła bez przemocy". Wnioski opracował zespół ekspertów z Uniwersytetu Warszawskiego pod kierunkiem prof. Anny Gizy-Poleszczuk. Badaniom poddano 3169 uczniów. Analizowano sytuację w 150 szkołach (po 50 na każdym poziomie edukacji). Badano zarówno szkoły w mieście, jak i na wsi.

Przemoc sączy się powoli, jak jad

Prof. Anna Giza-Poleszczuk z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
(fot. Karolina Eljaszak)

Rozmowa z prof. Anną Gizą-Poleszczuk z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego

- Karolina Eljaszak: Polskie szkoły borykają się z problemem przemocy. O tym wiemy. Ale skąd w tak młodych ludziach bierze się agresja?
- Prof. Anna Giza-Poleszczuk: To nie jest tak, że nasze dzieci są złe i rozwydrzone - badania pokazały, że na tle Europy są zupełnie przeciętne. Przemoc, choć zabrzmi to drastycznie, jest naturalna, jest nieusuwalnym elementem życia społecznego. Widać to doskonale w życiu dorosłych, a dzieci powielając schemat starszych, nie potrafią nad swoją agresją zapanować. Niestety, winne są głównie same szkoły, stwarzając dogodne warunki do eskalacji przemocy.

- Winowajcą jest szkoła jako miejsce czy problem zlokalizowany jest głębiej, w systemie szkolnictwa?
- I to i to. Dlaczego nasze szkoły wyglądają jak więzienia? Ponure budynki, monitoring i ochrona na korytarzach, a w samych klasach układ typowy dla nowoczesnego więziennictwa: uczniowie odwróceni do siebie plecami, a na wyróżnionym miejscu ten, który ma wszystkich bacznie obserwować. A wystarczyłoby ustawić krzesła w kole - przecież król Artur nie był głupi, z jakiegoś powodu wymyślił okrągły stół. Druga sprawa to te nieszczęsne oceny, które faktycznie dla ucznia są osądem, etykietą, narzędziem hierarchizacji. W szkolnictwie brakuje stałego systemu oceniania kształtującego. Zamiast oceny - komentarz i furtka poprawy. To niezwykle ważne. Uczylibyśmy dzieci, że każdy ma prawo popełniać błędy, ale też je naprawiać. A tak dostajemy pałę, zamykamy się w swoim naznaczeniu i tkwimy w błędzie, który rzutuje na kolejne wyniki w nauce, relacje z nauczycielem i prestiż w grupie.
Nie uświadamiamy sobie też, że przemoc to nie tylko agresja fizyczna, ale też werbalna i relacyjna. I że potrafi być dużo gorsza, bo sączy się powoli jak jad i dotyka najmłodszych uczniów - już w szkole podstawowej. Wszystkie późniejsze ekscesy w gimnazjum, typu nałożenie śmietnika na głowę nauczyciela, to tylko pochodna zignorowania przemocy psychicznej. Badania pokazują, że uczniowie boją się szkoły, nudzą się w niej, nie mają poczucia, że się rozwijają. Nic dziwnego, że przenoszą swoją aktywność na inne sfery.

- Czyli jest źle, a przemoc to poważny problem społeczny?
- Wbrew pozorom nie, mimo że większość Polaków tak właśnie myśli. Ale to mit, który w naszych badaniach obalamy. Wystarczy porównać te liczby z opiniami samych uczniów i nauczycieli, by przekonać się, że strach ma wielkie oczy. Na szczęście poziom agresji od pięciu lat jest na równym poziomie, czyli się nie zmienia, mimo że może nam się zdawać, że żyjemy w coraz brutalniejszym świecie. Polska szkoła ma plusy, których nie potrafi do końca wykorzystać. Badania pokazały, że nauczyciele są życzliwi dla uczniów, a uczniowie odnoszą się z szacunkiem do nauczycieli. Pojawiają się też bezcenne inicjatywy demokracji szkolnej, jak rada rodziców czy samorząd uczniowski, ale niestety w praktyce to zazwyczaj martwe przedsięwzięcia. Mamy też udane programy, jak właśnie "Szkoła bez przemocy", który podchodzi do sprawy rozsądnie, ciepło i z dystansem - nie jako do zła ucieleśnionego, które trzeba wypalić żelazem, a do zjawiska, dla którego trzeba wypracować rozwiązania. Najważniejsze jednak jest to, że problem przemocy szkolnej został zdiagnozowany, a to pierwszy i najistotniejszy krok do walki z nim. Nasze badania pokazują, że przemoc jest ujawniana, wiemy, że ona jest i że trzeba sobie z nią poradzić. Ale tu znów nieciekawe wnioski: typową reakcją na przemoc w szkole jest właśnie instalowanie monitoringu i zatrudnianie ochrony.

- To typowe policyjne działania prewencyjne…
- Właśnie! Przecież to odpowiedź przemocą na przemoc. Kamery naruszają szkolną intymność i zupełnie nie wpływają na zmniejszenie skali przemocy. Podobnie jak zabieranie komórek w obawie przed cyberprzemocą - nowym rodzajem agresji z wykorzystaniem telefonów, komputerów i Internetu.
Dzieci same powinny umieć eliminować przemoc w swoim środowisku, bo jako pierwsze dostrzegają, że coś złego zaczyna się dziać. Nauczyciele i rodzice nie mają pojęcia, co faktycznie dzieje się na szkolnych korytarzach. Zresztą już za moich czasów obowiązywała zasada "choćby cię smażyli w smole, nie mów, co się dzieje w szkole". To działa do dzisiaj. Poza tym łatwo sobie wyobrazić nieszczęśnika, który poskarży się mamusi, ta pójdzie do nauczyciela, który na lekcji powie: "była u mnie mama Jasia, no jak możecie być tacy niedobrzy".

- Jeszcze większy dym gwarantowany.
- Tak, jeszcze większy dym. Dzieci pierwsze widzą, że w grupie zaczyna dziać się coś niedobrego i już wtedy mogłyby reagować. Najgorszym rodzajem przemocy szkolnej jest dręczenie, które odczuwa 9 proc. młodych Polaków. Nie dochodziłoby do tego długotrwałego i niszczącego aktu agresji, gdyby przy pierwszym wyzwisku ktoś wstawił się za klasowym grubaskiem, okularnikiem czy nowym. Ale dzieci tego nie potrafią. Nie ma co się dziwić, bo skąd miałyby brać przykład? Dorośli też wolą być wycofani i sami podpowiadają dzieciom: "dopóki cię nie biją, to się nie wtrącaj, stój z boku". Nie mówię już o życiu publicznym, gdzie agresja nie tyko nie jest piętnowana, ale przede wszystkim jest sprawdzonym sposobem na pięcie się w górę.

- Zatem bycie agresorem musi być w jakiś sposób atrakcyjne i zapewne przynosi "profity".
- Niestety tak. Za przemocą szkolną stoi zimne wyrachowanie, a nie odruch emocjonalny. Dręczenie i prześladowanie to gra, w której wysoką wypłatą jest pozycja w grupie. Jakbyśmy mieli przedstawić modelowego agresora to byłaby to osoba silna, sprawna fizycznie, pewna siebie, arogancka, o cechach przywódcy. Agresor potrafi postawić się nauczycielom, a każde zaostrzenie działań względem niego, podnosi jego prestiż. Najlepszą bronią na agresora nie jest monitoring ani przyprowadzanie policji, ale ośmieszenie go. Z kolei ofiarą jest częściej osoba osamotniona, pochodząca ze słabszego środowiska, bez kapitału społecznego, czyli oddanych przyjaciół i zainteresowanych rodziców. Same przychodzą do szkoły ze świadomością, że są nieco gorsze, więc łatwo je przekonać, że są kompletnie beznadziejne.

- Istnieje skuteczne rozwiązanie, które byłoby przy okazji przyjaźniejsze młodym ludziom?
- Tak, szkoły, jak i cały system edukacji powinny budować układ immunologiczny. To jak z organizmem człowieka - nie ma problemów ten, który ma zdrowy układ odpornościowy i prowadzi zdrowy tryb życia. Priorytetem jest wypracowanie szkolnej demokracji - by rodzice i uczniowie czuli się współgospodarzami szkoły, budowa przyjaznej atmosfery oraz silnej, darzącej się szacunkiem i sympatią społeczności. Tak, by każdy, także dzieci bardziej otyłe czy mniej zdolne miały koleżanki i kolegów oraz wsparcie w wychowawcy chociażby dzięki specjalnemu, alarmowemu numerowi komórki, z którego dzieci mogłyby skorzystać, gdy poza godzinami lekcyjnymi dzieje się coś złego. Walka z przemocą, a raczej walka o dobrą atmosferę w szkole jest bezcenna. Dzieci są skazane na szkołę przez kilkanaście lat, tu kształtują nie tylko swój intelekt, ale też tożsamość i wrażliwość, tu dokonuje się los wielu z nich. Jeśli zostaną naznaczone jako kretynka, puszczalska czy donosiciel, nie dadzą rady zrzucić już z siebie tego ciężaru. Immunologia nie tylko hamuje przemoc, ale buduje i rozwija ludzi. Do problemu przemocy należy podchodzić racjonalnie, a nie emocjonalnie. Ale jeśli zmienimy strukturę wypłat, czyli sprawimy, że pozycję w grupie będzie budowała aktywność, jak muzykowanie czy wolontariat, doprowadzimy do sytuacji, że budowanie pozycji na agresji przestanie się opłacać. To łatwiejsze niż przemeblowywanie komuś życia.

- Budowa układu immunologicznego szkół i systemu edukacji to obowiązki dla nauczycieli, rodziców, uczniów i urzędników. Czy same społeczeństwo może dołożyć swoją cegiełkę w przeciwdziałaniu agresji wśród najmłodszych, wśród ludzi, którzy kiedyś przejmą nasze obowiązki?
- To takie moje marzenie - byśmy zwracali większą uwagę na formy przemocy w życiu dorosłym i publicznym. Nie eskalowali agresji, krytykowali jej przejawy i byśmy mieli więcej cywilnej odwagi się jej postawić. Bo na razie dajemy bardzo zły przykład naszym dzieciom.

Rozmawiała: Karolina Eljaszak
[email protected]

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska