Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim jest więzień, który procesuje się z byłym senatorem? Miecz sprawiedliwości tnie od 18 lat

Adam Willma
Adam Willma
Zasłynął już jako poeta, później ofiara plagiatu. W ciągu roku rozkręcił największą wypożyczalnię samochodów w Łodzi. Teraz walczy z najbogatszym Polakiem o zwrot pieniędzy za auto. Wszystko w czasie odsiadywania 25-letniego wyroku.

Miecz sprawiedliwości

We włocławskim więzieniu Bogdanowicz pełni rolę ozdobnego krzewu. Rośnie tu od niepamiętnych czasów, można go pokazać jako pięknie zresocjalizowanego zabójcę albo jako bohatera sławnego procesu z piosenkarzem Michałem Wiśniewskim. Od czasu do czasu krzew wypuści kwiatki w postaci kolejnej nagrody literackiej.
Nagród ma już siedemdziesiąt, a jeśli każą mu odbębnić cały wyrok, zbierze się jeszcze ze trzydzieści. Będzie mógł je pokazywać drugiemu pokoleniu więzienników, którzy wyprowadzają go na nową drogę życia.

Bogdanowicz - zabójca

Zabójcą został w 1990 roku, a ściślej mówiąc prawie 8 lat później, gdy po rekordowo ślimaczym postępowaniu sąd wydał wyrok.
To był osobisty sukces młodego i ambitnego prokuratora Janusza Kaczmarka. Jego poprzednik wywalczył ledwie 10 lat, bo uznano, że Bogdanowicz przekroczył granice obrony koniecznej, ale nie zamordował z zimną krwią.
Czuł się skrzywdzony, odwołał się wówczas od wyroku. Ale odwołał się również Kaczmarek, który sprawę potraktował ambicjonalnie. Tym razem wygrał prokurator. Załatwił mu 25-letnią odsiadkę. Adwokat z urzędu nie pomógł.
Rzeczywiście, trupy były aż trzy, mieszkanie zalane krwią. Robiło wrażenie. Tamtego dnia Bogdanowicz miał wymienić na złotówki 1300 dolarów. Jako były komandos zarabiał wówczas nieźle w prywatnej firmie ochroniarskiej. Nawinęli się cinkciarze, którzy zaproponowali dobrą cenę. Poszedł więc do domu matki po pieniądze, mieli na niego czekać.

Ale nie czekali. Wpadli do domu, wykręcili ręce.
Żeby puścili, powiedział że pieniądze są w szafce w kuchni. Zabrali portfel, ale nie zauważyli kabury pistoletu ukrytej pod swetrem.
Później wszystko działo się już według schematu setki razy trenowanego w oddziale Grupy Operacyjno-Rozpoznawczej Sztabu Generalnego, w której Bogdanowicz zdobył szlify. Przeładować P64, "stój bo strzelam", ostrzegawczy w podłogę, później kilka w nogi. Przeładowanie magazynku. Padli, ale jeden złapał Bogdanowicza za nogi, próbował przewrócić. Wtedy były komandos złamał wojskowy regulamin - stracił panowanie, zaczął strzelać na oślep. Doliczono się dwunastu kul.

Bogdanowicz - tekściarz

Żeby nie zwariować w więzieniu, zaczął pisać. Wychodziło nieźle, jurorzy więziennych konkursów literackich rozpływali się w pochwałach. Że autentyczne, że wyrwane z trzewi.

W 1997 roku w więzieniu w Potulicach koncertował zespół Ich Troje. Bogdanowicz wręczył wówczas kartkę ze swoim wierszem Michałowi Wiśniewskiemu.
Nie miał pojęcia, że Wiśniewski wykorzysta test. Usłyszał go przez przypadek w więziennym radiowęźle.

Napisał list do zespołu, czy się tak godzi bez pytania. Później kolejne. W końcu wkurzył się i zażądał pieniędzy za wykorzystanie słów bez zgody. Ale pewnie słałby pisma z więzienia do dziś, gdyby nie duża kancelaria prawna, która zaproponowała pomoc.
Mecenasi załatwili sprawę fachowo. Sąd orzekł, że autorowi tekstu należy się 60 tys.
Prasa w całej Polsce ogłosiła, że zabójca wygrał z piosenkarzem. A piosenkarz ripostował, że nie przeprosi kogoś, kto ma ludzkie życie na sumieniu. I że nie pojmuje jak to możliwe, że zabójcy nie odebrano praw publicznych. W tym praw do korzystania z sądu.
Koledzy z więzienia ciągle podpytują o te 60 tys., ale Bogdanowicz nie dostał ani grosza. Komornik jest bezradny, bo to nie jedyne zobowiązanie Wiśniewskiego.

Bogdanowicz - biznesmen

Rodzina Bogdanowiczów to unikat. Zwykle przy takich wyrokach małżeństwa sypią się jak domki z kart. Ale związek z Anną przetrwał. Owocem jednej z pierwszych przepustek jest córka. Gdy Bogdanowiczowi udzielono kolejnej - dziewczynka miała już dwa i pół roku.
O tym, gdzie jest tatuś, mama powiedziała jej pięć lat później. Dziś skończyła szesnaście. Tylko dwie jej najlepsze przyjaciółki znają całą prawdę.
Ale z Piotrem jest mocno związana. Każdego tygodnia wymieniają się długimi listami.
Poznali się z córka bliżej, gdy Bogdanowicz miał przerwy w karze. Dwa razy dostał roczne zwolnienie. Tego czasu nie odejmuje się od wyroku więc zamiast do 2015 , koniec odsiadki przesunął się na 2017.
Podczas pierwszej przerwy Bogdanowicz mógł też dać upust swojej żyłce do interesów. Spieniężył mieszkanie w centrum Gdyni po matce i w ciągu 12 miesięcy rozkręcił największą wypożyczalnię samochodów w Łodzi. Banki mu zaufały, firmy leasingowe dały samochody. Zatrudnił parę osób, sam był pod telefonem przez cała dobę. Doszedł do 34 aut.

Ale gdy zbliżał się termin powrotu, Bogdanowicz zapadł się w siebie, z depresyjnego dołu wyciągnęli go dopiero w więziennym szpitalu.
Gdy wrócił z przerwy, firma skurczyła się o połowę. Poważnie chora żona musiała zwolnić pracowników i sama stara się ciągnąć interes.
Więcej przerw w karze już Bogdanowiczowi nie przysługuje. Wrócił więc do pracy w więziennej bibliotece, pisze wiersze i wnioski o przedterminowe zwolnienie. Za każdym razem odpowiedź jest podobna - ze względu na specyfikę przestępstwa powinien jeszcze odsiedzieć za kratkami.

Tyle że ustawowy pomysł na przedterminowe zwolnienie, nie uzależnia go od specyfiki przestępstwa.
Na ostatniej sprawie o skrócenie odsiadki Piotr nie wytrzymał. Pozwolił sobie zapytać sąd co jeszcze - oprócz wzorowej opinii i sterty dyplomów (na wierzchu położył list gratulacyjny z Sejmu RP), może zrobić, żeby skorzystać z ustawowego przywileju.
Sąd nie udzielił mu odpowiedzi.

Bogdanowicz - medium

W ostatnich dniach znowu zrobiło się głośno o Bogdanowiczu. Tym razem za sprawą Aleksandra Gawronika, biznesmena (w 1990 roku nr 1 na liście najbogatszych Polaków) i senatora RP, który we Włocławku odsiadywał ośmioletni wyrok za wyłudzenia. W przeciwieństwie do Bogdanowicza Gawronik uzyskał przychylność sądu i skorzystał z przedterminowego zwolnienia. Po wyjściu z pudła wypożyczył z firmy Bogdanowicza opla antarę. Tyle, że rachunku na prawie 12 tys. już nie zapłacił.
Poza protokołem fachowcy od resocjalizacji przyznają, że po 18 latach utrzymywanie w Bogdanowicza w celi za 2,5 tys. złotych miesięcznie nie ma sensu. Twierdzą, że Bogdanowicz, płaci za syndrom prymusa.

- Jeśli patrzeć na to pod kątem strategii, Bogdanowicz popełnił błąd. Znacznie bardziej opłaca się załapać negatywy w pierwszych latach więzienia, przejść nagłe nawrócenie, a później mieć czystą kartę - przyznaje były wysoki funkcjonariusz służby więziennej. - Wówczas papiery wyglądają piękniej - można się pochwalić pięknym sukcesem w resocjalizacji.

Głośne sprawy medialne wokół więźnia działają jak obosieczny miecz. Były przełożony Bogdanowicza (również anonimowo) twierdzi, że sława medialna przyniosła mu pecha: - System może sobie pozwolić na jednego Sikorę (bohater "Długu" ułaskawiony przez prezydenta), ale nie na kolejnych. Dlatego najbezpieczniej sprawę odwlekać.
Bogdanowicz marzy o zmianach w przepisach. Na przykład takich, które pozwoliłyby mu wyjść na wolność z elektroniczną obrożą. Bo według obecnych przepisów obroże przysługują tylko krótkoterminowcom.

Przed powrotem z ostatniej przerwy rozesłał maile znajomym. Poinformował, że jakiś czas będzie poza światem.

Odpisali mu, że świat będzie na niego czekał. No może z wyjątkiem Wiśniewskiego i Gawronika.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska