MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Premier nie porządzi sobie Europą

Jacek Deptuła [email protected] tel. 52 32 63 138
Jarosław Pruss
Jeszcze dwadzieścia lat temu młodzi Polacy odwiedzający Zachodnią Europę byli pytani, czy znają coś takiego jak wideo, a nawet... telewizory.

Większość zachodnich materiałów prasowych ilustrowana była obowiązkowym zdjęciem konnego wozu lub Polaków pijących wódkę, zagryzając kiełbasą. A na plakatach zachęcających Europejczyków do wizyty nad Wisłą królowała kiczowata Cepelia.

Tymczasem zaledwie dwie dekady po odzyskaniu suwerenności niemieckie pogardliwe powiedzenie "polnische Wirtschaft" traci rację bytu. Nawet stereotypy na temat Polski powoli, ale jednak odchodzą w przeszłość.

Od piątku do 31 grudnia Polska będzie sprawować przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Jaki kraj zobaczy w tym półroczu ponad trzydzieści tysięcy europejskich polityków i unijnych urzędników wraz z kilkunastoma tysiącami osób towarzyszących?

Na pewno nie będzie to Polska wozów drabiniastych, ziemniaków i Cepelii.

Nasze pięć minut

Półroczna prezydencja jest zbyt krótka, by zdecydowanie zmienić zdanie Europejczyków na temat naszego kraju. Ale na tyle długa, byśmy mogli popełnić wiele błędów, które zaszufladkują nas znów jako bałaganiarską nację. A przecież mamy ambicję być liderem naszej części Europy nie tylko pod względem liczby ludności czy obszaru.

Kilka dni temu Jarosław Kaczyński, szef największej partii opozycyjnej, oświadczył: "Prezydencja to będzie wielkie show pod tytułem Donald Tusk rządzi Europą". A przecież prezes PiS doskonale wie, że szef państwa sprawującego prezydencję nie rządzi Europą! Od wielu miesięcy piszą i mówią o tym media.

Rola premiera i ministrów jego gabinetu w Radzie UE przypomina raczej - w wielkim uproszczeniu - kompetencje marszałka Sejmu. Będą przewodniczyć posiedzeniom Rady UE, także na szczeblu szefów państw, mogą ustalać tematykę posiedzeń w zależności od bieżących wydarzeń. Polska prowadzić będzie też prace nad unijnymi aktami prawnymi i przewodniczyć negocjacjom europejskim. Słowem: państwo "prezydenckie" mediuje, negocjuje w imieniu c a ł e j Unii i szuka kompromisu w sytuacjach konfliktowych. To tylko tyle i aż tyle.

Największą korzyścią przewodnictwa może być nieagresywne, dyplomatyczne forsowanie własnych projektów, ale związanych z interesem całej Wspólnoty. Natomiast każde nieprzemyślane i egoistyczne przepychanie interesów narodowych zostanie storpedowane przez pozostałe kraje. Leszek Balcerowicz mądrze tłumaczy, że możliwości kraju sprawującego prezydencję są stosunkowo niewielkie. Ale zwraca uwagę na kapitalną wręcz kwestię: największe unijne państwa i tak mają największy wpływ na decyzje, niezależnie od tego, czy sprawują prezydencję czy też nie.

Wejście smoka

O konstatacji prof. Balcerowicza zdaje się, jak zwykle, zapominać PiS, które oczekuje od gabinetu Donalda Tuska, by wreszcie Polska huknęła pięścią w stół i załatwiła w Brukseli przynajmniej tuzin kluczowych dla nas spraw. Trudno jednak zapomnieć o latach 2005-2007, kiedy to rządy PiS usiłowały groteskowo postawić na baczność Berlin, Paryż i Londyn.

Po polskiej prezydencji gabinetu Donalda Tuska nie należy spodziewać się "wejścia smoka". Choć rząd przyjął już dawno listę najważniejszych spraw do przeprowadzenia, jednak kryzys gospodarczy i kłopoty strefy euro mogą nieco pokrzyżować te plany. Jakie są więc najważniejsze merytoryczne cele polskiej prezydencji?

- Pierwszy - to jeszcze większa integracja europejska jako źródło wzrostu gospodarczego - mówi Joanna Skoczek, dyrektor departamentu MSZ ds. polskiej prezydencji. - Innymi słowy: chcemy szukać dróg wyjścia z kryzysu ekonomicznego. Po drugie - otwarta Europa i stabilne sąsiedztwo. Chodzi m.in. o nasz program Partnerstwo Wschodnie i dalsze rozszerzenie Unii. Być może nawet podczas naszej prezydencji do Unii wejdzie Chorwacja, co byłoby prestiżowym sukcesem. Nie unikniemy też rozwiązywania problemów w związku z sytuacją w Grecji i uchodźcami z Afryki Północnej. Podniesiemy także kwestie bezpieczeństwa energetycznego i wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony.

Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska zapewnia z kolei, że podczas prezydencji będziemy chcieli utrzymać znaczenie unijnej polityki spójności.

Chodzi o miliardy euro kierowane do uboższych krajów UE na rozwój poszczególnych regionów. Polska jest największym beneficjentem spośród nowych członków Wspólnoty. A gra idzie o wielką stawkę - Komisja Europejska zaproponowała Polsce na lata 2014-2020 osiemdziesiąt miliardów euro! Jednak Niemcy, Wielka Brytania i kilka mniejszych państw, płatników netto już głośno protestują.
Niewątpliwie jednym z ważniejszych celów naszej prezydencji będą pierwsze przymiarki do unijnego budżetu na lata 2014-2020. W minioną środę Komisja Europejska przedstawiła tzw. perspektywę finansową (komisarzem odpowiedzialnym za tworzenie budżetu jest Janusz Lewandowski) i już zaczęły się swary. Bogate kraje zapowiadają, iż należy rozpocząć wielkie oszczędności w związku z globalnym kryzysem.

W kraju natomiast PSL i opozycyjne PiS domagają się także od rządu Donalda Tuska szybkiego wyrównania unijnych dopłat do rolnictwa do poziomu dotacji zachodnich farmerów.
Partnerstwo Wschodnie to unijny projekt zapoczątkowany przez Polskę. Ma ono być - jak twierdzą politycy Platformy - asem atutowym prezydencji. We wrześniu w Warszawie spotkają się na szczycie szefowie wszystkich państw Unii. Najambitniejszym celem Polski jest podpisanie umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą. Dzięki temu ten wielki kraj znalazłby się w orbicie europejskiej. Rosja natomiast nie zamierza osłabiać swych wpływów w Kijowie i chce przeciągnąć Ukrainę w strefę wolnego handlu Wspólnoty Niepodległych Państw.

O tym wszystkim w Polsce będą rozmawiać unijni politycy na pięćdziesięciu spotkaniach na poziomie ministerialnym i około trzystu na poziomie eksperckim.

Polski mur chiński

Większość polityków, także opozycyjnych uważa, że od strony organizacyjnej Polska poradzi sobie z obowiązkami prezydencji. Nie zanosi się też na to, by prezydencję pogrążył prestiżowo kryzys gospodarczy Grecji, rewolucje arabskie czy kłopoty strefy euro. To paradoks, ale najbardziej obawiać się można kardynalnych błędów naszej klasy politycznej - zarówno z partii rządzących, jak i opozycyjnych. Zagrożenie związane jest, oczywiście, z październikowymi wyborami parlamentarnymi. Wprawdzie minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz zarzeka się, że wybory będą oddzielone "chińskim murem" od prezydencji, ale trudno w to uwierzyć.

Czy politycy Platformy i koalicyjnego PSL oprą się pokusie zbijania kapitału wyborczego stając przed kamerami z wielkimi europejskiej polityki? Należy wątpić, skoro niemal każdy członek rządu będzie startował w wyborach.

Jarosław Kaczyński mówiąc, że premier Tusk przygotowuje show pod hasłem "ja rządzę w Europie" zapomniał o jednym. Prawdopodobieństwo, że sprawna prezydencja pomoże mu w wyborach jest niewiele większe od tego, że jakaś nieoczekiwana wpadka - i to na europejskim forum - odbierze mu głosy. Doskonałym tego przykładem jest niedawny karygodny błąd Donalda Tuska.

Dwa tygodnie temu Polska jako jedyny kraj zawetowała unijny projekt kolejnego ograniczenia emisji CO2. Jeśli nie zrobiłaby tego - ponieślibyśmy miliardowe straty, bo nasza energetyka oparta jest w 96 proc. na węglu. Nasi dyplomaci dopiero podczas głosowania zorientowali się, że zostali na placu boju sami i to z ręką w nocniku. Dlatego, że wyjątkowo nieudolnie usiłowali zmontować koalicję nowych krajów UE, które również większość energii produkują z węgla. Podobno uzyskali ich poparcie, które okazało się zwykłym pustosłowiem.

Od kilku lat polskie kampanie wyborcze charakteryzują się niebywałą bezwzględnością, awanturnictwem i wręcz nienawiścią. Dlatego między bajki należy włożyć nadzieje, że cała klasa polityczna wzniesie się ponad podziały i wykorzysta prezydencję dla dobra Polski. Przeciwnie - każdy błąd koalicji rządzącej opozycja będzie w bez-względny sposób wykorzystywać, by nadszarpnąć opinię własnego rządu nawet na forum Parlamentu Europejskiego. Prezes PiS Jarosław Kaczyński wygłosił niedawno swoje credo na temat polskiej prezydencji. Totalnie skrytykował rząd Donalda Tuska, napinając mocarstwowe muskuły i pokazując sukcesy prezydencji trzech gigantów UE - brytyjskiej, francuskiej i niemieckiej. "Trzeba umieć i chcieć" - napisał sugerując, że premier ani nie potrafi walczyć o nasze interesy, ani chce. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że im gorsza będzie polska prezydencja, tym większą radość sprawi to PiS, nie mówiąc o wyborczych konfiturach. Bo gra idzie nie o prezydencję, ale cztery lata w Sejmie.

Opozycja domaga się zachowania Polsce pełnej niezależności, jednocześnie korzystając z brukselskich miliardów euro. A to jest niemożliwe.

Wizerunek i promocja

Warto jednak zapytać wprost: co Polska zyska na prezydencji? Jeśli będzie udana, siła naszego kraju w Europie niewątpliwie wzrośnie.
Wizerunku kraju nie da się przeliczyć na pieniądze. Ale biorąc pod uwagę fakt, że 70 proc. Brytyjczyków, 80 proc. Holendrów i co drugi Francuz nie wiedzą o Polsce nic - słowo "promocja" może dawać nadzieję, że to się zmieni. Przez pół roku relacje telewizyjne i tysiące polskich imprez przybliżą choć w części nasz kraj Europejczykom. Zobaczą, że Polska to nie tylko kraj papieża i Wałęsy. Kilkadziesiąt tysięcy gości przekona się też, że nad Wisłą nie mieszkają sami hydraulicy, opiekunki domowe i robotnicy rolni.

Tysiące projektów artystycznych w Polsce, czterysta wydarzeń w dziesięciu stolicach świata - Berlinie, Brukseli, Kijowie, Londynie, Madrycie, Mińsku, Moskwie, Paryżu, Pekinie, Tokio - to bezprecedensowe wydarzenie.

A to tylko część programu promującego naszą kulturę. Obyśmy tylko nie "wypromowali" w Europie stylu prowadzenia polityki wewnętrznej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska