Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamienił piłkę na pianino

rozmawiał: TOMASZ MALINOWSKI [email protected] tel. 52 32 63 174
Poza grą w piłkę nożną drugą wielką pasją Pawła jest jazda rowerem. Po Toruniu porusza się wyłącznie na dwóch kółkach
Poza grą w piłkę nożną drugą wielką pasją Pawła jest jazda rowerem. Po Toruniu porusza się wyłącznie na dwóch kółkach fot. Lech Kamiński
- O zostaniu piłkarzem marzyłem aż do późnych lat szkoły podstawowej, nawet jeszcze w gimnazjum. Rozmowa z Pawłem Wakarecym pianistą, finalistą konkursu Chopinowskiego.

- Pan ćwiczy mozolnie gamy na fortepianie, tymczasem koledzy na Orliku bezsilni, bo nie mogą rozpocząć gry.

- Dadzą sobie doskonale radę beze mnie. Najbliższe dni mam wypełnione koncertami w różnych zakątkach kraju. Lubię się męczyć w dobrej sprawie.

- W dzieciństwie pierwszy był fortepian czy piłka?

- Fortepian, chociaż do klawiatury miałem wysoko. Zwyciężała zawsze ciekawość, bo wspinałem się na palcach, aby coś na nim wystukać. Aż przyszło zainteresowanie. Poźniej, jak tylko monotonia siedzenia przy klawiaturze zaczęła mi doskwierać, natychmiast wychodziłem na podwórko.

- Tętniło sportowym życiem?

- Wychowywałem się na "Na Skarpie". Typowe blokowisko, lecz między blokami zawsze był jakiś wolny plac. Jak zebrało się dużo kolegów, to lądowaliśmy na szkolnym boisku przy ul. Raszei. Biegaliśmy, rzucaliśmy do kosza, królowała jednak piłka nożna. Do pobliskiego lasku chodziliśmy specjalnie rozgrywać konkursy rzutów karnych. Między drzewami imitującymi dużą bramkę można było się rzucać bezpiecznie na ściółkę. To była duża frajda.

- Do kolegów schodził pan z własną piłką pod pachą?

- Pamiętam, że własną, taką już poważną piłkę, otrzymałem w I klasie "podstawówki". To był prezent w zamian za napisanie utworu na fortepian.

- Koledze?

- Nie, piłkę otrzymałem od prof. Aleksandra Nalaskowskiego, któremu napisałem utwór z okazji przeprowadzki. Była, rzeczywiście, super i może dlatego tak ją eksploatowaliśmy. Przeżyła rok, ale wkrótce pojawiła się następna.

- Był pan samoukiem, czy może ktoś podpowiadał określone zachowania na boisku?

- W takim podwórkowym graniu liczyła się siła fizyczna i szybkość. Ale podglądałem starszych kolegów. W tej ekipie, kiedy miałem 10-12 lat, byłem najmłodszy i najmniejszy. Dlatego rozpierała mnie ambicja, chciałem za wszelką cenę dorównać najlepszym. O dziwo, piłka mi nie przeszkadzała, czułem się z nią komfortowo.

- To nie rozumiem, dlaczego nie znalazł się pan w klubie?

- Oczywiście, że chciałem. O zostaniu piłkarzem marzyłem aż do późnych lat szkoły podstawowej, nawet jeszcze w gimnazjum. Ale pomysł podjęcia treningów w szkółce czy klubie nie zyskał akceptacji rodziców.

Przeczytaj także:Nowawieś Chełmińska. Sobotnia noc, 30 lipca

- Po latach nie ma pan do nich o to żalu?

- Z dzisiejszej perspektywy pianisty rozumiem doskonale ich decyzję. Sam też nigdy się nie obwiniałem z powodu takiego, a nie innego wyboru. Postawiłem na fortepian. Piłka jest wciąż jednak ważna w moim życiu i nie ma żadnych powodów, abym miał zarzucić tę pasję.

- Nawet podczas finału konkursu Chopinowskiego...

- Nawet. Postanowiłem wówczas zwyczajnie ochłonąć od tej atmosfery i zamiast siedzieć w Warszawie, między poszczególnymi etapami, wracałem do Torunia. Raz poszedłem na grzyby, innym - umówiliśmy się ze znajomymi na piłkę. Natomiast pomiędzy finałem a Galą nie wracałem już do domu. Zaprzyjaźnieni ludzie z Akademii Muzycznej akurat mieli w ramach zajęć wf grę w piłkę; nie mogłem odmówić.

- Bez obaw o kontuzję?

- Wszyscy dziwią się: przecież jesteś pianistą, musisz dbać o dłonie, uważać na siebie... A dlaczego mam sobie odmawiać przyjemności, siedzieć w domu i bez przerwy uważać na ręce, skoro palce mogę sobie przytrzasnąć np. drzwiami.

- Grę traktuje pan jako sposób pozbycia się nadmiaru adrenaliny, wyrzucenia złych emocji?

- Nie, ja po prostu lubię się męczyć w dobrej sprawie. Pociąga mnie walka, nieodparta chęć zdobywania bramek, zwyciężania. A najbardziej - zabawa w gronie kolegów, znajomych.

- W rywalizacji przy fortepianie i boisku odnajduje pan wspólne pole?

- Konkurs przy klawiaturze nie jest czymś naturalnym. W pianistyce chodzi raczej o opanowanie trudnego języka muzycznego, dążenie do osiągnięcia doskonałości. O rywalizacji między ludźmi w konkursach pianistycznych nie ma mowy. Co innego rywalizacja sportowa; ona mnie zawsze ciekawiła. Mało było dyscyplin, których nie posmakowałem. Grywałem w koszykówkę, ping-ponga, nawet w bilardzie zanotowałem sukcesy. A teraz jeżdżę namiętnie na rowerze.

Sen w barwach Dortmundu

- Czy młodzieńcze bieganie za piłką rozbudzało wyobraźnię?

- Naturalnie. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych bardzo żyłem rzeczywistością piłkarską. Kupowałem "Piłkę Nożną", "Piłkę Nożną Plus", zbierałem plakaty zawodników i klubów, wymieniałem się nimi z kolegami. Kwitł nawet drobny handel. A na boisku każdy musiał mieć swojego alter ego.

- Wielu było tych idoli?

- Cała masa; zależnie od tego, który z piłkarzy potrafił zwrócić akurat uwagę dobrą grą, zdobytą w jakiś niezwykły sposób bramką, czy w przypadku bramkarzy - paradą. Modni byli, zwłaszcza, gracze z Niemiec. Ich drużyna w 1996 r. zdobyła trzeci raz mistrzostwo Europy. Każdy wcielał się więc Bierhoffa, Klinsmanna, Sammera czy bramkarza Koepke. Powodzeniem cieszyli się też holenderscy bliźniacy de Boer czy Overmars. Właśnie w Holendra często się wcielałem, bo lubiłem biegać dużo po skrzydle.

- A kibicem jakiej klubowej drużyny pan był? Wiem, że do jednej zamanifestował pan swoje przywiązanie w specjalny sposób...

- W 1997 r śledziłem finał Ligi Mistrzów. Wspaniały był to mecz, w którym Borussia Dortmund pokonała 3:1 Juventus z Zidane i Del Piero.

- I z powodu tego sukcesu sprawił pan sobie wyjątkowy prezent?

- To była ... pościel w jaskrawo żółto-czarnym kolorze, oficjalnych barwach klubu z Dortmundu. Używam jej do dziś.

Żeby noga mogła, to co ręka

- Dziś też siada pan na trybunie czy przed telewizorem, zagryza palce emocjonując się grą ulubionej drużyny?

- Nie jestem już kibicem takim, jak kiedyś. Nabrałem dystansu do kibicowania jako takiego, wspierania którejś drużyny z bliżej niekreślonych po-budek. Trudno mówić bowiem o jakiś pobudkach patriotycznych. Wiadomo, można interesować się losem zespołu ze swojego miasta, ale jak tu kibicować złożonemu z zawodników z zupełnie innych miast czy krajów. Czasami lubię sobie pooglądać dobrą piłkę, a ostatnio bardziej wolę sam grać, niż obserwować innych.

- To nie czuje pan w ogóle dreszczyku emocji, jaki wywołują przyszłoroczne finały EURO w Polsce i na Ukrainie?

- Jasne, że ucieszyłem się, że ten turniej odbędzie się u nas. Troszeczkę się też przeraziłem, jak to wszystko w naszej rzeczywistości zostanie zorganizowane. Natomiast, szczerze, jakoś strasznie mnie to nie grzeje. Naszą reprezentację będę pewnie oglądać. Obawiam się tylko, że znów skończy się standardowo, czyli na trzech meczach: otwarcia, o wszystko i o honor. Patrzę na poczynania reprezentacji realistycznie. Wiem że jest dobry trener, ale wiem też, na co ją stać w starciu z innymi rywalami i co robią z piłką, jak znajdą się już w jej posiadaniu.

- Pan podróżuje po świecie. Pojawia się pokusa wybrania na mecz czołowych drużyn?

- Przyznam się, że w życiu nie byłem na żadnym meczu. Jakoś nie ciągnie mnie na stadion.

- A słyszał pan, że toruńska Elana jest liderem II ligi? Nie korci zobaczyć, jak grają?

- Tak, właśnie przczytałem w internecie, że wygrała trzeci mecz z rzędu i prowadzi w tabeli. Pewnie, jak awansują do ekstraklasy, to wybiorę się na jakiś mecz.

- Czym więc wytłumaczyć, że artysta poświęca tyle uwagi tak plebejskiemu sportowi?

- Czemu od razu plebejskiemu... Piłka nożna to bardzo poważna sprawa. Próba opanowania pewnego kulistego przedmiotu, patrząc globalnie, za-wsze ludzkość interesowała. Piłka dlatego fascynuje świat, bo noga jest mniej sprawna od ręki. Umiejętność opanowania jej, towarzysząca temu rywalizacja - pociągają. Na boisku stan od 0:0 do 0:1 dzieli jeden strzał. Widzimy drużynę nacierającą, aż tu nagle po strzale w słupek broniący kontratakują; jest 0:1. Koniec meczu!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska