Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogołocona z włosów, dziecięca czaszka nie robi tu wrażenia

Joanna Lewandowska
sxc
Nikt nie odwraca głowy, nie przerywa jedzenia, nie ścisza głosu, nie przestaje rozmawiać.

Tutaj ten widok jest normalny, zwykły, codzienny. Tak jak codzienne są butle z kroplówkami, woreczki z moczem smętnie wiszące u pasa malutkich dzieci z nienaturalnie dużymi brzuszkami.

Na tym oddziale nerwowe ruchy, błagalne spojrzenia kierowane są nie na dzieci, ale na lekarzy, którzy idąc ku salom w tych swoich białych fartuchach mogą przynieść dobre wiadomości, lub za pomocą zwykłych, codziennie wypowiadanych słów zabić ten ledwie tlący się w nich płomyk nadziei.

Anna
Od kiedy przestała być Anną- koleżanką, żoną, pracownicą dobrze prosperującej firmy, a stała się tylko mamą Sebastiana - spędza w szpitalu większą część roku. Zna tu wszystkich, wszyscy ją znają. Przyzwyczaiła się. Czasem jeszcze tęskni do swojego dawnego życia i czasem jeszcze drżą jej ręce, ale wtedy zaciska zęby, przywołuje na twarz uśmiech i wesoło zachęca synka do zabawy.

Bo przecież on ma gorzej.

Nie pozna smaku dorosłego życia. Nie będzie przeżywał radości pierwszej miłości, dobrze zdanych egzaminów, realizacji życiowych planów.

On nie będzie miał żadnych planów, bo ktoś za niego zaplanował wszystko już wcześniej.

Umrze.

Więc te ostatnie darowane im chwile trzeba spędzać razem. Radośnie. Nie można marnować czasu na łzy. One i tak niczego nie zmienią.

- Jak to w ogóle możliwe, jak dajesz sobie z tym radę?- takie pytania najczęściej zadają Annie mamy, które dopiero zaczynają szpitalne życie, które jeszcze nie dopuszczają do siebie myśli, że to, co było - już nie wróci, że już nigdy ich troski nie będą dotyczyły źle zapiętej kurtki, braku szalika, niedopitej herbaty i niezjedzonej zupy.

One jeszcze nie wiedzą, że teraz ich czas będą wypełniały oczekiwania na wyniki badań, śledzenie wszystkich artykułów o rzadkich schorzeniach, jakie daje się odszukać w Internecie. One jeszcze nie wiedzą, że troska o nieumyte ręce, którymi dziecko jadło posiłek, to nic w porównaniu z oczekiwaniem na tych posłańców, którzy idąc korytarzem w tych swoich białych fartuchach wydają wyroki.

Rok.

Dwa.

Przeszczep.

Koniec.

Aśka
- Kiedy trafiliśmy tu po raz pierwszy, przerażała mnie myśl o tygodniu, spędzonym w tej sali. Jesteśmy tu już ponad miesiąc, nie wiemy, co dalej - mówi Aśka.

- Jeszcze niedawno myślałam, że nie mogę pozwolić sobie na dzień wolnego, tyle pilnych spraw w pracy. A teraz? Teraz boję się planować, myśleć o przyszłości. Cieszę się tym, co jest. Marzę tylko o tym, by kolejny dzień przyniósł jakieś dobre wiadomości, ale te jakoś nie nadchodzą...

Agnieszka

Niemal przegapiła tę najważniejszą, na którą czekała z Krzysiem od miesięcy.

- Odkurzałam, kiedy zadzwonili ze szpitala. - Gdybym nie odebrała tego telefonu, nie byłoby przeszczepu. Zadzwoniliby do tych, którzy są następni na liście. Co wtedy? Krzyś mógłby już nie żyć.

Ale o tym Agnieszka nawet nie myśli. Jest skupiona na analizowaniu skomplikowanych, niezrozumiałych dla większości zdrowych ludzi, medycznych terminów i wyników badań Krzysia. Ona wie, że pod tymi niewiele mówiącymi innym skrótami kryje się odpowiedź na najważniejsze w tej chwili pytanie: czy organizm nie odrzuci przeszczepu?

Na razie wszystko wskazuje na to, że dostali drugą szansę od kogoś, dla kogo los nie był tak łaskawy.

- Krzyś ma wątrobę od zmarłego dziecka. To najlepsze, co mogło go spotkać - mówi Agnieszka. - Podobno organy od dawców w tym samym wieku dobrze się przyjmują. Kiedy dowiedzieliśmy się, że ani ja, ani mąż nie możemy być dawcami, każdego dnia modliliśmy się o cud. Cud się zdarzył. Staramy się nie myśleć, że dla nas tym cudem była czyjaś śmierć.

Weronika
Nie modli się o cud. Lekarze nie pozostawili jej żadnych złudzeń. Staś będzie żył, ale już zawsze pod ich czujnym okiem, z woreczkiem u pasa, dietą i wieloma innymi ograniczeniami.

Te ograniczenia tylko pozornie dotyczą tylko Stasia. Tak naprawdę cała rodzina musiała podporządkować się jego chorobie. Weronika przestała już myśleć o powrocie do pracy, bo dwa dni w tygodniu muszą spędzać ze Stasiem w szpitalu. Jej starsze dzieci przestały już myśleć o rodzinnych wczasach. Jej mąż nawet nie wspomina o odpoczynku, musi pracować.

Żaneta

Kiedy zaszła w ciążę, nawet przez myśl jej nie przeszło, że przez kilka tygodni będzie studiować opasłe tomy encyklopedii medycznych w poszukiwaniu wiadomości o chorobach genetycznych. W jej rodzinie wszyscy zdrowi, u męża też OK. Dlaczego więc Mateuszek zamiast radośnie wpatrywać się w kolorowe grzechotki i nowe misie ogląda wenflon, przyczepiony do jego malutkiej dłoni?
Lekarze jeszcze tego nie wiedzą, sprawdzają, badają, szukają. Starają się jednak przygotować Żanetę i jej męża do myśli, że wątroba Mateuszka przestanie kiedyś pracować. A wtedy nie pozostanie im nic innego, jak czekanie w liczącej kilkaset metrów kolejce na przeszczep.

Szpital
Słychać śmiech, wesoły głos misia z kreskówki, dźwięczny słowotok miłych przedszkolanek, brzęk naczyń, w których zaraz podadzą pyszny obiad. Dzieci się świetnie bawią, wyrywają sobie zabawki, układają puzzle, malują farbami, rysują kredkami.

Uśmiechnięte mamy wesoło zachęcają maluchy do zabawy. Jest przyjemnie, ciepło, kolorowo.
I tylko nocą czasami słychać tłumiony szloch, a wprawne oko bez trudu zauważy, że na twarzach tych uśmiechniętych matek z dnia na dzień przybywa pudru.

Na szczęście dzieci nie znają tych makijażowych sztuczek. Na szczęście dzieci myślą, że tak wesoło bawić się będą już zawsze.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska