Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Publiczne znieważenie głowy państwa - co za to grozi

Jacek deptuła [email protected] tel. 53. 32 63 138
W 2008 roku warszawska prokuratura umorzyła śledztwo przeciw Nobliście, który publicznie tak skrytykował Lecha Kaczyńskiego: "Durnia mamy za prezydenta".
W 2008 roku warszawska prokuratura umorzyła śledztwo przeciw Nobliście, który publicznie tak skrytykował Lecha Kaczyńskiego: "Durnia mamy za prezydenta". Jarosław Pruss
Prezydent Łukaszenka śmieje się w kułak. Polski dziennikarz z Białorusi nazwał go "dyktatorem" i we wtorek został za to skazany na 3 lata w zawieszeniu.

A w środę nasz Trybunał Konstytucyjny uznał, że zapis w polskim prawie o karze do trzech lat więzienia za "publiczne znieważenie głowy państwa" jest zgodny ustawą zasadniczą.

W ten sposób polscy sędziowie potwierdzili pośrednio, że ich białoruscy koledzy po fachu mieli rację skazując redaktora Andrzeja Poczobuta. Jak na ironię jego los może podzielić Lech Wałęsa. W 2008 roku warszawska prokuratura umorzyła śledztwo przeciw Nobliście, który publicznie tak skrytykował Lecha Kaczyńskiego: "Durnia mamy za prezydenta".

Przeczytaj: Prokuratura wszczęła śledztwo ws. nazwania prezydenta durniem
Jeśli Sąd Okręgowy w Gdańsku literalnie podejdzie do środowego wyroku TK, to b. prezydent Wałęsa może stać się... więźniem sumienia. To oczywiście żart, ale nie do końca. Chyba że Lecha Wałęsę sąd ukarze kilkudziesięcioma godzinami pracy społecznej.

Gdyby na serio traktować ów paragraf, nasze więzienia byłyby pełne polityków (ale tylko tych, których nie chroni parlamentarny immunitet). Mało kto już pamięta kubły pomyj Porozumienia Centrum, które wylewali bracia Kaczyńscy na głowę Lecha Wałęsy. Ale opinię publiczną bardziej elektryzowały tyleż spektakularne, co komiczne przestępstwa obrazy majestatu, których autorami byli zwykli ludzie.

W 2006 roku warszawski bezrobotny Hubert H. stał się bohaterem mediów, kiedy po paru flaszkach wina owocowego "Uśmiech sołtysa" wygarnął policjantom: "Wy, kmioty Kaczyńskiego...". A później pod adresem "kaczek" poleciały grubsze słowa powszechnie uznane z obelżywe. Warszawskim sędziom dziękować za zdrowy rozsądek, bo umorzyli postępowanie wobec bezrobotnego ze względu na znikomą szkodliwość.

Bardzo głupio zachowała się elbląska prokuratura wobec internauty, który rozsyłał pocztą elektroniczną zdjęcie dwóch nurkujących kaczek podpisane: "A teraz kochani wyborcy... pocałujcie nas w kupry!". Do mieszkania wpadła policja, zarekwirowała sprzęt, a chłopa wezwano do prokuratury. Podobna przygoda zdarzyła się mieszkańcowi Wrocławia, który m.in. przebrał braci Kaczyńskich w habity.

Ciekawostką jest to, że Donald Tusk, lider ówczesnej opozycji, wtedy gorąco protestował przeciw takiemu ograniczaniu wolności słowa. Z o wiele mniejszą energią robił to, kiedy w maju tego roku do studenta prowadzącego satyryczną stronę "antykomor.pl" wpadli uzbrojeni (sic!) funkcjonariusze ABW. Człowieka zmaltretowano tak, że zlikwidował stronę.

Na największą śmieszność wystawiła się Kancelaria Prezydenta Kaczyńskiego, która usiłowała pociągnąć do odpowiedzialności niemieckie pismo satyryczne, które nazwało braci "kartoflami". A litościwym milczeniem pominąć trzeba bezkarne poselskie inwektywy (wobec prezydentów wszystkich opcji) rzucane na aktualnie rządzącą głowę państwa. Tam aż roi się od "kurduplów, alkoholików, psycholi, leni, pornogrubasów, łobuzów, drani, zdrajców, zaprzańców" itd.

Bo w Polsce nadal są równi i równiejsi - ci, których chroni immunitet i matka - partia. - Nie sądzę, by środowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego był sensowny - uważa politolog, prof. Tadeusz Godlewski z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. - Dla mnie ten przepis nosi znamiona ograniczania wolności wypowiedzi. Przecież w nich nie ma nawoływania do nienawiści, czy zachęt do agresji.

Prof. Godlewski uważa, że prawdziwym zagrożeniem dla demokracji czy głowy państwa były np. nienawistne, nawołujące do zamachu ataki prasy polskiej na prezydenta Gabriela Narutowicza w 1922 roku. W wyniku tej fali nienawiści pierwszy prezydent i został zamordowany przez fanatyka.

Pikanterii polskiemu paragrafowi 2 dodaje fakt, że kodeksowa ochrona głów państw nie przysługuje prezydentowi USA, królowej brytyjskiej, a nawet papieżowi! Najrozsądniejsze wydają się kodyfikacje w Niemczech i Japonii. Tam wprawdzie można ukarać obywatela obrażającego szefa państwa, ale tylko wówczas, jeżeli on się na to zgodzi (po wojnie nie odnotowano ani jednego takiego przypadku). Tymczasem u nas pieniądze, czas i umiejętności marnują służby specjalne, policja, sędziowie i prokuratorzy. Zadowoleni są tylko dziennikarze. Mamy o czym mówić i pisać.

Bo art. 135 paragraf 2 polskiego Kodeksu karnego przypomina paragraf 22 Josepha Hellera.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska